top of page

wyniki wyszukiwania

Znaleziono 71 elementów dla „”

  • hebrajska kafé gazeta

    ​​hebrajska kafé gazeta nr 4 1 tewet 5781 (16 grudnia 2020) foto: ulica allenbyego w tel awiwie. (hkg) foto: widokówka z 1921 roku z drukarni s. narinskiego ​ 1 kraj i państwo. tel awiw ​ pierwsze miasto hebrajskie. po starożytnej jaffie i XIX-wiecznym newe cedek obok niej, parę kroków na północ, wciąż trzymając się wybrzeża, jesteśmy w miejscu, od którego zaczął się w 1909 roku tel awiw – symbol i stolica syjonistycznego izraela, gdzie żydowscy imigranci zostawiali języki wygnania i zaczynali życie po hebrajsku. w jerozolimie – modlą się, w hajfie – pracują, w tel awiwie – bawią się. dziś żyje prawie pół miliona mieszkańców w mieście, które nie śpi עיר ללא הפסקה. zaczęło się od osady achuzat bait אחוזת בית. taką nazwę miała organizacja założona dla budowy miasta, ale wkrótce przyjęto nazwę tel awiw (niby tłumaczenie tytułu książki herzla „altneuland”, ale też, nazwę wzięto z biblii). 11 kwietnia 1909 na plaży między wydmami członkowie organizacji losowali działki. na 60 białych skorupach małż wypisali nazwiska, a na 60 czarnych skorupach małż numery działek. dziewczynka i chłopiec równolegle wyciągali z dwóch kapeluszy po jednej ze skorup i tak numer działki otrzymywał właściciela. ponieważ to syjoniści wnieśli znaczny wkład w inicjatywę budowy, przyjęto zasadę etyczną, że miasto budować będą wyłącznie robotnicy żydowscy (wielu potrzebowało pracy), ale doszło do sporów, kłótni, prawie bijatyk i wygrał pieniądz i tańszy robotnik. pierwszy dom tel awiwu (ulica jehuda halewi 25) już nie istnieje, podobnie jak większość pierwszych budynków. nie ma zatem „starego miasta”, są wielkie biurowce. w 1917 do tel awiwu wkroczyli brytyjczycy i od 1920 rządzili palestyną mocą mandatu ligi narodów aż do powstania państwa izraela w 1948. to, co zwie się dzisiaj tel awiw haktana תל אביב הקטנה – mały tel awiw , to kształt miasta do 1934, kiedy miasto otrzymało prawa miejskie. tel awiw zwą też „białym miastem”, z powodu rozwijającej się tu architektury w stylu bauhausu, tworzonej przez migrujących z niemiec żydowskich architektów w latach 30. budynki istnieją do dzisiaj. jednym z oficjalnych sloganów tel awiwu jest עיר ללא הפסקה ir leló hafsaka – miasto nieustające. i rzeczywiście, tel awiw ma swój urok także nocą. dla izraelskiej hebrajskiej literatury tel awiw to oczywiście zagłębie, tworzyło i tworzą tu setki literatów, jak choćby chaim nachman bialik, natan alterman, awot jeszurun,ale nie szmuel josef agnon i nie jehuda amichaj (jerozolima), ani nie amos oz (jerozolima, kibuc chulda, arad). 1 kraj i państwo. talmud izraelski. hasło 2: przekazał światu księgę ​ książka מגילת העצמאות עם תלמוד ישראלי „megilat haacmaut im talmud israeli” deklaracja niepodległości i talmud izraelski – w drugim punkcie talmud izraelski omawia stwierdzenie deklaracji niepodległości, że naród żydowski przekazał całemu światu księgę nad księgami (tj. biblię) i że ta niezbywalna wartość narodu, musi mieć miejsca w nowym żydowskim państwie. w książce o statusie biblii w deklaracji niepodległości pisze jehoida amir. poza tym: achad haam o pieczęci jaką odcisnęła biblia (חותם רוחו המקורי), dawid ben-gurion o dziedzictwie biblii (בארץ ישראל נירש את ספר הספרים), aharon dawid gordon o biblii jako świadectwie (שטר התנ"ך על הארץ), jaakow israel de han o unarodowieniu biblii (התנ"ך עבר הלמאה), asaf inbari o księdze nad księgami (ספר הספרים), michael handelzalc o tym, kto stworzył „księgę nad księgami”? (מי יצר את "ספר הספרים"?), micha josef berdiczewski o księdze (על הספר) oraz mariana ruach-midbar szapira o opowieści, która się nie skończyła. od kraju izraela do matki ziemi (הסיפור שאינו נגמר. מארץ ישראל אל אמא אדמה). (polskie przekłady tych tekstów można zamawiać pod adresem tekstyhebrajskie@gmail.com ). ​ 2 narody i religie. judaizm i reszta wiary. bogobojni, chasydzi ​ wśród bogobojnych חרדים charedim są tak chasydzi חסידים chasidim, jak ich przeciwnicy מתנגדים mitnagdim, litwacy i inni. można powiedzieć, że od czasów mojżesza, który wyprowadził żydów z niewoli egipskiej i po ich wygnaniu z ziemi obiecanej, na świecie byli po prostu żydzi - ci w okolicach morza śródziemnego to sefardyjczycy (sfarad ספרד hiszpania), a ci w europie to aszkenazyjczycy (ktoś uznał, że słówko w biblii aszkenaz אשכנז to niemcy). ale w połowie osiemnastego wieku na podolu israel ben eliezer, żyd skromny i biedny, trochę znachor, kabalista, straganiarz i behelfer (przyprowadzał do nauczyciela małe dzieci), który w końcu został stróżem w bet midraszu בית מדרש i po nocach modlił się i studiował kabałę praktyczną, potem znów był nauczycielem, gdy miał lat 36 (poszukaj co to lamed waw, 36) porzucił nauki, poszedł do lasu, rozpalił ognisko i znalazł tam boga. tak zaczął się chasydyzm חסידות chasidút czyli pobożność. israel miał przydomek בעש"ט besz"t = baal szem tow (pan dobrego imienia) i szybko zyskał zwolenników. potem oni zyskiwali swoich zwolenników i stawali się cadykami ( צדיק cadik, sprawiedliwy, odpowiednik rabina wśród nie chasydów). część z nich wyjechała do palestyny, czekając na mesjasza, który ma odrodzić żydowskie państwo. zatem nie uznają państwa syjonistów (państwa, w którym żyją) i mnożą chasydzkie podwórka (anka grupińska podaje wdzięczny termin: rebustwa). nie brak takich, co wiedzą, że założenie podwórka nie jest trudne i się opłaca. ci, którzy nie poszli za besztem to mitnagdim מתנגדים sprzeciwiający się, ale o nich w kolejnym numerze. z podola chasydzi parli we wszystkich kierunkach, dotarli też do warszawy (ale do berlina już nie, tam wzgardzono dzikimi naukami) i emigrowali nie tylko do palestyny, bo między innymi też do ameryki. dzisiaj do najbardziej ekspansywnych grup chasydzkich należy chabád חב"ד i mówi się żartem, że tam gdzie na świecie jest coca-cola, tam są chabadnicy. w warszawie w okolicach galerii arkadia ich ośrodek prowadzi rabin szalom ber stambler. ​ 3 idee. dusza ​ mimo, że praktykowanie judaizmu właściwie nie wymaga posiadania duszy – jeśli wierzyć rabinom - bo polega na posłusznym (bezdusznym?) wypełnianiu prawa zapisanego w torze, nawet bez jego rozumienia (np. nakaz koszerności), to istnieje pojęcie życia duchowego judaizmu. co do samej duszy, to ma ona pięć emanacji, tu skojarzymy je obrazowo z rejonami ciała: 1 - płuca, krwioobieg, całe ciało żyje dzięki duszy zwanej - nefesz נפש. 2 – serce, dusza to - ruach רוח czyli świat uczuć (miłość, strach litość itd.). 3 – mózg, dusza neszama - נשמה (mądrość, inteligencja, wiedza). 4 – dusza chaja חיה dzięki niej człowiek ma wolę. 5 - jechida יחידה to osobowość, niezależność i nieuchwytność. rabin zamir kohen uważa, że owe pięć dusz, to atrybut żydowski. goj, jaki by nie był, ma po prostu jedną duszę, tę pierwszą, dzięki której żyje, ale nic więcej. 4 ludzie i postaci. pod drzewkiem figowym. werbermacherówna ​ chana rachela werbermacher חנה רחל ורברמאכר zwana בתולה מלודמיר betulá miludmír (dziewicą z ludmiru (włodzimierza wołyńskiego), gdy przyszedł jej czas (wiek XIX) została pierwszą cadyczką, czyli rabinką chasydzką. podobno miała wizję, po której zaczęła praktykować jako rabin. po śmierci ojca, zmówiła za niego kadisz קדיש, modlitwę, której nie zmawiają córki, i dzięki spadkowi założyła dom modlitwy, czego kobiety też nie robią. w wieku około lat czterdziestu, w połowie XIX wieku na fali chasydzkiej emigracji, wyjechała do palestyny i kontynuując działalność cadyczki zwykła okrywać się tałesem טלית talít, zakładać filakterie תפילים tefilim. podobno nawet praktykowała kabałę קבלה kabalá. gdy zmarła w 1888, pochowano ją na górze oliwnej. habetulá milúdmir הבתולה מלודמיר to tytuł zarówno powieści josefa twerskiego z 1950, jak sztuki z 1997 josefy ewen-szoszán. nathaniel deutsch napisał o niej naukową pracę, a jerozolima nazwała jej imieniem jedną ze swych ulic. ​ 5 sfat ewer. język hebrajski. nowe słow ​ biblia do naszych czasów przechowała około ośmiu tysięcy słów hebrajskich. w końcu XIX wieku eliezer ben jehuda oraz inni wskrzesiciele hebrajskiego stanęli wobec wyzwania – hebrajski musi zyskać nowe słowa, by stać się, po długim czasie milczenia, narzędziem komunikacji w nowym świecie. cała armia słowotwórców neologistów zajęła się tym problemem, wśród nich tak znani jak poeta chaim nachman bialik, czy pisarz awraham szlonski שלונסקי przezywany lszonski לשונסקי (l(a)szon – język). sam ben jehuda tworzył nowe słowa, albo słowom z biblii nadawał nowa znaczenie. przykład: biblia nie zna słowa pistolet, ale jest w niej zdanie כִּי-אֵשׁ קָדְחָה bo ogień zapłonął (kadcha) z którego powstał ekdach – pistolet. ​ 6 kultury i obyczaje. bar micwa i bat micwa ​ gdy ma trzynaście lat i jeden dzień młody człowiek dorasta do obowiązków religijnych. w pierwszą sobotę שבת szabát w synagodze בית מדרש bet midrász chłopiec odczytuje fragment tory, odbywa się obrzęd zwany bar micwa בר מצווה, czyli syn przykazania i od tej pory osobiście (ulga dla ojca) odpowiada za swoje czyny, przyjmuje obowiązki dorosłego żyda, między innymi uczestniczenia w modlitwach, czy zakładania filakterii תפילין t(e)filin. zaliczany jest do minjanu מנין minimalnej liczby uczestników modlitw publicznych. dodatkowym kryterium jego dorosłości jest wyrośnięcie pierwszych dwóch włosów łonowych שעיר ערווה seár erwá. generalnie żadnej ceremonii, niczego właściwie nie potrzeba do przejścia progu tej religijnej dorosłości. samej nazwy bar micwa nie ma w torze תורה, bo powstała dopiero w xiv wieku. wcześniej rabini mówili גדול gadol (dorosły) albo בר-עונשין bar-onszín. z kolei bat micwa בת מצווה to córka przykazania – od lat dwunastu i jednego dnia spadają na dziewczynkę obowiązki prawem przypisane kobietom. uroczystości są tu skromniejsze, zaczyna się i kończy właściwie na uroczystym przyjęciu. ​ 7 życie literackie i artystyczne. kanon hebrajskiej literatury izraelskiej ​ w 2018 radio kan bet opublikowało listę „70 lat 70 książek”, najciekawszych książek wydanych w izraelu od 1948 roku , tworząc rodzaj kanonu, który warto i wypada znać i który tu publikujemy. w tej części lata 40. i 50. publikacje przekładów polskich książek z listy zaznaczymy. 1947 mosze szamir משה שמיר (1921-2004) הוא הלך בשדות hu halách basadót (poszedł polami. powieść. kamień milowy literatury izraelskiej. opowiada o urim (palmachnik i syjonista) i mice (ocalona z zagłady młoda imigrantka), a tłem powieści jest walka osady przeciw arabom i brytyjczykom. świat tutejszy i tamtejszy, w europie. 1948 mordechaj tabiw (1910-1979) כעשב שדות keesew hasade (jak polna trawa). pierwsza powieść izraelska autora urodzonego w kraju. opowiada o dzieciństwie i dorastaniu w kraju w społeczności żydów jemeńskich. 1949 s. izhar ס' יזהר (izhar smilanski, 1916-2006) חִרְבֶּת חִזְעָה chirbet chiza (chirbet chiza - nazwa wsi arabskiej). powieść o wojnie o niepodległość 1948, akcja rozgrywa się w arabskiej wsi chirbet chiza, którą żydzi niszczą, wyganiając jej mieszkańców. do dziś kluczowy tekst dotyczący konfliktu żydowsko-arabskiego. 1951 dwora baron דבורה ברון (1887-1956) פרשיות parszijót (rozdziały). opowiadania o ludziach słabych, biednych, chorych, mieszkańców żydowskiej wsi. 1952 szmuel josef agnon שמואל יוסף עגנון (1887-1970) עד הנה ad hena (dotąd). osiem opowiadań jedynego izraelskiego noblisty literackiego na różne tematy, choć wszystkie mówią o żydach przywiązanych doswej religii. 1953 aharon meged אהרון מגד (1920-2016) חדווה ואני ופרשת קורותינו בעיר תל-אביב (chedwa i ja i nasze dzieje w tel awiwie). satyryczna powieść obyczajowa w realiach lat 50, której bohaterowie przeprowadzają się z kibucu do miasta. 1955 b efraim kiszon אפרים קישון (1924-2005) עין כמונים ejn kamonim (ejn kamonim, nazwa wsi). powieść satyryczna. bohater, działacz związkowy wysłany do odległej wsi w galilei odkrywa ludzi ubogich, skromnych, dalekich od myśli o potrzebie zmian. 1955 jehudit hendel יהודית הנדל (1921-2014) רחוב המדרגות rechów hamadregót (ulica schodów). powieść. hajfa lat 50. i problem różnic społecznych ludzi majętnych i ubogich, żyjących na górze i na dole jednej ulicy. 1956 chaim chefer חיים חפר (1925-2012), dan ben amoc דן בן-אמוץ (1923-1989) ילקוט הכזבים jalkut hakazawim (plecak kłamstw). krótkie i zabawne historyjki, opowiadane przez żołnierzy palmachu, zwierciadło społeczności i relacji żydów, arabów i brytyjczyków lat 40. w palestynie. 1958 pinchas sade החיים כמשל (1929-1994) החיים כמשל hachajím ke maszál (życie jako przykład). ta autobiografia dwudziestosiedmioletniego autora dokonuje przełomu w literaturze izraelskiej, odwracając się od kwestii zbiorowych ku jednostce, rozmyślającej o bycie człowieka, o bogu, o naturze. ​ 8 moral-etyka. ibn pakuda: chowot lewawot (obowiązki serca) ​ bachia ben josef ibn pakuda בחיי בן יוסף אבן פקודה (1040-1100), żył w hiszpanii, a jego dzieło תורת חובות הלבבות torát chowót halewawót, napisane po arabsku i przełożone na hebrajski przez jehudę ibn tibona, jest wykładem etyki żydowskiej i należy do literatury nurtu etycznej – מוסר musár. bachja miał szerokie wykształcenie filozoficzne. właściwe etyczne postępowanie według pakudy wyraża się w posłuszeństwie boskim przykazaniom, i choć w punkcie centralnym wyboru drogi pakuda widzi ludzki rozum, to rezultatem intelektualnego wysiłku człowieka wznoszącego się przez dziesięć stopni (opisanego w dziesięciu rozdziałach książki) jest dotarcie do prawdziwej miłości do boga. prawda żydowskiej wiary opiera się na trzech filarach: prawa nieba, tradycji ojców i dowodów ludzkiego rozumu, ale zawsze u niego pierwszeństwo ma serce i to ono kieruje postępkami człowieka, nie sędziowie i prawa. czystość serca i bojaźń boża stoją ponad nakazami człowieka. wszelkie zakazy i nakazy muszą podlegać nakazowi sumienia. nie ma jeszcze polskiego przekładu tej książki.​ ​ 9 nostalgie ​ widokówka z 1921 roku z drukarni s. narinskiego z serii człowiek, krajobraz i miejsca w palestynie. tu, dziadek i wnuk (albo prawnuk), zajęci egzaminem. w strojach ciekawe połączenie wschodniego kaftana i europejskiego sztrajmła. wszystko w kolorze sepii. 10 fiszki ​ ​ ופר רגב: טיול קטן בעיר גדולה (תל-אביב-יפו). דב אלבוים: מגילת העצמאות עם תלמוד ישראלי. בנימין בראון: מדריך לחברה החרדית : אמונות וזרמים. שלמה שלמן אריאל: אנציקלופדיה מאיר נתיב להליכות ומנהגים בישראל. kan.org.il/Item/?itemId=30242 ישראל צינברג: תולדות ספרות ישראל. כרך ראשון. (ibn pakuda) mesaper.co.il

  • hebrajski kaloryfer blues/jazz

    hebrajski kaloryfer blues/jazz dawid broza | דוד ברוזה dawid broza, urodził się w 1955 w hajfie, ale dzieciństwo spędził w hiszpanii. gra rock, folk, blues. i właśnie posłuchamy pięknego bluesa, i choć zimno na dworze, to nie jest on aż tak rozgrzewający i nawet mało pocieszający. bo to jest kartka noworoczna od szoszany samobójczyni do niejakiego rudego. słowa za szoszanę napisał jonatan gefen יונתן גפן, a muzykę dopisał dawid broza. tamuz nissim | תמוז ניסים tamuz nissim, urodzona i wychowana w izraelu (jej siostra też muzykuje), córka poety kobiego nissima, chyba wciąż mieszka w usa i śpiewa głównie po angielsku, ale jej muzykalność rodziła się w izraelu i zapewne da o tym jeszcze znać i na pewno wrócimy do nissim. a na razie posłuchajmy, bo robi się chłodno i hebrajski kaloryfer blues i piecyk potrzebne. tamuz nissim - on the sunny side of the street więcej info: tamuzmusic.com , aicf.org/artist/tamuz-nissim/ , natan webanót hasatán | נתן ובנות השטן zespół „natan webanót hasatán” (natan i córki szatana) w składzie: natan slomon נתן סלומון gitara, śpiew, emily omer אמילי עומר - gitara basowa, inbar bar ענבר בר - perkusja). istnieje od 2018 roku. gra surf rock w stylu lat 60. jak the shadows, choć grupa nagrała album bardziej zróżnicowany. obie „córki szatana” są uczennicami natana, który naucza gitary klasycznej, akustycznej, elektrycznej i basowej od 1993 roku, w przeszłości był właścicielem studia nauki gry na gitarze „blues w tel awiwie”, a w latach 2002-2004 grał w zespole bait habubót בית הבובות. fb: נתן ובנות השטן Nathan& the daughters of Satan אני רוכב עם השטן - jazda z szatanem awner sztraus (strauss) | אבנר שטראוס awner sztraus (1954), gra od lat 60. studiował muzykę w koledżu berkely. w 1971 założył pierwszy zespół bluesa w izraelu. w 1975 w usa grał i doskonalił się w jazzie, buesie, flamenco i gitarze klasycznej. w izraelu występował w latach 80. i 90. wydał szereg płyt, a także tomiki poezji. גן עדן בלוז חשמלי - raj blues elektryczny noam dajan | נועם דיין noam dajan gra bluesa w izraelu od czasów służby w wojsku, ale śpiewa głównie po angielsku. najpierw grał na gitarze akustycznej, ale w 2006 pojechał do usa i po roku przywiózł do ziemi świętej chicagowskiego bluesa, którego gra na gitarze elektrycznej, mając wciąż w głowie muzykę bb kinga. występował tam w klubach, a po powrocie założył zespół „noam dayan blues band”, z którym grał w całym izraelu. występuje też indywidualnie z bluesem delty mississippi. nagrał płytę „a whole new land” (2013) i "corner of blues and the city” (2015). występował na festiwalach sulam jaakow סולם יעקב drabina jakuba oraz jaarót menasze יערות מנשה lasy menaszego, a także jako gość na koncertach johna lee hookera jr. i innych. odwiedził też azerbejdżan, gdzie studiował grę na kamancze. w 2018 w baku dostał nagrodę specjalną. noam dayan blues band - three o'clock blues ehud banai | אהוד בנאי ehud banai (1953) to jeden z wielu członków muzykalnej rodziny banajów. blues kananejski poświęcony meirowi arielemu (1942-1999, מאיר אריאל), o którym tym więcej się mówi, im więcej czasu upływa od jego śmierci. komentarz do utworu na youtube: w utworze jest wiele aluzji do meira ariela (imię meir oznacza oświetlający): "twoje światło meir, wciąż daje blask", "twoja świeca, meir, wciąż płonie", czy "ogromny eukaliptus gwiżdże kananejskiego bluesa". blues kananejski. blues knaaní (בלוז כנעני) icchak klepter | יצחק קלפטר klepter (1950) to legenda izraelskiego rocka i bluesa. kompozytor, wokalista, gitarzysta, członek wielu grup muzycznych. u awrama. ecel awrám (אצל אברם)

  • bibółka przekłady

    cwi gil | צבי גיל ​ papierowy most (fragmenty) | przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ niepublikowane gdzie indziej okładka książki cwiego gila "papierowy most". (Zduńska Wola) Rynek, centrum życia w dni powszednie, w święta zmieniał wygląd. Przechodzili tamtędy ci, co mieszkali po tej stronie, gdzie była duża synagoga, na stronę drugą, gdzie był mały sztybel, albo z okolic małego szybla do rejonów sztybla innego, sąsiadującego przez przypadek lub nie, z drugim końcem. Zduńska Wola była miasteczkiem chasydzkim, i nie tylko, że każdy chasydzki obóz miał swój własny sztybel, ale i w samym obozie istniało kilka modlitewni. Chasydzi Ger [z Góry Kalwarii], największa grupa, mieli duży sztybel, w którym modlił się mój dziadek, ale "Turkim Haceirim" [Młodzi Turcy - zagorzali chasydzi, przyp. tłum.] obozu Ger, do których należał mój ojciec i jego przyjaciele, mieli swój własny sztybel. Chasydzi Ger w swoim czasie mieli jeszcze sztybel "Powszechny". O jego pochodzeniu opowiedział mi Pinchas Maroko, jeden z weteranów miasta. Do dużego sztybla chasydów Ger należeli ci, którzy chcieli, by ich dzieci, oprócz przedmiotów świętych nauczanych w chederze, uczono także wiedzy ogólnej. Z tego powodu zdecydowali posłać swoje dzieci do powszechnej szkoły, w której do południa uczyli się przedmiotów świeckich, a po południu religii. Radykalni z dużego sztybla wyrazili zdecydowany sprzeciw wobec łączenia przedmiotów świeckich z religijnymi i fakt posyłania dzieci do owej "szkoły" uważali za wyłom. I mimo że było ich niewielu, pod wpływem nacisków zostali ze sztybla wydaleni. Ale, dzięki Bogu, niech będzie błogosławiony, aby uruchomić sztybel, nie trzeba protekcji, i dlatego dysydenci otworzyli nowy sztybel, który nazwali "Sztybel Powszechny". To jest piękne w istytucji sztybla. Bóg nie potrzebuje ani dużego schronienia, ani szczególnych VIP-ów, by go reprezentowali. Można się doń modlić w każdym miejscu. Uczyłem się już w szkole łączonej, przedmiotów świeckich i religijnych, a dziedek dalej modlił się w dużym sztyblu, i nie tylko z powodu jego pozycji nikt nie śmiał go usunąć. Ale czasy się zmieniły. Istniały sztyble chasydów aleksandrowskich [Aleksandrów Łódzki] i chasydzi strykowscy, sztybel chasydów sochaczewskich i inne. Chasydzi Ger byli kręgosłupem chasydyzmu w mieście i napędem publicznej działalności żydowskiej w ramach związku Agudat Israel, do założycieli którego zalicza się admor z Ger. Nie było takiej działalności religijnej, publicznej, czy politycznej, w którą zduńskowolska Agudat Israel nie byłaby zaangażowana albo by jej wręcz nie prowadziła. Na czele organizacji w mieście (a w związku tym przewodniczącym gminy) był mój dziadek Dawid Najedet (jeden z najważniejszych i najbogatszych w miasteczku, jak opisał go badacz dziejów miasteczka Icchak Erdins-Arad). Opowiada się (Arad), że na początku lat 30., gdy złapano Żyda obarczonego wielką rodziną, w szabat, na przestępstwie wobec władz i skazano go na natychmiastową grzywnę albo długoterminowy areszt, młody i błyskotliwy rabin Zduńskiej Woli, Mosze Bar, zauważywszy to, poszedł do dużego domu modlitwy chasydów Ger, gdzie zbierali się miejscowi bogacze, i zażądał od modlących się, by tego samego dnia zebrali kwotę wystarczającą do jego uwolnienia. Ponieważ ludzie ociągali się, obawiając znieważenia szabatu, rabin ich zganił i stwierdził, że widzi tu nakaz ratowania życia, który unieważnia konieczność święcenia szabatu. Bogacze na to przystali, zebrali pieniądze i przynieśli rabinowi. Rabin Bar wezwał do siebie przewodniczącego rady gminnej, to jest mojego dziadka, i polecił mu natychmiast po szabacie wyjechać do stołecznej Warszawy i załatwić sprawę. Dziadek pojechał, uruchomił swoje tamtejsze kontakty polityczne i finansowe, i wyrok aresztu owego Żyda anulowano. Dziadek należał do gatunku chasydów, którzy nie zamykają się w czterech ścianach religijnych reguł. Poza wszystkim, postrzegał judaizm z Torą w jego centrum, ale jego własne parametry były nieco szersze. Światopogląd taki, ze sporym dodatkiem tolerancji, przysparzał mu szacunku, uznania i sympatii ze strony całej gminy. Dziadek był średniego wzrostu, ale cialo miał silne, ramiona szerokie, twarz osoby bardzo przystojnej, oczy ciepłe i brązowe, mały nos i obszerną brodę. Zawsze ubrany starannie (kaftan z alpaki, wysokie buty, czapka z daszekiem w dzien powszedni, kapota jedwabna i sztrajmł w sobotę), przechadzał się z laską jako oznaką elegancji i władzy, i nieustannie zniżał głowę w odpowiedzi na pozdrowienia przechodniów. Jego pośpieszny chód związany był zawsze z publiczną misją, czy to w ramach swej partii Agudat Israel, czy w ramach publicznej działaności gminy, czy w sprawach finansowych i handlowych w zakresie zadań właściciela majątku ruchomego czy nieruchomego, i przewodniczącego rady zarządu banku. Dobroczynność była podstawą działalności gminy i należący do niej ludzie bogaci byli gwarantami potrzebujących, którzy nie zawsze mogli spłacić dług, ale co oczywiste, dług do pewnych granic. Słyszałem kiedyś, jak dziadek wyrażał nadzieję, że pewien dłużnik (widocznie chodziło o niedużą kwotę) nie bedzie musiał zwracać pieniędzy. Jeśli zwróci, twierdził dziadek, to poprosi o nową pożyczkę, może nawet dużo większą, dlatego "mojchel tojwes", by nie musiał zwracać. Kalkulacja niezbyt uprzejma. Do sklepu nie zaszedł. "Es fast niszt" - powiedzieli - niestosowne. W domu, obok biurka, oparty na świętych księgach albo świeckich dokumentach, trzymał w ustach, zapalone lub nie, odwieczne kubańskie cygaro. Zapach cygara obwieszczał o obecności dziadka w domu, a mnie przyciągał jako ćmę do światła. Dziadek nigdy nie unosił głosu i wysławiał się delikatnie. Nie widzieliśmy, by podnosił rękę. Zachowaniem ujmował serca dzieci i wnucząt. Zawsze umiał wskazać inne opcje i różne drogi dobra i zła. Uczył nas samodzielnego wyboru drogi. Jego żona איזנה go. Zawsze wybierała dobrą drogę. Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że jego najstarsza córka poślubiła syjonistę. Tylko dzięki temu można zrozumieć fakt, że po śmierci cioci Sary, jej dwie starsze córki pozostały w domu dziadka i po pewnym czasie obie emigrowały do Kraju Izraela. Dziadek był miłośnikiem Syjonu, ale nie w wąskim politycznym znaczeniu (Agudat Israel była w opozycji do ruchu syjonistycznego), lecz w szerokim znaczeniu tego słowa. W naszym domu odnoszono się do Erec Israel nie tylko jak do ziemi świętej. W pewnym okresie rozmawiano nawet o zakupie tam działki. Dziadek miał niepośledni udział w nastrojach pro-erec-izraelskich w kręgu chasydów Agudy w Zduńskiej Woli, spośród których część emigrowała do Kraju. O kwestii chasydów Ger i emigracji do Kraju jeszcze będę tu pisał w rozdziale o chasydzki dworze Ger. Dziadek miał też do czynienia z kręgiem Poalej Agudat Israel, będącej proletariackim odłamem Agudat Israel. Poalej miałaby być alternatywą dla świeckich ruchów robotniczych z Bundem na czele. Robotnicy Poalej Aguda Israel różnili się od członków Agudat Israel między innymi ubiorem. Garnitury zamiast kapot. Kapelusze zamiast spodików i sztrajmlów, a czasami brak brody. Także cztery krańce [tałesu] były schowane, więc cyces nie powiewały na wietrze. Kapelusze przesuwano na bok zgodnie z ostatnią modą, a większość nosiła także krawaty. Robotnicy Agudat Israel byli mi bliżsi niż Agudat Israel. Widziałem w nich odpowiedź na ducha czasów. Istnieli także Młodzi Agudat Israel. Jednym z nich był Menachem Ploinski, późniejszy człowiek Bundu i partii komunistycznej, który przeżył i mieszka w Giwataim. Ojciec Menachema był rzeźnikiem, a jego jatka była na szacownej ulicy Piłsudskiego. Menachem miał sześciu braci i dwie siostry. Nikt z nich nie był religijny. Menachema posłali na nauki do rabina Heszkie Bahuma. Jego nazwisko i wieści o Menachemie jako pilnym uczniu dotarły do miejskiego rabina, Eliezera Lipszyca, zięcia rabina Bera. Rabin wezwał Menachema i zapytał, czy chce kontynuować nauki rabiniczne w miasteczku Zgierz, a ten zgodził się. Uczeń wysłany z domu na naukę, nie mając środków do życia, zmuszony był stołować się u mieszkańców w ramach "Teig" - dni przetrwania i każdego dnia stołował się u innej rodziny. To ciążyło Menachemowi, więc wrócił do miasta i stawił się u rabina Lipszyca. Rabin posłał go do Radoszyc z gorącą rekomendacją do rabina Finkelszteina na naukę w jego bet-midraszu. Tam Menachem uczył się trzy lata, dołączając do Młodych Agudat Israel. Pewnego dnia rabin Finklesztein wezwał go i polecił mu natychmiast wrócić do domu. Dwa dni później zmarła matka Menachema. Powrót do Radoszyc tymczasem odsunięto, a Menachem potrzebował pieniędzy, aby zagospodarować się w mieście. Miał problemy z uzyskaniem pożyczki, aż przyszedł do mojego dziadka, a ten zatroszczył się, by Menachem ją dostał. Jednak pożyczki nie starczyło na finansową stabilizację i trzeba było zacząć pracować. Menachem przyszedł do Wiślickiego (jednego z właścicieli fabryki Rosen Wiślicki), i poprosił o przyjęcie do pracy. Wiślicki nie zgodził się pod pretekstem, że nie będzie mógł zatrudniać go w soboty (wspólnik Rosen wyemigrował do Kraju Izraela i założył fabrykę ręczników Rosen). Ploinski obiecał zatroszczyć się, żeby w szabaty pracował za niego goj, który zastąpi nieobecnego w pracy przez dwie zmiany. Wiślicki odmówił, twierdząc, że praca przez dwie zmiany obniża wydajność. Menachem musiał szukać pomocy u innych, docierając do Bundu i ruchu komunistów, bardzo atywmego w mieście. Osiemdziesięcioletni Ploinski, w kapeluszu, opowiedział mi o tym, kiedy pewnego gorącego dnia szliśmy w Giwataim w górę ulicy. Mechachem zamknął krąg. Wprawdzie do Agudat Israel nie powrócił. Według świadectw i pisanych dokumentów Dawid Wiślicki zatrudniał w fabryce dziesiątki Żydów, jako robotników i agentów. Możliwe, że z powodu kryzysu ekonomicznego nie chciał zatrudniać dodatkowych Żydów, przestrzegających szabatu. Tak czy inaczej, okazuje się, że absolutne przesłanki biznesowe przesłaniały Żydom wartości milosierdzia, a ruchy takie jak Bund, powstałe na bazie pozycji społecznej, przyciągały rzesze zwolenników między innymi spośród rozczarowanych środowiskami religijnymi oraz z powodów ekonomicznych. I to, co działo się w Zduńskiej Woli miało miejsce także w dziesiątkach innych miasteczek. Żydowska gmina w mieście, podobnie jak gminy żydowskie w innych miasteczkach, to nie byli jedynie kupcy i biznesmeni. Większość stanowiły warstwy rzemieślników i drobni przedsiębiorcy jak tkacze, przędzalnicy, stolarze, szewcy, blacharze, złotnicy, komiwojażerowie z pasmanterią itp. Przy tym zdolności rękodzielnicze ani artystyczne nie świadczyły o koneksjach człowieka. Był pewien Żyd o imieniu Szmil (Szmuel) Kajler, który o świcie wychodził z domu z walizką ze szpulkami nici do szycia. Cały dzień wędrował pośród okolicznych mieścin, a wieczorem wracał do nędznego domu z garstką zarobku, wycieńczony i zmarniały, a zimą także zmarznięty. Ale Szmil Kajler był gigantem Tory. Do tego stopnia żal mu było czasu na naukę Tory jego wieczornych uczniów, że zabraniał im załatwiać się podczas lekcji. "Jeśliś nie zrobił tego wcześniej, to teraz rób w spodnie. Przyszedłeś tutaj, by się uczyć, więc nie myśl o lekceważeniu Tory", jak powiedział do jednego z uczniów. Był też Mojszele Szapira, uczony, który sprzedawał żółty groszek, to jest cieciorkę, groszek jaki jada się podczas uroczystości obrzezania, czy jak to się dziś nazywa chumus, w bramie sztyblu. Byli tacy, co rozwozili mleko, skupowali szmaty i puste butelki, tacy co harowali ciężko albo po prostu grzebali w smieciach. Duża gmina biedoty. Wielu z nich to byli wybitni studenci. I jedni i drudzy znaleźni miejsce w szeroko pojętej gminie i jej różnych agendach. Chasydzi, ortodokdsi, niwierzący, prawicowi i lewicowi, każdy znał swoje miejsce w hierarchii społecznej, czy w hierachii poziomu wykształcenia. Zduńska Wola to był mikrokosmos żydowskiego życia i struktury żydowskiej gminy w Polsce. Istniały tam ruchy chasydzkie na czele ze wspomnianym związkiem Agudat Israel, istniały prawicowe, centrowe i lewicowe ruchy syjonistyczne, włącznie z ruchami religijnymi. Istniał też "Bund" i byli komuniści. Na polu niepolitycznym, związek sportowy "Turn Farajn", reprezentujący wszystkie dziedziny sportu, który nawet założył orkiestrę. Działał klub sportowy "Makabi", a także "Morgenstern" klub sportowy organizacji robotniczych. W dziedzinie finansów i wsparcia istniał bank "Bikur Cholim", Kasa "Bikur Cholim", bank przemysłowy, bank rzemiosła i handlu i fundacje jak "Beit Lechem" i "Tomchej ani'im". Organizacje zawodowe posiadały zjednoczenie kupców, zjednoczenie przemysłowców, związek rzemieślników, zjednoczenie wolnych zawodów, związek tkaczy itp. Wśród instytucji oświatowych i kulturalnych, oprócz jeszyw, istniały takie instytucje jak "Beit Ja'akow", "Talmud Tora", "Jesodot Tora", a także kursy wieczorowe, kółka sportowe, dramatyczne (imienia Anskiego) i inne instytucje, jak "Keren Hakajemet", fundusze i lobbiści. Z okazji różnych wydarzeń, tak świeckich jak religijnych, organizowano konferencje i występy. Podczas jednego ze spotkań święta Chanuka w remizie strażackiej, byłem solistą chóru, śpiewając pieśń "Dos Lichtel Dos Heilige" [pieśń na święto Chanuka. Jidysz - To małe, święte światło. Przyp. tłum.]. Wspinałem się na dziecięce dźwięki sopranowe, a chór śpiewał za mną. W w sali na dole siedziała moja rodzina i znajomi z "Dusznej Oneg". Nie liczyli na to, że zostanę chazanem. Chazanów uważali za głupców, za wyjątkiem chazanów z Ger, jak Josele Chancziner. Byli po prostu dumni ze śpiewającego chłopaka. W okresie Strasznych Dni uczestniczyłem także w chórze dużego sztybla chasydów Ger. Chasydzi odcisnęli swe piętno także na zewnętrznym wizerunku miasta. Ich hasłem było: "Bądź Żydem nie tylko w domu ale i na ulicy". Chasyd nie chodził samotnie, chyba że bardzo rzadko i albo bardzo wcześnie szedł na modlitwę albo późno w nocy wracał z jeszywy. Chasydzi chodzili parami, trójkami, albo małymi lub dużymi grupkami, do sztybla albo ze sztybla, rozmawiając przy tym z ożywieniem na wiele dźwięcznych głosów, basowych, tenorowych i cienkim altem. Fragment "Żydowskiego dialogu" z "Obrazków z wystawy" Musorgskiego to marny przykład na kakofonię, jaka rozbrzmiewała w różnych ansamblach tych piechurów. Niektorzy szli cicho i spokojnie, jakby czas stanął w miejscu, a oni jakby go przekraczali, i byli tacy, którym się spieszyło i wciąż się ponaglali. Tu i tam wzlatywał kapelusz, a jego właściciel ścigał go trzymając jedną ręką kipę [jarmułkę] żeby nie pofrunęła za kapeluszem, a drugą próbując zlapać uciekiniera. On biegł, wiatr unosił poły kapoty i cyces, a chasyd wyglądał jak latający dywan albo jak struś w biegu. Dość surrealistyczne widowisko w katolickiej Polsce. Dziwny naród te Żydki - myśli sobie goj spoglądając z boku. Jeśli jest mniej dyskretny (a większość Polaków do takich się zalicza), to dodaje tradycyjne przekleństwo: Psia krew, cholera jasna. W okresach świąt i uroczystości, obraz stawał się barwniejszy. Kapoty i kapelusze ustępowały jedwabym szlafrokom i sztrajmlom. Na jedwabnym szlafroku, na biodrach znajdował się jedwabny szeroki pas. Miejsce jego umieszczenia świadczyło jakoś o charakterze właściciela. Skromni chasydzi wiązali go powyżej pępka, prosto. Właściciele domów, przed którymi kroczył ich brzuch, starali się go wyeksponować, jako znak świadczący nie tylko o wadze jego ciala, ale też o jego randze w gminie. A wyniośli młodziankowie zwykli zakładać go na ukos, dołem ku podbrzuszu. Głowy zdobiły wąskie i wysokie sztrajmły, szerokie i płaskie sztrajmly z norek, lisa albo foki, świecące i wysłużone, noszone dumnie jak twierdze, lub zsunięte w dół, jakby miały zaraz spaść. Taki strój zakładano nawet, gdy temperatura w Polsce dochodziła do dwudziestu stopni w cieniu, w lipcu i sierpniu.Wątpliwe, czy Kozacy, Kirgizi i reszta kaukaskich plemion od których wziął się chasydzki ubiór, trzymali się tego stylu także latem tak, jak to robili chasydzi. Do stroju i wielogłosowej dyskusji należy dodać jeszcze ruch. Chasyd porusza się wciąż, także gdy się nie modli. Perpetuum mobile. Dzięki temu można oglądać wizualno-dźwiękowy pokaz, złożony z mieszaniny głosów i zintegrowanego ruchu - każde ciało to osobna pantomima, przy tym cała grupa porusza się w różnych kierunkach. W soboty i uroczystości wszelka działalność handlowa i rękodzielnicza niemal zamierały w mieście, bo w większości należała do Żydów, a goj, stały obserwator tych przedstawień, nie tylko że wykrzywiał zadarty nos, ale dodatkowo jego dusza cierpiała od przywilejów, jakie Żydzi nadawali sobie śladem sukcesów we wszystkich dziedzinach, i od protekcjonizmu wobec swoich pobratymców w zakresie finansowów. Żegnaj mój domie, moja twierdzo Przeprowadzka Żydów do getta nastąpiła latem 1940 roku. Ale nasza rodzina musiała opuścić dom jeszcze na początku tego roku. Niemcy postanowili, że sto najładniejszych i najbardziej przestronnych żydowskich mieszkań w mieście Żydzi opuszczą, a zasiedlą je wysocy nazistowscy oficerowie i urzędnicy. Przeprowadzka najwyraźniej miała być okupem za rezygnację z gróźb wobec Żydów. Przeprowadzka w zamian za okup, była przemyślanym aktem ekonomicznym. Polecenie wydał przewodniczący komitetu gminnego dr Jaakow Lemberg. Przed wygnaniem, zobowiązano nas do zatroszczenia się, by prócz małej ilości rzeczy osobistych, w mieszkaniu pozostaly sprzęty, przedmioty i meble, uporządkowane i czyste. W interesie mieszkańców jest, wyjaśnili Niemcy, by mieszkanie pozostało w stanie używalności, kiedy powrócą tu po jakimś czasie. Ten szatański podstęp, jeden etap z całego procesu likwidacji, począwszy od wypędzenia do gett, a na komorach gazowych kończąc, niczym sprawa tymczasowa i przejściowa, charakteryzował program "Ostatecznego rozwiązania". Lord Snowdon, który w Izraelu zbieral materiały o imigracji młodzieży, zapytał mnie swego czasu, jak tłumaczę fakt, że również gdy stało się jasne, że nasz los jest przesądzony, nie zbuntowaliśmy się i nie zrobiliśmy żadnego rozpaczliwego gestu w rodzaju "Niech zginie moja dusza wraz z Palestyńczykami" [Samson - przyp. tłumacza]. Jeśli pamięć mnie nie myli (nie czytałem książki), powiedziałem mu, że naziści przed zabiciem, uśpili nas, stępili nasze zmysły, zdeptali nas, zamienili w robaki, które można zgnieść. Poniżyli nas w naszych własnych oczach, tak że sami siebie widzieliśmy jako marne, płaskie stworzenia. Droga "wyższej rasy" ku górze, prowadziła przez sprowadzenie "ras niższych" na dół. Powstał wielki dystans. Oszustwa Żydów, uważanych przez nazistów za mistrzów oszustwa, były nierozerwalnym elementem metody. Stało się tak również podczas eksmitowania nas z domu. Nie tylko, że nas z niego wypędzono, ale dodatkowo czuliśmy się zobowiązani do troski o jego dobry stan, by zadbać o niego, by niczego nie brakowało, jak przystalo na majątek, którego wartość chcemy utrzymać. I tak, cała rodzina dwa dni trudziła się porządkując dom, jakby to była akcja na święta Pesach. Wiórkowanie, mycie i pastowanie podłóg, polerowanie miedzianych naczyń, kryształowych żyrandoli, politurowanie mebli, odkurzanie firan. I mieszkanie do usług. Pokoje i salony czekały na ocenę Niemców, którzy istotnie pochwalili nas za włożoną pracę. Zdaje się, że mama, a na niej spoczywało wykonanie zadania, była z tego dumna. Pokazać Niemcom, kim jesteśmy. Ja, najmłodszy, widziałem co się dzieje i głęboko, głęboko w duszy wiedziałem, że już tego domu nie zobaczę. Chodziłem po mieszkaniu i robiłem przegląd wszystkich rzeczy. W salonie oglądałem kryształowy kredens, gobeliny na ścianie, zegar z miedzianym wahadłem, mahoniowie meble. W obu bibliotekach, ojca i dziadka, sprawdzałem setki książek, zajrzałem do szałasu na święta Sukot, jakbym w kilka chwil chciał zanotować w szarych komórkach te nieodłączne od mego życia widoki. Ale nie płakałem. Zaczął się proces suszy źródeł łez. Zakładając, że wkrótce wrócimy, albo że zaraz skończy się wojna, postanowiono, że wszystkie wartościowe przedmioty, jak wyjątkowe srebra, futra, rzeczy miedziane, zostaną ukryte w piwnicy. Zrobiono to w głębokościach nocy, przy świetle świec, by nie wzbudzać żadnego zainteresowania. Srebrną i złotą biżuterię, inne drobne wartościowe przedmioty, zabraliśmy ze sobą. Babcia uważała, że puchowe pierzyny i srebrne lichtarze należy wynieść. Czterdzieści osiem godzin od rozkazu opuszczenia domu, byliśmy gotowi. Ułożyliśmy na wozie trochę rzeczy osobistych, głównie ubrań, pościeli, żywności i parę mebli. Powiedzieliśmy "Szalom" domowi, sklepowi, balkonowi, naszej galerii w teatrze niekończących się widowisk od niepamiętnych czasów. Przesiedlili nas na ulicę Ogrodową, która będzie potem częścią getta. Odległość od Rynku do Ogrodowej to ledwie kilkaset metrów, ale mieliśmy wrażenie, że zamieniliśmy miasto na wieś. Dwudziesty na wiek dziewiętnasty. Ulica miała wiejski charakter, a dom, w którym zamieszkaliśmy, był ni to domem ni to budą. Była tam duża kuchnia i jeszcze półtora pokoju, ale jak nam powiedziano, przynajmniej nie będziemy mieć wspólników. Nawet, gdybyśmy mogli przenieść nasze meble i rzeczy, to trudno byłoby tu zmieścić jedną dziesiątą wszystkiego, ani wszerz ani wzdłuż. Wkrótce po "małym wygnaniu" nastąpił drugi etap desktrukcji rodziny, jakby zaczął się pruć szew, który trzymał nas razem. Po kilku miesiącach wszystkich Żydów zmuszono do opuszczenia domów i pomieszczenia się w getcie, w trójkącie ulic wraz z Ogrodową, w marniejszej części miasta. Tysiące ludzi szukało miejsca pod dachem tam, gdzie wczesniej mieszkały ich ledwie setki. Skutkiem tego, w wielu mieszkaniach tloczyło się po kilka rodzin. Jako że i w piekle jest kilka pięter, to my, właściciele mieszkania bez współlokatorów, byliśmy szczęściarzami. Wygnanie do getta było nie tylko fizycznym przemieszczeniem z miejsca na miejsce. To było wygnanie ze wszystkiego, z czym byliśmy związani w przeszłości - ze sposobem zarobkowania, z kulturą, religią i sąsiadami, krewnymi, poziomem życia. Ludzie nagle znaleźli się po sześcioro, ośmioro w pokoju. Wszystkim służyło pomieszczenie, w którym była kuchnia, którą czasem trzeba było zorganizować. "Toaleta" była przestronniejsza, bo na zewnątrz. Powiedzenie, że "cały Izrael jest za siebie wzajem odpowiedzialny" tylko częściowo tu pasowalo i to ledwie w pierwszym okresie wygnania. Z biegiem czasu, wraz z pogłębianiem się głodu, a zimą także chłodu, znikały objawy humanizmu, a w każdym z nas obnażał kły wilk. Powracaliśmy do "stanu natury" zgodnie z nauką brytyjskiego filozofa Thomasa Hobbesa (Człowiek człowiekowi wilkiem). Wspólne cierpienie nie chroniło przed zazdrością, nienawiścią, a nawet wypadkami przemocy między bardzo sobie bliskimi, a nawet krewnymi. Zdarzało się też wypadki donosicielstwa do władz ("donosiciele" u Żydów zaliczają się do godnych największego poniżenia). Kiedy kanalizacja pęka, wszelka nieczystość uchodzi na zewnątrz. Ludzie, których zabrano z powrotem do średniowiecza, do getta wąskiego, błotnistego na zewnątrz i zatęchłego od środka, do strasznych warunków fizycznych - tracą w sobie boską cząstkę, a potem i cząstkę ludzką. Głównym źródłem utrzymania była sprzedaż wartościowych przedmiotów i złotych monet Polakom (odsprzedawanych z kolei folksdojczom). Getto nie było hermetycznie zamknięte i można było wykradać się na zewnątrz przez dziury, albo, mając zezwolenie, przechodzić bramą. W wielu wypadkach, poprzez Żydów pracujących na zewnątrz można było przekupić żydowską policję i Niemców, stojących na posterunkach, a nawet oszukać tych strażników, którzy nie umieli czytać po niemiecku. "Jeśli masz tę wronę, to możesz lecieć" - powiedział pewien policjant do mojego mlodszego brata, który z dumą podał mu jakiś dokument z pieczęcia orła i swastyki, który dostaliśmy swego czasu od władz. Szmuel, mlodszy brat, wykradał się na zewnątrz, by kupować papierosy paczkami i sprzedawać je w getcie pojedynczo. Na zewnątrz zbierał nawet niedopałki, kruszył resztki tytoniu i skręcał "nowe" papierosy. Oczywiście, nie on jeden. W getcie działali też inni sprzedawcy w jego wieku. Ceny były wyśrubowane i jeśli komuś porwały się buty, opcją były drewniaki. Węgiel opałowy kosztował ogromny majątek. Kto miał szczęście i pieniądze, z trudem zdobywał naturalny torf albo zazwyczaj wysuszone domowej roboty, pocięte na sześciany błoto. Ilości przydziałowego chleba na talony, ziemniaków i cukru były minimalne. Na ogródkach ludzie hodowali pojedyncze kury, żeby mieć jajko, a odrobinę niezbędnego mięsa, zresztą niekoszernego, kupowano na zewnątrz. Z tej i innych przyczyn, wiele rodzin mimowolnie stało się wegetarianami. Wiatr ze wschodu i z zachodu Żyd w naszym mieście, i sądzę, że we wszystkich żydowskich gminach w Polsce, miał trzy opcje tożsamości. Ultraortdoksyjna religia, narodowy syjonizm, albo opcja uniwersalna. Jeśli nurty syjonistyczne, jak syjonizm ogólny, Poalej Cijon, czy Haszomer Hacair, były w oczach Agudat Israel zabronione z powodu ich nieczystości, to ruch Mizrachi i Hapoal Hamizrachi nie były całkiem koszerne, a ich religijność uważano za hipokryzję. Społeczność świecka szła trzema nurtami: syjonistycznym, społecznym (komuniści czy bundowcy) i asymilacji. Żydowscy asymilanci przyswoili sobie zachodnią kulturę (nie polską) i posyłali dzieci na naukę do Francji, wzrocowego kraju dla Europy wschodniej tamtych lat. Pod względem stosunku do Kraju Izraela [Erec Israel] Nasz dom daleki był od asymilacji, ale nie od syjonizmu, choć nie od syjonizmu państwowego, tylko syjonizmu religijnego. Przywołam tu przykład ślubu nastarszej córki mojego dziadka, z działaczem syjonistycznym i zbuntowanym uczniem jeszywy. Jestem przekonany, że dziadek mógł postawić veto dla ślubu najstarszej córki ze syjonistą. Bardzo możliwe, że nie mógłby narzucić swego zdania, gdyby wybrał narzeczonego, który nie byłby w duchu jego córki. Jak na przyklad młodsza "buntownicza" córka, Rachela. Może dlatego że urodziła się w dobrobycie, a także z powodu nowych trendów, jakie pojawiły się w Polsce po Wojnie Światowej, ale ponad wszystko, z powodu natury dziadka, piękna panna o rudych włosach mogła pozwolić sobie na postawę opozycjonistki w rodzinie. Kiedy próbowali wydać ją za syna wyjątkowych bogaczy z Łodzi, uroczyście ogłosiła, że nie zgadza się, chyba że dostanie możliwość wypróbowania kandydata, a on się jej spodoba.I tak też zrobiła. Dopiero po kilku wizytach, przesłuchaniach i żądaniach, i po bliższym poznaniu narzeczonego, ogłosiła go swoim wybrańcem. Mąż, Awraham, przyszedł, jak powiedziano, z rodziny Blustein, rodziny bogatej, z interesami i majątkami w Polsce. Także gdyby dziadek zgodził się na ślub swej córki z syjonistą, by nie tracić więzi z córką, nie wyjaśnia to dlaczego tak bardzo trudził się, by pozyskać zezwolenie na wyjazd do Kraju Izraela dla swych dwóch wnuczek (z syjonistycznej rodziny Eisner) i włożyć dużo pieniędzy na zapewnienie ich powrotu po zakończeniu nauki. Należał do Chowewej Cijon, był miłośnikiem Syjonu. Dziadek wiedział też, że moja mama obraca się w kręgach syjonistycznych i gdyby był zdecydowanie temu przeciwny, jestem przekonany, że oddana mu córka, zrezygnowałaby z tej sprawy, przynajmniej na pozór. Również kilku bratanków mojej babci wyjechało do Kraju Izraela, więc to oczywiste, że w domu nie było atmosfery anty-erec-izraelskiej. Dziadek, jak już mówiłem, był w mieście przewodniczącym związku Agudat Israel i zaliczał się do jej narodowego wierzchołka. Ta sama organizacja, gdy do miasta przyjechał z odczytami syjonistyczny przywódca Icchak Grunbaum, zorganizowała burzliwe manisfestacje i trzeba było wezwać policjantów, by dopilnowali porządku na sali, zamkniętej na czas konferencji. Dziadek był w dobrych stosunkach z dr Jaakowem Lembergiem nie tylko dlatego, że ten był jednym z rodzinnych lekarzy. Zagorzały Żyd i antysyjonista nagle przestał korzystać z usług lekarza, który należał do najważniejszych przywódców synistycznych w mieście. Ten lekarz później wypełnił trudne zadanie w getcie. Ale na początku lat dwudziestych dr Jaakow Lemberg był działaczem na rzecz wyborów do polskiego Sejmu z ramienia bloku żydowskiego i wtedy poznał go Icchak Grunbaum i nauczył doceniać jako wschodzącą w ruchu syjonistycznym siłę. To był początek jego politycznej działalności syjonistycznej i stał na czele syjonistów ogólnych i syjonistycznej mlodzieży w Zduńskiej Woli. Był bardzo przystojny (adorowany przez kobiety), mocno zbudowany, o bystrym umyśle i talencie mówcy. Doktor Lemberg miał duży wpływ na moją mamę i nie wątpię, że mama uczestniczyła w działalności syjonistów potajemnie, ale jednocześnie jestem przekonany, że trudno byłoby przez dłuższy czas ukryć to przed rodzicami i mężem. Również przez fakt, że w rodzinie byli przedstawiciele syjonizmu, wytworzyła się ukryta relacja między nami dziećmi, a syjonizmem, relacja, którego romantycznego aspektu (Ex Oriente lux) pominąć nie można. Takie rzeczy przemawiają do serca młodzieńca. Cheder, a potem szkoła (łączona) nie zdołały zbliżyć mnie do chasydyzmu, czy wartości żydowskich, bardziej niż wpływ atmosfery domowej. Nie pamiętam ani jednego nauczyciela ani przekazywanej wiedzy, które zostawiłyby we mnie jakąś pożywkę. Wiedza nabyta w młodości na pewno tu i tam pozostała, ale zamiłowanie, czy choćby chęci naśladowania, nie było. I jeśli pamiętam jakiegoś nauczyciela, to raczej z jakiegoś banalnego i marginalnego powodu, jak nauczyciel Josef Chaim, rudzielec, z pobłyskującą siwizną w brodzie. Siadywał na wysokim pulpicie i po kilku minutach od rozpoczęcia lekcji, nasz rabin wciągał z worka jakiś kawałek ciasta który próbował przełamać, i kiedy mu się udawało, rozlegał się odgłos łamanego bakelitu. Wkładał cały kawałek do ust i żuł i żuł, bo i ciasto było twarde i też zapewne dlatego, że nie chciał rozstawać się z jego slodyczą. Patrzyłem z zazdrością. Byłem gotów oddać wiele kawałków tortu i chrupiących ciasteczek za jeden kęs tego łamliwego chrup-chrup. Ale pamiętam Josefa Chaima także dzięki jego synowi Awrumowi, który uczył się razem ze mną. Awrum uczył się z nami, mimo że był ode mnie i całej klasy starszy o parę lat. Był wyrośniętym chłopakiem o kręconych jak barania wełna włosach, twarz miał okrągłą jak księżyc, a oczy wodnistoszare. Nos i nozdrza szerokie, grube podkreślone wargi, a z ust prawie zawsze ciekła ślina. Awrum rozdarł sobie kieszeń w spodniach i miał zwyczaj wciągać rękę chłopaka obok do tej rozdartej kieszeni, by dotrzeć do "farmy", spacerować tam i poczuć jak członek mu puchnie i dochodzi do zastraszających rozmiarów. To była tajemnica, którą znała cała klasa. Kiedyś Awrum odprowadzał mnie do domu, i gdy jeszcze byliśmy na schodach, wyciągnął swego członka i zaczął ocierać nim o moje spodnie i widać było cud, jak ślina teraz ciekła nie tylko z ust, ale też i z członka. O tej historii opowiedziałem rodzicom i Awrum zniknął z klasy. Były też historie, o których rodzicom nie opowiadałem. [...] ​ Gil Cwi: Papierowy most [fragmenty] [tyt. oryg. גשר של נייר]. Wyd. Misrad Habitachon : Izrael, 1996. — 343 s.

  • biblółka przekłady

    cwija grinfild | צביה גרינפילד ​ oni się boją (fragment) |przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ niepublikowane gdzie indziej ​ okładka książki cwiji grinfild "oni się boją". ​ ​ Rozdział piąty Życie codzienne społeczności ortodoksyjnej Najważniejszy w życiu [żydowskiej] społeczności ortodoksyjnej kod, podobnie jak w życiu wszystkich społeczności plemiennych, to kod ubioru i zewnętrznego wyglądu. W życiu ortodoksów niemal wszystko ma bezpośredni wyraz w symbolice stroju i włosów. Jeżeli ktoś jest chasydem albo litwakiem, dzieckiem albo dorosłym, zajmującym się studiowaniem Tory albo pracą, chabadnikiem albo chasydem bracławskim, ortodoksem skrajnym lub umiarkowanym – wszystko to znajduje symboliczny wyraz w ustalonym i określonym stałym stroju i w sposobie strzyżenia się. Czubek głowy wygolony albo krótka fryzura. Twarz ogolona albo z brodą. Broda długa albo krótka. Zapuszczone z boku pejsy albo ich brak. Pejsy długie i kręcone albo krótkie i ukryte za uszami. Rozpoznawalne symbole pozwalają ortodoksowi ustalić bez używania słów czyjąś tożsamość, pozycję i preferencje. Różnica świadomości chasydów i litwaków sprowadza się w dużym stopniu do różnic stroju, przy czym strój ortodoksów sefardyjskich świadczy wyraźnie, że adoptowali oni zwyczaje, środowisko i zachowania litwaków aszkenazyjskich [wyróżnienia tłumacza]. Nie zaskakuje odkrycie, że rozterka między pragnieniem pozostania częścią ortodoksyjnego świata aszkenzyjskiego, a rosnącym pociągiem do niezależności, odnosi się również do symbolicznej sfery zwyczajów dotyczących stroju. Rabin Owadia Josef dba o to, by pojawiać się publicznie w swojej haftowanej szacie, odróżniającej go wyraźnie od aszkenazyjskich znawców Tory, a jego orzeczenia halachiczne [prawa żydowskiego – przyp. tłum.] mówią, na przykład, że kobiety zamężne zobowiązane są do dodatkowego, oprócz peruki, nakrywania głowy kapeluszem albo czepkiem. Pod tym względem przynajmniej, sefardyjczycy dobrze zaadaptowali skłonność aszkenazyjczyków do przesady w zajmowaniu się kodem symboliki strojów. Kurczowe trzymanie się zasad wyglądu zewnętrznego pociąga za sobą wypaczenia. W oczach ortodoksów aszkenazyjskich odejście od zwyczajów ich grupy w zakresie ubierania się i modelowania fryzury, jest krańcową zdradą tradycji chasydzkiej czy litwackiej. Ortodoksi zgodzą się – nawet jeśli z bólem – na zejście ich dzieci czy bliskich z właściwej drogi, jeśli nie złamie to zewnętrznego kodu. Ale, jeśli doszło do naruszenia jednej z przyjętych zasad ubierania się, jeśli młodzieniec zdjął swoją czarną jarmułkę, albo zamienił ją na jarmułkę szydełkowaną, czy też panna zaczęła skracać swoje spódniczki – nie mówiąc o ubieraniu spodni – nie pomogą żadne błagania, ani spełnianie innych przykazań. Młodych ludzi, którzy zmienili strój, uważa się zazwyczaj za bezpowrotnie zgubionych dla swej społeczności i czasami jedynie z litości albo wstydu nie wyrzuca się ich z domu. Stroje chasydów przypominają świąteczny ubiór polskiej arystokracji z XVIII wieku. W soboty, w święta i uroczystości, chasydzi zakładają kapote – długie aksamitne czarne odzienie, oraz sztrajmł – szeroką czapę obszytą lisim futrem. Wszyscy dorośli chasydzi noszą brodę, której nie przystrzygają (wielu zwija i zakłada ją pod spód, aby wyglądała na krótką) i długie kręcone pejsy owinięte wokół ucha albo zwinięte i dobrze wciśnięte za ucho. Litwaków uważa się za nowocześniejszych: noszą europejskie marynarki z krótkimi połami i krawaty. Zakładają cienki filcowy kapelusz z lat 30. i 40. Chasydzi zwykli golić głowę, natomiast litwacy pozwalają sobie przynajmniej na aluzję grzywki i krótką brodę, którą większość młodych żonatych studentów jesziwy [hebr. awrechim – przyp. tłum.] zaczyna zapuszczać dopiero około czterech czy pięciu lat po ożenku, w wieku 27 lub 28 lat. Litwacy mają zwyczaj noszenia frędzli przy tałesie pod białą koszulą, spod której wystają tylko ich końce. Chasydzi noszą frędzle tałesu z grubej wełny na białych koszulach z długim rękawem, a na to zakładają lekkie i długie czarne odzienie, także w gorące dni lata. Koszulę bez krawata zapinają po samą szyję. Na głowę zakładają dużą czarną jarmułkę, a na nią, w dni powszednie czarny kapelusz, twardy i okrągły, bardzo spłaszczony jak u jerozolimczyków, albo trochę wyższy niż to mają w zwyczaju chasydzi węgierscy. Wyraźnym odstępstwem są chabadnicy, chasydzi rabina z Lubawicz. Charakterystyczny dla nich kod stroju podobny jest, jak na ironię, do kodu litwaków, pałających do chabadników nienawiścią. Ponieważ ortodoksi, podobnie jak reszta [żydowskich] grup tradycyjnych, nie widzą w kobiecie czynnika społecznie znaczącego, dlatego nie żądają od niej podkreślania swojej tożsamości grupowej. We wszystkich grupach ortodoksyjnych kobiety wyglądają podobnie. Także ich styl życia, wiek zamążpójścia, oczekiwania wobec nich ze strony rodziny i społeczności są niemal całkowicie takie same. Tycząca je zasada ogólna to uniżenie i milczenie. Ich strój jest skromny: stosunkowo długa suknia lub spódnica w kolorach stonowanych i bez dekoltu, która nie przylega do ciała i ma z tyłu rozcięcia. Rękaw długi albo trzy czwarte, także latem, długie nylonowe pończochy, a dla mężatek również nakrycie głowy. Skrajni ortodoksi kobietom zamężnym nie pozwalają zakładać nieżydowskiej peruki, aby nie wyglądały jakby nie miały nakrycia głowy, i tak jak rabin Josef, zobowiązują je do zakładania chustki albo czepka, lub co najmniej do noszenia kapelusza na peruce. W kręgach ortodoksyjnych, delegujących do Knesetu swoich przedstawicieli (których córki uczą się w hebrajskojęzycznej sieci szkół Beit Ja’akow [Dom Jakuba]), narasta skłonność do uznania ekonomicznego i społecznego znaczenia kobiet pracujących i przyznania im prawa do samozadowolenia w wyraźnie zakreślonych granicach. Skromne i przestrzegające przykazań kobiety wprawdzie nie dążą do postępu, nie mają żądań, zajmują się jak należy dziećmi i we wszystkim pozostają posłuszne swoim uczonym mężom, ale próbują nosić nieżydowskie peruki, wyglądające zupełnie jak naturalne włosy i wyglądać elegancko w ramach uznanej ortodoksyjnej skromności. Wśród wpływów docierających z ortodoksyjnych skupisk w USA i w zachodniej Europie, głównie w Belgii i w Anglii, można zauważyć rosnącą w Izraelu świadomość ortodoksów w zakresie mody i dobrego gustu. Ale bogata warstwa społeczności ortodoksyjnej jest dość ograniczona. Potrzeba „ładnego ubierania się”, to dręczący aspekt budżetu przeciętnej rodziny ortodoksyjnej z kilkoma córkami, które winny znaleźć odpowiednią partię. Zadanie znalezienia córce czy synowi właściwej pary, uważane jest za pierwszy i najważniejszy obowiązek ortodoksyjnych rodziców i rodziny w ogóle. Każda ortodoksyjna rodzina zrobi wszystko co w jej mocy – a nawet więcej – by zapewnić swoim dzieciom właściwy związek. Wielkim pragnieniem ortodoksyjnych rodziców jest pomoc dzieciom w stworzeniu stabilnego i godnego zaufania domu w Izraelu. Cel swatania był zawsze jeden: połączyć córkę z porządnym i przyzwoitym studentem jesziwy, albo znaleźć synowi przyzwoite dziewczę, z rodziny w której mężczyźni studiują w jesziwie. W rzeczywistości nie każdy kandydat do swatania to talmudyczny erudyta, a majętny ojciec uważany jest za wielkie mecyje nie mniej niż ojciec bogobojny, albo talmudyczny erudyta. Ortodoksyjny styl życia od pierwocin aż po kres, wyznacza halacha, a najbardziej poważane zajęcie ortodoksyjnego mężczyzny wiąże się z prawem, nakazującym poświęcenie życia na studiowanie Tory. W społeczności ortodoksyjnej, każde trzyletnie dziecko posyła się do „chederu” (gdzie nauczanie prowadzone jest w jidysz) albo do „Talmud Tora” (gdzie językiem wykładowym jest zazwyczaj hebrajski) i stamtąd w wieku lat trzynastu dziecko przechodzi do „Małej jesziwy”, a jako siedemnastoletni młodzian idzie dalej do „Dużej jesziwy” albo „Świętej jesziwy”, gdzie pochyla się nad Gemarą [część Talmudu – przyp. tłum], albo wiele godzin modli się w Beit Midrasz [Domu Nauki – przyp. tłum] pośród setek innych uczniów, wypełniających salę zgiełkiem nauki. Każdy dzień ma „porządek nauki” – plan zajęć przekazywany na głos przez kierownictwo jesziwy. Po ślubie, student jesziwy staje się „awrechem” i wstępuje do „kolelu” dla żonatych awrechów. Kolel realizuje naukę zazwyczaj w ramach małej i bardziej intymnej grupy. Awrech litwacki winien przebywać tam do czterdziestego piątego roku życia, a nawet dłużej. Tytułem nauki otrzymuje on skromne stypendium socjalne. W gminie chasydzkiej przyjmuje się, że awrechowie winni opuścić kolel niebawem tuż po ożenku. Do najstarszych jesziw litwackich zalicza się Poniewierz, Mir, Chewron, Brisk, Kol-Tora, Atarat Israel, ITRI, Be’er Ja’akow i inne. W ciągu ubiegłych 25 lat powstały dziesiątki jesziw nowych, mniejszych, obok jesziw przeznaczonych dla nawróconych. Oprócz systemu jesziw litwackich, istnieje system jesziw sefardyjskich, na przykład starsze jesziwy Porat Josef albo Kol Ja’akow, czy jesziwy chasydzkie, jak Sfat Emet chasydów z Góry Kalwarii, jesziwy Bełz, Różyn, albo Elroi, czy duże jesziwy w rejonie Mea Szearim [dzielnicy Żydów religijnych w Jerozolimie – przyp. tłum.]. Jesziwa główna, z największym wpływem wśród jesziw litewskich, to Poniewierz w Bnej Brak, na której czele przez wiele lat stał rabin Szach. Poniewierz to największy symbol dążenia ortodoksów do wyróżnienia się, płynący z gorliwego przywiązania do żydowskiej tradycji. Społeczność ortodoksyjna widzi w nauce w jesziwie wyraz prawdziwej tożsamości narodu żydowskiego. Taki punkt widzenia przez ostatnich 25 lat przenikał do ortodoksyjnych grup powstałych na terenach Stanów Zjednoczonych i Europy. Także środowiska nawróconych w Izraelu i religijnych syjonistów, uległy głębokiemu wpływowi wzorów ortodoksyjnych. Niemożliwym byłoby uformowanie całego systemu edukacji religijno-syjonistycznej bez grupy absolwentów ortodoksyjnych jesziw, które w latach 60. i 70. stanowiły główny filar edukacji w religijno-narodowej partii Mafdal, póki nie powstała i nie dojrzała należyta kadra wychowawców w łonie samych właścicieli szydełkowanych jarmułek [tj. religijnych syjonistów – przyp. tłum.]. Studenci jesziw mieszkają i jedzą posiłki w jesziwie, a formalna opłata, jakiej się od nich żąda za naukę jest najczęściej minimalna, co ma wspomóc wszystkich z ograniczonymi możliwościami korzystania z nauki. W przeszłości jesziwy zmuszone były poprzestawać na dobrowolnych datkach i duchowym wsparciu rodziców, starających się zmobilizować wszystkie siły, aby pomóc jesziwie w edukacji ich synów. Udział ortodoksów w powstających w Izraelu różnych [politycznych – przyp. tłum.] koalicjach, ulżył owym finansowym wysiłkom i dzisiaj jesziwy wspierane są głównie z pieniędzy podatników. Nauka Tory w społeczności ortodoksyjnej podobna jest do miejsca sztuki w świadomości społeczności świeckiej. Tak jak prawdziwi artyści gotowi są żyć w biedzie, niepowodzeniu i samotności po to jedynie, by móc realizować swoje posłannictwo na ziemi, tak też ortodoksi czują, że winni niemal za wszelką cenę kontynuować swą sztukę studiowania Tory i jej istoty. ​ Cwija Grinfild: Oni się boją [הם מפחדים]. Wyd. Jediot Acharonot, 2001. - 291 s.

  • טיול בורוצלב | מדריך פולני דובר עברית

    טיו לי פ ולי ן טיולי פולין עם מ דר יך דובר עברית ופולנ ית פעיל בתחו ם משנת 2011 metayelim @gmail.com | whatsapp + 48798866952 וורוצלב והאזור שלזיה התחתית היסטוריה| תרבות | קונצרטים | טבע | ספא | ילדים | כיף | אוכל | קניות שורשים | שואה hebrajskakafe.com ברוכים הבאים לאתר תיירות ישראלים בפולין עם מדריך פולני דובר עברית ומתמצא ביהדות מפוזנן לוורוצלב וחזרה אם אתם בפוזנן וראיתם כבר הכל, אז למה לא לבקר בוורוצלב. שעתיים ורבע ברכבת נוחה ואתם נהנים והאווירה אחרת ונופים חדשים. עיר בת מעל שש מאות אלף תושבים, בירת המחוז שלזיה התחתית (גם הוא ראוי ביקור). מלאה אטרקציות, אולם המאה, גן יפני, מזרקה, גן החיות, פנורמה רצלביצקה, אי הקטדרלה, תצפיות, ברכות, קניון מגנוליה, אווטלט פקטורי metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 מפוזנן לוורוצלב וחזרה הכי קל לבוא ברכבת מהירה ונוחה, שעתיים ורבע נסיעה, יוצאים בשמונה וחוזרים בשש לדגמה. המחיר כיוון אחד פחות מארבעים ש"ח. יורדים בתחנה wrocław główny ושם אני כבר מחכה לכם ולוקח לסיור ארבע שעות לראות גם אי הקטדרלה, גם העיר העתיקה וגם בית הכנסת ורובע ארבע דתות. ובעצם הכל מה שתבקשו. גם נשתה קפה מעולה בשוק. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורוצלב וגמדים מחכים לכם גם בחורף ללא שלג כן, בינואר 2020 אין שלג בוורוצלב. לא משנה. חג המולד נגמר והיריד הבא בוורוצלב הוא בזמן חג הפסחא 12-13 באפריל. ומיד אחר כך שלושה ימים של קונצרטים, כולל כמו בשנים הקודמות ניסיון לשבור את השיא גינס בנגינה בגיטרות היי ג'ו של הנדריקס. לאחרונה ניגנו יחד 7423 גיטרות. כרגע רגיל - גמדים, גשרים, מסעדות וקפה, גן החיות, פארק מיים ועוד. metayelim@gmail.com | whatsapp+48798866952 וורוצלב יריד חג המולד עד 31.12 Rynek ורחוב Świdnicka השדה התעופה של וורוצלב הוא קטן ואין צורך לחפש איפה איפה איפה מוניות. הן ממש מאחורי הדלת, אבל... מה שנמצא שם עולה עד 70 ש"ח. עדיף להזמין בטלפון taxi ryba 713067067 או דרך יישומון bolt. יש גם אוטובוס לקניון dominikańska שהוא בעיר העתיקה ולתחנת הרכבת המרכזית. ואל תשכחו להזמין סיור בעיר. לטיול באזור באותו יום תקבלו הסעה חינם למלון. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורוצלב ברגל 4 שעות העיר העתיקה, רובע יהודי, אי הקתדרלה כיכר המרכזית|כיכר המלח|כיכר יהודית ורובע ארבע דתות - אנדרטה גיבורי גטו וורשה|בית הכנסת החסידה הלבנה|הפורום הלאומי למוזיקה|ארמון הקייסר–מרפסת של היטלר–בית אופרה|תיאטרון יהודי ומועדון תרבות יהודי|אנדרטה של בית הכנסת החדש|האוניברסיטה - אולם לאופולדינום–מגדל תצפית|מוסד אוסולינאום|אוסטרוב טומסקי–האי הקתדרלה ומגדל תצפית–זו התחלה היסטורית של העיר| שוק מקורה. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 ילדים בוורוצלב ובאיזור לונאפרקים | מכרות מלח וזהב, מרכז קופרניקוס, הידרופוליס, אין ספור אקוואפרקים, גני חיות, מוזיאון צעצועים, פארק אמריקאי המזרח הפרוע. טיול יומי לאיזור מלא אטרקציות |המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום. מוזיאון הרכבת – 60 קילומטרים מוורוצלב – יאבוז'ינה סונסקה. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 הסטוריה תרבות וקונצרטים בוורוצלב ובאיזור חמישה עשר אתרי יונסקו בוורשה, קרקוב, טורון, זאמוסצ', מלבורק,, קלווריה זבז'ידובסקה, מכרות מלח, כנסיות עץ, כנסיות פרבוסלביות, כנסיות השלום יבור וסבידניצה אושוויץ-בירקנאו, יער עד ביאלובייז'ה, אולם המאה | המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 טבע וספא בוורוצלב ובאיזור הרים | עמקים | אגמים | נהרות | יערות עד | ספא במלונות בהרים ובעיירות נופש | המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב | וורשה | וורוצלב | לודז' | לובלין | פוזנן | זקופנה | ושאר פולין הזמינו סיור וטיול בעיר ובאזור עם מדריך נהג דובר עברית | whatsapp/tel. +48798866952 | metayelim@gmail.com

  • nr 11. 1 aw 5781 (10.07.2021)

    ​​hebrajska kafé gazeta nr 11 1 aw 5781 (10 lipca 2021) foto: ruwik rosental (maariv co il) ​ ​ 1 kraj i państwo. beer szewa ​ beer szewa באר שבע to miasto biblijne, którego nazwa wbrew niesprawdzonym pogłoskom nie oznacza siedem studni (nawet jeśli wielkimi literami przy wjeździe miasto reklamuje się cyfrą 7). owszem beer to studnia, szewa to siedem, ale w biblii szewa to także przysięga i jeszcze kilka innych znaczeń). księga rodzaju (21,27-31) podaje, że abraham אברהם dał abimelechowi siedem jagniąt, na dowód, że to on abraham wykopał studnię i obaj panowie złożyli sobie przysięg wzajemnej lojalności. izaak יצחק icchak też zawarł przymierze szewa שבע z abimelechem. słudzy izaaka znaleźli studnię, a izaak nazwał to miejsce בְּאֵ֣ר שָׁ֑בַע beer szewa (rdz 26,31-33). udało się znaleźć jedną, więc skąd nagle siedem? miejsce było centrum kultu ówczesnego państwa (od danu do beer szewy). abraham zasadził tamaryszek אשל eszel, który dziś jest jednym z symboli beer szewy, obok wodociągu, fabryki i komina, które razem zadecydowały o gwałtownym w ostatnich latach rozwoju tego miasta, leżącego przecież na pustyni negew נגב negew, sto kilometrów na południe od tel awiwu. w czasach nowszych miastem rządziło imperium ottomańskie האימפריה העות'מאנית haimpéria haotománit (1900-1917), brytyjczycy w ramach mandatu ligi narodów המנדט הבריטי hamandát habríti (1917-1948). już w latach 50. dwudziestego wieku, ówczesny premier izraela dawid ben gurion דוד בן גוריון (urodzony w płońsku jako dawid grin) skierował do beer szewy wielki front robót i osiedleńców, ale aż do początku dwudziestego pierwszego wieku to była jednak prowincja, nawet jeśli z teatrem i uniwersytetem. dopiero ostatnie dziesięciolecia zamieniły to miasteczko w miasto piękne i dynamiczne, stworzyły nowoczesną aglomerację, perłę pustyni, ale na szczęście wciąż w niej jest wspaniały pustynny, beduiński koloryt prowincji. wciąż jest tam ślad wszystkiego, co tworzyło to miasto, od studni abrahama po teatr fringe. 1 kraj i państwo. talmud izraelski. hasło 8: ożywili własny język hebrajski książka מגילת העצמאות עם תלמוד ישראלי „megilat haacmaut im talmud israeli” deklaracja niepodległości i talmud izraelski – hasło ósme: החיו שפתם העברית hechejú sfatám haiwrít – ożywili język hebrajski. hasło omawia pięć artykułów: 1 benjamin harshaw: esej o odrodzeniu języka hebrajskiego בנימין הרשב: מסה על תחית הלשון העברית masá al tchiját halaszón haiwrít. 2 rachel kacenelson szazar: wędrówki języka רחל קצנלסון שזר: נדודי הלשון nedudej halaszón, 3 gerszom szolem: deklaracja wierności naszemu językowi גרשום שלום: הצהרת אמונים ללשפה שלנו hac-harát emunim lasafá szelanu, 4 gidon efrat: w otchłaniach języka גדעון עפרת: בתהומות הלשון batehomót halaszón, 5 ruwik rozental: złoty środek hebrajskiego רוביק רוזנטל: התך הזהב של העברית chatach hazahaw szel haiwrit. poza tym drobne teksty i cytaty między innymi achad haama i chaima nachmana bialika. 2 narody i religie. judaizm i reszta wiary. reformowani ​ jeden z trzech wielkich nurtów dzisiejszego świata judaizmu (obok ortodoksyjnego i konserwatywnego?). zwany też liberalnym, progresywnym. można powiedzieć, że judaizm reformowany jest dla tych, którzy narzekają na żydów bogobojnych w judaizmie rabinicznym. r stiller pisze o tym sporo. temat jest bardzo szeroki i bardzo ciekawy. początki tego nurtu jawią się w holandii, ale szerzej rozwinął się po 1810 za sprawą israela jakobsona w niemczech – gdzie dokonała się reforma liturgiczna: hymny w języku niemieckim, muzyka organowa, skrócone modlitwy. synagogi reformowane zwie się tempel, a jej gospodarze uważają, że prawo żydowskie jest historyczne zatem podlega reformom, pojawia się równoprawność płci, a koszerność i szabat nie tak restrykcyjne. nie ma tam mesjasza osobowego, a żydów określa się jako grupa wyznaniowa a nie lud. akceptuje się syjonizm i państwo izraela. konwersja na judaizm jest tu prostsza i lżejsza, dlatego bogobojni zwą takich żydów psami. judaizm reformowany kwitnie głównie w usa. w izraelu dopiero niedawno został uznany przez państwo. 1200 gmin w 50 krajach stanowi największą grupę współczesnego judaizmu. w izraelu istnieje 50 gmin, 50 przedszkoli, 8 szkół podstawowych i ponadpodstawowych. rabini studiują w hebrew union college w nowym jorku oraz w kampusach szkoły w jerozolimie, cincinnati, los angeles. w polsce judaizm reformowany istnieje (lub istniał) w warszawie - gmina beit warszawa od 1999 oraz ec chaim od 2010, w gdańsku niezależna gmina wyznania mojżeszowego, od 2000, a w krakowie gmina beit kraków z rabinką tanią segal. 3 idee. nawróceni-odwróceni w polsce ci, którzy w dorosłym życiu dołączają do kościoła i ci, którzy go opuszczają, nie budzą aż tyle emocji co w izraelu nawróceni חוזרים בתשובה chozrím betszuwá (powracający w skrusze) i odwróceni יוצאים לשאלה jocím leszeelá (wychodzący ku pytaniu). prawie połowa wychowanych w religii דת dat i jedna trzecia z rodzin zachowujących tradycję מסורת masoret judaizmu, w końcu stają się świeckimi חילונים chiloním. z badań wynika, że opuszczających religię jest więcej niż ją przyjmujących. jakkolwiek to zawsze jest ciekawostka dnia, gdy jakiś celebryta ידוען jeduán ogłasza, że staje się wierzący w wersji z pejsami פאות peót i jarmułką כיפה kipá. obie sytuacje nie są społecznie równoważne, o ile bowiem nawrócenie skutkuje często wsparciem nowego otoczenia, o tyle odwrócenie, to odcięcie się od dotychczasowego azylu bytowego, źródeł utrzymania, i co bardzo ważne sprowadzenie na siebie anatemy rodziny, osób bliskich i dotychczasowych przyjaciół, do tego stopnia, że rodzina odnosi się do odwróconego jak do zmarłego w sensie dosłownym. oczywiście są instytucje, stowarzyszenia, ośrodki wsparcia, a także odwróceni wcześniej, którzy po stabilizacji własnej sytuacji, teraz mogą pomóc innym. 4 ludzie i postaci. pod drzewkiem figowym. chaim nachman bialik jak pisaliśmy w naszym blogu chaim nachman bialik 87. rocznica śmierci - chaim nachman bialik חיים נחמן ביאליק , urodzony na wołyniu, zmarły w wiedniu, od 1924 zamieszkały w tel awiwie, wielkim poetą był, choć już w tel awiwie nie tworzył poezji, natomiast oddał się pasji słowotwórstwa, której izraelczycy zawdzięczają wiele słów, między innymi מטוס matós samolot. inne to מעפלה maapalá – śmiałość, dzielność, brawura. nielegalna imigracja żydów do palestyny to העפלה haapalá, a jej uczestnicy מעפילים maapilím, a to z biblijnego יעפלו – w opisie śmiałków wspinających się na szczyt góry. 5 sfat ewer. język hebrajski. słownik slangu ruwika rosentala w numerach 9 i 10 wspominaliśmy o tym słowniku i teraz po słownikach slangu dan ben amoca i natiwy ben jehudy oraz rafaela safana, przejdźmy do słownika ruwika rosentala : מילון הסלנג המקיף milon hasleng hamakif ogólny słownik slangu, wydanego w 2005. dzieło zawiera około 10 000 haseł z cytatami i źródłami z literatury, prasy i sieci. rosental, urodzony w 1945 to człowiek inteligenty, wykształcony i oczytany, pełen finezji i humoru, językoznawca, dziennikarz i pisarz. 6 kultury i obyczaje (masz pojęcie). dodatkowa dusza. neszama jetera נשמה יתרה – to dodatkowa dusza, którą żyd otrzymuje na czas szabatu. taka jest legenda, a praktyce, gdy kończy się szabat i dusza wraca do stworzyciela, żyd dla uspokojenia wącha wonności בשמים besamím, trzymane w naczyniu, znanym w polsce jako balsaminka. dodatkowa dusza przydaje się do zwiększenia wspaniałych sobotnich przeżyć i wrażeń, ale tylko u tych, którzy dokładnie przestrzegają przepisów szabatu. rabini mówią, że bóg zaprosił adama na szabat do najwyższego nieba i dał mu taką duszę, by adam dorównał swiętości królowej szabat שבת המלכה szabát hamalká, jak zwą ten siódmy dzień tygodnia w judaizmie. 7 życie literackie i artystyczne. kanon hebrajskiej literatury izraelskiej (8) w 2018 radio kan bet opublikowało listę „70 lat 70 książek”, najciekawszych książek wydanych w izraelu od 1948 roku, tworząc rodzaj kanonu, który warto i wypada znać i który tu publikujemy. oto trzecia część części lat 90. publikacje przekładów polskich książek z listy zaznaczamy. 1997 jael hedaia יעל הדיה trzy opowieści o miłości שלושה סיפורי אהבה. tom trzech opowiadań po debiutanckiej powieści. trzydziestolatek i piętnastolatka idą do łóżka. dziewczyna zabiera na stopem mężczyznę poznanego na przyjęciu. po randce w ciemno, para zabiera do domu ulicznego psa, który jest narratorem opowiadania. 1997 cruja szaléw צרויה שלו (1959) היי אהבה chajéj ahawá (życie miłosne). po debiutanckim tomie poezji, druga powieść autorki. bohaterka spotyka w domu rodziców ich przyjaciela. ona młoda mężatka, on mąż chorej, umierającej kobiety. sadyzm, masochizm, sekrety rodzinne. 1998 chaim beer חיים באר (1945) חבלים chawalím (sznury). po debiutanckim tomie poezji, trzecia powieść autora. wątki autobiograficzne. jerozolima. babcia narratora opowiada historie rodzinne, jakieś fantazje, przesądy. ojciec, matka, syn narrator i relacje między nimi. życie autora przed literackim debiutem. śmierć matki. 1999 juwal szimoni יובל שמעומי (1955) חדר cheder (pokój). to druga powieść autora, napisana bogatą hebrajszczyzną. trzy, niemal odrębne, części. żołnierze w pokoju w jednostce wojskowej, przygotowują film, a nad wszystkim unosi się jakaś groza, katastrofa, która się spełnia. student malarstwa w paryżu, zaprasza trzech bezdomnych do kostnicy, by posłużyli mu za modele. gdzieś w rejonach baśni król i jego kapłan, biorą jako więźniów swój lud i ich wrogów, zmuszając ich do budowy wielkiego pomnika dla ich boga. powieść o ludziach i życiu. 1999 chaim sabato חיים סבתו (1952) תאיום כוונות (wspólne intencje). druga powieść autora. wojna jom kipur, opisywana przez chłopaka z jeszywy, który poszedł walczyć i przeżywa śmierć swego kolegi. 8 moral-etyka. sefer charedim księgę pobożnych ספר חרדים sefer charedim napisał w XVI wieku eleazar azkari אלעזר אזכרי żyjąc w safedzie צפת cfat i wpadając na pomysł, że przecież każde z 613 przykazań tory תרי"ג מצוות tarjag micwót, odnosi się do jakiegoś członka ciała. żeby nie zaczynać od przykazania pierwszego – płódźcie i rozmnażajcie się, zauważmy dalej, że autor grupuje przykazania odnoszące się do ust פה pe, oczu עיניים ejnaim, uszu אוזניים oznaim i tak dalej. nadto, autor włącza do księgi elementy kabały z cytatami z księgi zohar ספר הזוהר sefer hazohar, główniego dzieła owego nurtu mistyki żydowskiej, z centrum jak wiadomo właśnie w safedzie. dlaczego autor nazwał swe dzieło księgą bogobojnych? bo uznał, że do spełnienia tych wszystkich przykazań konieczna jest wielka bojaźń i strach przed bogiem.

  • bibółka przekłady

    Okładka książki IAharona Appelfelda "Polska - zielony kraj". aharon appelfeld | אהרון אפלפלד ​ polska zielony kraj (fragment) | przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ niepublikowane gdzie indziej ​ ​ Jakub Fajn, spokojny, ustatkowany i miłego obejścia człowiek, po krótkiej rozterce postanowił zostawić na jakiś czas rodzinę, dobrze prosperujący sklep i pojechać do rodzinnej wsi swoich rodziców. Postąpił rzeczowo i obiecał, że w ciągu dziesięciu dni, najdłużej dwóch tygodni, wróci do domu i do sklepu, i wszystko będzie jak było. Żona przyjęła decyzję bez zrozumienia. Stwierdziła, że takiej podróży nie podejmuje się w pośpiechu. Trzeba porozmawiać z rodziną, z przyjaciółmi, i dopiero potem zdecydować. Ale i wtedy, nie samemu. W nieznane miejsca nie jeździ się samotnie. Ze swojej strony Jakub utrzymywał, że już całe lata pragnie tam pojechać, ale ze względu na sklep i dzieci dotąd wyjazd odkładał. Teraz czuje, że już dłużej nie może zwlekać. Jakub Fajn nie miał opinii uparciucha, dlatego żona sądziła, że przy wsparciu dzieci i przyjaciół uda się jej odwieść go od tych zamiarów. Oczywiście, myliła się. Za wewnętrznym spokojem i pogodną twarzą ukrywał się uparciuch. To prawda, żyje w nim uparciuch, osobny, utajony, niemal nie ujawnia się. Ale kiedy już wychodził z kryjówki, Jakub czuł jego moc. Przedłużające się co dzień namowy, w niczym nie zmieniły planów. Na odwrót, z dnia na dzień Jakub umacniał zamiar i zajmował się takimi sprawami jak bilet lotniczy do Warszawy, bilet na pociąg z Warszawy do Krakowa, taksówka z Krakowa prosto na wieś Szydłowce. W ostatnich tygodniach długo szukał byłych mieszkańców wsi, którzy ocaleli, żeby opowiedzieli mu o miejscu i o tym, co się tam w czasie wojny działo. Ale jego wysiłki na nic się nie zdały. Kiedy był dzieckiem, do zacienionego, miłego domu rodziców przy ulicy Melczet przychodziło kilka osób z ich wsi. Wyglądali inaczej, niż reszta: niscy, krzepcy, zamknięci w sobie. Rodzice przyjmowali ich radośnie. Siedzieli razem dwie, trzy godziny, rozmawiali o kupcach i towarach, wspomninali, ale najczęściej milczeli. Nie robili na nim miłego wrażenia, jednak, skoro co miesiąc przychodzili do domu, bezwiednie wnikali do jego snów, a właściwie – do jego koszmarów. Rodzice też byli zamknięci w sobie, ale nie wobec niego. Jakub jedynak, żył w swoim świecie daleko od wszystkiego, co było ich światem. Rodzice byli mu obcy. I wtedy i zawsze. Ta obcość promieniowała na wszystko: na dom, sklep, bóżnicę, nie mówiąc o domowej rocznicy 26 kislew. Gości było niewielu, ledwo minjan. Zaczynali po południu modlitwą minchy, a potem siedzieli wokół szerokiego stołu w salonie. To skromne zgromadzenie w jednej chwili zmieniało dom. Podmuch wiatru z dalekiej wsi, skąd przybyli, przepędzał zapachy domu i zajmował wszystkie pokoje. Były to podmuchy zimna zmieszane z zapachem parującej zupy. Czasami dołączała do nich woń tanich kobiecych perfum. Ta inwazja budziła w nim poczucie, że i rodzice zaraz zaczną pakować rzeczy i wszyscy ruszą na długą wyprawę do wsi, gdzie się urodzili, gdzie zginęli ich rodzice i gdzie została część ich jestestwa. Kiedy odeszli, Jakub pośpiesznie sprzedał mieszkanie i ciężkie meble rodziców. Sprzęty domowe, naczynia na Pesach, ubrania i książki religijne przekazał organizacji dobroczynnej. Zrobił to pośpiesznie, sprawnie, sobie nie zostawiając niczego. W głębi był pewien, że to odcięcie jest koniecznością, a nad koniecznością się nie rozmyśla. Ale, z jakiegoś powodu sprawy poszły w innym kierunku. Dobrze prosperujący sklep, spadek po rodzicach, na każdym kroku przypominał mu, że rodzice wciąż mają tu prawo wstępu. Starzy klienci trudzili się, by robić mu aluzje, że to nie on założył ten sklep. Poza tym, zaczęły go monitować instytucje filantropijne, którym rodzice dawali skromne ofiary, a także ludzie w bóżnicy. Ci, wspominali ojca bardzo czule, czasem zaznaczali, że ojciec był przyzwoity, otwartego serca, przywiązany do tradycji ojców i wierny gminie. Większość remontów w bóżnicy robiono na jego rachunek. To fakt, że Jakub był w tym kraju zakorzeniony bardziej niż jego rodzice. Tu skończył szkołę średnią. Z wojska odszedł w stopniu kapitana. Nawet studiował przez rok na uniwersytecie. Ale w sumie, czegoś mu brakowało. Tego braku, czy jakkolwiek byśmy to nazwali, nie odczuwał tak w młodości. Po śmierci rodziców bardzo chciał powiększyć sklep, dać mu mocne podstawy i sprowadzić nowy asortyment. I rzeczywiście, prosperujący sklep bławatny zmienił swe oblicze i stał się sklepem z modnymi ubraniami. Przydał tem miejscu przestronności, wdzięku i elegancji, i w ciągu kilku lat usunął z wszystkich kątów atmosferę domowego spokoju jego rodziców. Gdyby rodzice zmartwychwstali, bez wątpienia nie poznaliby sklepu. „O wiele piękniejszego”, pysznił się. Takie miał życzenie, które z wielkim powodzeniem spełnił. Ktoś inny byłby z pewnością szczęśliwy, ale Jakub czuł, że dziedzictwo rodziców nie daje mu szczęścia. Zdawało mu się, że otrzymał je podstępem. Gdyby działał uczciwie, to dobroczynnym instytucjom przekazałby też odziedziczone pieniądze, tak jak przekazał sprzęty domowe, ubrania, religijne książki, i wszystko zacząłby od nowa. To ogarniające go czasami uczucie, korzeniami przebiło jego duszę i wniknęło głęboko. Żeby omamić udrękę, po zamknięciu sklepu wychodził czasami na wyprawę wzdłuż brzegu, sycił się widokiem morza i wracał ku ulicom miasta. Lubił ten splątany tłum weteranów i nowych imigrantów, wschodni aromat szałarmy i falafela i tanich, gazowanych napojów. Kiedy wracał do domu, Rywka pytała: „Gdzie byłeś?”. – Nad morzem. – Zawsze mówisz nad morzem. Podejrzewała go na próżno. Nie uciekał wówczas ku kobietom. Od czasu do czasu żona zaciągała go swego pokoju, albo on z własnej inicjatywy zapraszał żonę na noc. Koniec końców, były to chwile płoche, i jak przychodziły, tak mijały. Jego duszę dręczyły rzeczy rozumowi niedostępne, nawiedzające go w długich nocnych koszmarach. Czasami zdawało mu się, że powinien zmienić swoje życie, przenieść się na wieś i jakiś czas pozostać daleko od ludzi. Nie pozwalał takim myślom żyć dłużej niż godzinę. Miał wrażenie, że być razem z Rywką gdzieś, gdzie nie ma ludzi, to jak być w więzieniu, gdzie dzień i noc maltretują. Zostawić wszystko, co stworzył – tego nie brał pod rozwagę. Przez wszystkie te lata troskę o życie rodzinne i pielęgnowanie go, wzięły na siebie córki. Dzięki zmysłowi praktyczności, który odziedziczyły po matce, wiedziały że ojciec mógłby pewnego dnia powstać i zerwać pęta. Trwały na straży, niczym więzienne dozorczynie. To trwanie nieustannie mówiło, nie pozwolimy ci porzucić tego, co zbudowałeś własnymi rękami. Jakub czasem istotnie próbował, ale zawsze trafiał na ich zdecydowany opór. Stały murem. Po wyjściu córek za mąż i opuszczeniu domu, czuł ten dławiący ucisk jeszcze bardziej. Najpierw myślał, by pojechać do Londynu. Ale od razu przyłapał się, że sercem nie tam go ciągnie. Pewnej nocy wstał z łóżka i powiedział „Jadę do Szydłowiec”. Jakby udało mu się w końcu znaleźć wyjście z labiryntu. Kilka dni ukrywał to w tajemnicy. Wreszcie poinformował Rywkę: – Jadę na wieś moich rodziców. – Dokąd? – próbowała opanować się. – Na wieś moich rodziców – powtórzył. – Co się stało? – Muszę. Ze wszystkich stron spadały na niego błagania i ostrzeżenia. Nawet klienci w sklepie czuli potrzebę doradzania i ostrzegania przed tą pośpieszną decyzją. To celowe zamieszanie nie umniejszyło jego wigoru. Z dnia na dzień rosła w nim pewność, że powinien jechać, i będzie, co będzie. Ponieważ argumenty i błagania nie pomogły, Rywka podniosła głos i wykrzyczała ku niemu: „To szaleństwo!”. – Może. – Gdzie logika? Co tam zastaniesz? – Wszystko – nie powstrzymał się i rzucił jej to słowo. Zawsze była praktyczniejsza od niego, ale ostatnimi czasy praktyczność, widoczna w całym jej postępowaniu, jeszcze się w niej wzmogła. Jemu też nie brakowało zmysłu praktyczności, ale praktyczność ta nie była sprawą zasadniczą. Czasami uważał za słuszne, by wyjść poza jej ramy: obniżyć ceny po sezonie, przekazać skromny datek człowiekowi w potrzebie, a ostatniego roku, spać całymi dniami. Ona to zachowanie nazywała „Szaleństwo mego męża”. Od czasu do czasu strofowała, albo wybuchała, albo po prostu obrażała go. A on nie czekał z założonymi rękoma. Życie dotarło właśnie do punktu zwrotnego. Wstał i przygotował walizkę i podręczną torbę. Przyszły córki, by się pożegnać. Wciąż upraszały go, by się powstrzymał. Wobec nich był bardziej zgodliwy. Gotów był przyznać, że podróż nie ma większego sensu, ale zdarza się, że czasem trzeba odpowiedzieć na szaleństwo duszy i dać mu upust. Córki podobne były do matki, zmyślne i praktyczne jak ona, ale to on był ich ulubieńcem. Nie mógł nie być. Nigdy im nie odmawiał, nie karał, a jeśli potrzebowały czegoś drogiego, kupował. Matka, oczywiście, nie darowała mu tych hojnych zakupów. Mawiała, że tak nie wychowuje się dzieci. Dzieciom trzeba stawiać granice. A kiedy się złościła, dodawała: „Chcesz zaskarbić sobie ich serca”. Córki, w końcu, stanęły po jej stronie. W jej rozsądku zawsze była moc, która nad nimi panowała. Bardzo chciały odprowadzić go na lotnisko, ale nie pozwolił. – Chcę wyjechać bez wzruszeń. Jego zdecydowanie widać było teraz gołym okiem. Ustąpiły. Jak zawsze w takich napiętych sytuacjach, padły słowa, które może nie powinny były się pojawiać. Matka podniosła głowę i wymamrotała: – Nic nie rozumiem. Możecie mnie zabić, ale nic z tego nie rozumiem. Zasłoniła twarz obiema rękoma, jakby do krzyku, tylko na mgnienie oka – głos jej wrócił i zaczęła mówiła do rzeczy: – Pilnuj się tam, pilnuj torby, dzwoń, pisz, nie chodź w podejrzane miejsca. Ostatnie zdania zginęły pośród zgiełku, bo nadeszło kilku przyjaciół, by go pożegać, dwóch starych klientów i rabin z bóżnicy, który jak powiedział, był przedstawicielem ojca. * * * Lot do Warszawy nie różni się od lotu do Rzymu, czy Londynu, ale kiedy dotarł na miejsce i ruszył z lotniska w kierunku dworca kolejowego, poczuł od razu, że to inne powietrze. Powietrze trochę wilgotne i nasycone zapachem, które natychmiast przywołało pamięć rodziców, wciąż powtarzających, co za powietrze, co za woda. Nie cierpiał tej nostalgii. Lubił wielkie miasto, Tel-Awiw, a wszystko co poza miastem, zdawało mu się nędzne, i rodzice rzeczywiście ukazywali tę nędzę: pielęgnowanie tego, co minęło i przwiązanie do religijnych nakazów. Mawiał: „Nigdy nie zrozumiem wiary w Boga po Zagładzie”. W imię tego co poznał w bóżnicy, a potem w ruchu młodzieżowym, zadręczał rodziców długimi i górnolotnymi zdaniami i twierdził: „Wy wciąż jeszcze żyjecie na swojej wsi. Nie wzięliście żadnej nauki z historii”. W kwestii tej nie różnił się od kolegów z klasy. Oni też zamęczali rodziców, obwiniając ich tak samo. Tak naprawdę, to inni rodzice wykłócali się, przytaczali dowody na słuszność swych twierdzeń i bronili się krzykiem. Jego rodzice nie kłócili się z nim, nie pragnęli przekonywać go do czegokolwiek, i bywało, że właśnie ich milczenie wyprowadzało go z formy. Mawiał wtedy nisgaw mewinati, pewien, że nie rozumieją jego słów. Pociąg jechał, a on czuł pod sobą koła w ruchu. Nigdy nie podróżował tak zatłoczonym pociągiem i może dlatego roztaczały się przed nim tak odmienne i szczególne obrazy. Obok siedzieli wieśniacy, pili piwo i głośno rozprawiali. Ku jego zaskoczeniu, rozumiał niemal każde słowo. W dzieciństwie, w domu, rozmawiano w jidysz, ale wieczorami, rodzice rozmawiali między sobą wylewnie po polsku, tak żeby nie rozumiał. Miał wrażenie, że uciekając się do obcej mowy, chcieli ukryć przed nim tajemnice dotyczące podatków. Kiedy dorósł, rodzice dalej mówili po polsku, ale wtedy zdawało mu się, że rozmawiają o zabronionych sprawach małżeńskich. W każdym razie, z tych szeptanych rozmów, wchłaniał nie tylko słowa, ale i rytm mowy. Okazuje się, że to, czego człowiek słucha w dzieciństwie, nawet jeśli było to częściowo skrywane, nie przepada tak łatwo. Pociąg jechał powoli, co chwilę stawał, pasażerowie wysiadali i wsiadali. Im dłużej jechał, tym bardziej Jakub czuł, że oddala się od poprzedniego życia. Tel Awiw zdawał mu się odległym, nierzeczywistym wagonem, który ledwie majaczył, gdzieś tam, w dalekim życiu. Miał wielką ochotę zapytać jednego z wieśniaków, czy słyszał o wsi Szydłowce, ale wszelkie wysiłki użycia do tego pytania znanych mu słów, spełzły na niczym. Dziwne, wieśniacy nie wyglądali prostacko, czy nieprzyjaźnie. Popijali, i byli weseli. Zwrócił uwagę na rozbawione kobiety, bez ustanku rozmawiające, uwodzące, rzucające zabawne, a tu i tam jakieś wulgarne słowa, prowokujące wybuchy śmiechu. Kiedy był całkiem mały, matka opowiadała mu o zwyczajach wiejskiego życia, o porach roku i pracach w polu. Lubił słuchać jej głosu, ale szkoła, ruch młodzieżowy i wojsko, wymazały mu z duszy wszystkie ówczesne opowieści matki. Teraz, te obrazy wychodziły z ukrycia, i ku jego zaskoczeniu pasowały do wszystkiego, co właśnie oglądał: spragnionych życia wieśniaków, którzy w odróżnieniu od Żydów, umieją się radować. Ktoś podszedł do niego i zapytał w jidysz: „Żyd?”. – Owszem – odrzekł natychmiast, zaskoczony tą demaskacją. – Dokąd jedzie? – Do Krakowa. Jakubowi ciężko rozmawiać w jidysz, ale z trudem wydobywa parę słów. Żyd wyjawił mu, że mieszka w małym miasteczku, pod Krakowem. – Od kiedy tam mieszka? – zapytał. – Od zawsze – odpowiedział Żyd i uśmiechnął się. Jego niska postura i wyciągnięte wiadomości, przypomniały mu twarz ojca. Ojciec też rozmawiał jak ten tutaj, tak samo przechylając głowę. – A co zamierza robić w Krakowie? – zapytał Żyd przyjaźnie. – Stamtąd jadę do Szydłowiec. – To bardzo mała wieś – powiedział. Jakub wyjawił mu, że urodził się w Tel Awiwie, ale rodzice pochodzą z Szydłowiec, więc jedzie zobaczyć to miejsce. – Żydów tam nie ma, nic tam nie ma. – Wiem. Może znajdę ruiny bóżnicy, dom dziadków, ale jeśli nie znajdę niczego, zadowolę się wzgórzami, studniami, i jeśli ktoś zechce sprzedać mi coś z dewocjonaliów, to kupię od niego – przywołał w pamięci wszystkie, nagromadzone w nim słowa, i ujrzał cud. Żyd go zrozumiał. – Dziwne – powiedział Żyd z wyraźnie żydowską melodią. – Co dziwne? – poprosił o wyjaśnienie. – Pańska podróż. – Co jest w niej dziwnego? – Jechać tam, gdzie nic nie ma. – Rodzice całe życie rozmawiali o Szydłowcach, nie było dnia, żeby o nich nie mówili. To niemożliwe, żeby nic tam nie było. Żydzi mieszkali tam całe pokolenia, choć zawsze niewielu, moi rodzice, dziadkowie, rodzice dziadków, i chyba też dziadkowie dziadków. Możnaby powiedzieć, zniknęli, przepadli – używał nie swoich słów i nie po swojemu wzruszył się. – Rozumiem – powiedział Żyd, kiwając z powątpiewaniem głową, zdumiony potokiem niewprawnych słów, jaki spadł na niego. – Jadę do miejsca pełnego życia – powiedział, nie wnikając najwyraźniej w znaczenie zdania, które wyszło z jego ust. – Przypuśćmy – powiedział Żyd i zakończył rozmowę. Kiedy pociąg zatrzymał się, tamten przeprosił, że przeszkadzał, życzył miłej podróży, rzekł: „Tutaj mieszkam” i oddalił się. Jeszcze długą godzinę tkwił mu przed oczami. Wyglądał rzeczywiście jak jeden z mieszkańców wsi, którzy przychodzili w odwiedziny do rodziców. Ale tamci byli prawdziwsi. Znów został sam ze sobą i cieszył się, że jest sam ze sobą. Przypomniał sobie przygotowania do bar micwy. Koszmar ciągnął się osiem miesięcy. Ojciec sprowadził mełameda starego stylu, by nauczył go parszy i haftary. To był niski, roztropny Żyd, który wiedział, że jest posłańcem w dziele przemocy. Jakub buntował się, odmawiał udziału i w końcu, po wielu namowach, naukę skrócono do godziny tygodniowo. Mełamed wypełniał swoje obowiązki rzetelnie, objaśniał, próbował wzbudzić w nim ciekawość, ale wszelkie podstępy zdały się na nic. Jakub ogłuchł, albo zadawał pytania po to tylko, by go denerwować. Stary mełamed powstrzymywał się, nie obrażał się, i przychodził każdej środy. Ojciec był nieszczęśliwy, bezradny. Jakich by słów nie przywoływał, żadne nie pomogły, i raz, gdy poczuł niemoc argumentacji, powiedział: „Jeszcze pożałujesz”. – Czego? – Tego buntu. – Jestem z niego dumny – powiedział Jakub i bezczelnie uniósł głowę. Odtąd ojciec zaprzestał dalszych prób. Matka płakała skrycie, ale także jej płacz nie zmiękczył serca chłopca. W końcu uroczystość odwołano. Rana krwawiła w domu wiele dni. Rodzice nie rozmawiali o tym, nie zadręczali go. Tak naprawdę, to okopali się swoim życiem, swoimi handlowymi sukcesami. Mur rósł z roku na rok. Owszem, cieszyli się i byli dumni, kiedy z wyróżnieniem ukończył szkołę średnią, potem kurs oficerski, a kiedy wpisano go na uniwersytet, ojciec zaproponował, by poświęcił się studiom na jego koszt. W każdym razie, rozmowy dzieliły ich. Ojciec mawiał: „No, tak”, redukując swoje wrażenia do tych dwóch słów. Matka postękiwała czasem, ale i ona pogodziła się z wolą syna. „On jest taki inny” – mawiała. „Może to dobrze, że jest inny”. Wagon coraz bardziej zapełniał się wieśniakami, którzy najwyraźniej zauważali, że to obcy, i nie pytali go o nic. Poczucie obcości, które coraz bardziej go ogarniało, było mu miłym. „Wracam do Szydłowiec” – powiedział do siebie i natychmiast pojął absurd tej radości. Przed laty, kiedy jeszcze był chłopcem, rodzice chcieli wrócić do rodzinnej wsi, a nawet poczynili pewne starania, ale podróż, z powodu matki, nie doszła do skutku. Matka bała się wracać do miejsca, gdzie zginęli jej rodzice i siostry. Ojciec próbował ulżyć tym strachom, ale w końcu spełnił jej życzenie, i nie wyjechali. Wieś żyła dalej w nich. Prawdę mówiąc, im starsi byli, tym jej obecność umacniała się. Ojciec mawiał czasami: „Pewnego dnia pojedziemy”. To była potrzeba serca, której moc z roku na rok słabła. W końcu przepadła zupełnie pośród codzienności, pośród jej trosk, i sprawa zeszła z porządku dziennego. Teraz, odległe dni dzieciństwa na ulicy Melczet wyglądały inaczej, niż je sobie wyobrażał przez cały ten czas. Szczególnie ojciec. Był trochę niższy od matki, zatwardziały milczek, który wolał stracić honor niż przestać milczeć. Przez te wszystkie lata jego powiedzeniem było: Tego, co jest do powiedzenia, nie sposób powiedzieć, nawet tłukąc głową w mur. Lepiej słuchać i nie mówić. Jakub poznał to powiedzenie we wszystkich odmianach. Wryło mu się w duszę jako esencja ojcowskiego jestestwa. Zdarzały się całe tygodnie, kiedy słowa z ojcem nie zamienił. Matka była inna, spokojniejsza. Ona też nie rozmawiała o okropnościach, ale od czasu do czasu powtarzała: „Mam ich przed oczami”, i już to budziło dreszcze. Okres szkoły średniej spędził w łonie Haszomer hacair. Nocne zbiórki, rozmowy, dziewczęta, to wszystko wypełniało jego serce. Dom zdawał mu się pełen powikłanych i nieprzyjemnych tajemnic. Zdawało mu się, że nawet prosperujący sklep należy do przestarzałego świata. Cały okres gimnazjum pęczniał z uczucia wyższości nad nimi, ale oni, ze swej strony, nie żywili doń urazy. Za każdym razem, kiedy robił krytyczną uwagę, milczenie matki mówiło: Jesteś zwycięzcą, jesteś ideałem, jesteś geniuszem i jesteś przyszłością, nie złość się na nas, my – marność. Ojciec odszedł na tamten świat nagle, kiedy obsługiwał klientów w sklepie. Matka zmarła zaraz po nim, jakby bała się, że syn nie zajmie się nią w chorobie. Pod wieczór przybył do Krakowa. Miał zamiar wziąć taksówkę i od razu pojechać do Szydłowiec, ale zmienił decyzję i powiedział do siebie, można założyć, że w Szydłowcach nie ma żadnego noclegu. Lepiej pójść do hotelu, przespać noc i zastanowić się. Przecież czas, w końcu, nie nagli. Dzienne światło jest lepszym przewodnikiem w drodze do nieznanych miejsc, a noc złym doradcą, myślał, ciągnąc walizkę ku taksówce, która zabrała go, bez uprzedniego uzgodnienia ceny, do nowego hotelu w Krakowie. Przełożył z hebrajskiego Tomasz Korzeniowski Aharon Appelfeld: Polska - zielony kraj [tyt. oryg. פולין - ארץ ירוקה]. Wyd. Keter : Tel Awiw, 2005. — 217 s.

  • hebrajski | klub kultura i podróże

    מוטו: אני מבקש לי רבי שיקרע את בשרי, ולא רבי שילטפני. (קוצקר רבה, מנחם מנדל מורגנשטרן) וזו הדברה האחת-אשרה: לא תרצה. (יהודה עמיחי) אל תהיה חנפן (קפה "עברית" פרויקט) ​ motto: potrzebuję nauczyciela, który mnie rozszarpie, a nie takiego, co mnie pogłaszcze. (kocker rebe. menachem mendel morgenstern) a to jest przykazanie jedenaste: nie będziesz chciał. (jehuda amichaj) nie bądź klakierem. (hebrajska kafé projekt) ​ ​ idea ​ popularyzacja języka hebrajskiego, poznawanie kultury hebrajskiej i dorobku polskich hebraistów, społeczności izraelskiej, judaizmu i chrześcijaństwa, ich moralności, etyki i wzajemnych relacji. poznawanie polskiej oraz innych kultur, także poprzez kulturę i język hebrajski. klub i portal powstał w 2018 roku jako ośrodek niezależny. ​ ​ ​co robimy w klub kafé ​ ​ ​ hebrajs ki w polsce info - informacje o miejscach i formach nauczania języka hebrajskiego w polsce, izraelu i gdziekolwiek. info o wydarzeniach, imprezach, życiu języka hebrajskiego. ​szkółka nauka języka hebrajskiego. korepetycje, lekcje z tekstem literackim, prelekcje, warsztaty, konwersacje. półka biblioteka hebrajsko-polska i czytelnia. profil: izrael – historia, społeczeństwo, kultura, religia, literatura i język hebrajski. zbiór w języku hebrajskim i polskim. organizacja wystaw . bibliografie. kółka kawa z hebrajską poezją prozą esejem dramą. kawa hafuch (literatura polska po hebrajsku). 70 twarzy izraela . almemor (judaizm). klubkino . kafé kabaret . disko u żyda | hebrajski kaloryfer blues/jazz | podróże - wycieczki w języku hebrajskim i polskim po polsce i izraelu, żeglarskie obozy językowe. bibółka przekłady przekład literacki - poezji, prozy, dramatu i literatury popularnonaukowej. bibółka oficyna teksty hebrajskie - wydawnictwo broszurowe i redakcja hebrajska kafé gazeta. biuro tłumaczeń - tłumaczymy teksty prasowe i urzędowe, dokumenty życia społecznego (listy, pamiętniki, dzienniki), teksty użytkowe: instrukcje, naklejki, tatuaże.

  • bibliografia przekładów | projekt

    literatura hebrajska, bibliografia przekładów tomasza korzeniowskiego ​ 1991 JEHUDA AMICHAJ: CZAS KULTURY. — nr 26/27 (v. 3), s. 90-91 (Jom Kippur ; Ręka Boga we wszechświecie)[2] [W] 1992 AWOT JESZURUN: SŁOWO ŻYDOWSKIE. — nr 10, s. 17 (Jeśli mnie zabiorą) [W] 1993 JEHUDA AMICHAJ: AKCENTY. — nr 3, s. 23-25 (Wołają mnie ; Deszcz na polu bitwy ; Instrukcja dla kelnerki) [3] [W] 1994 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 46, s. 88-92 (Siedzę obok okna ; Na skraju pola ; Dziewczyna imieniem Sara ; Miasto wiatru ; Za dużo ; Wczesna jesień w Jerozolimie)[6] 1995 JEHUDA AMICHAJ: DEKADA LITERACKA. — nr 8, s. 1,4 (Jom Kippur ; Ręka Boga we wszechświecie ; Młody Dawid ; W środku tego wieku)[4] [W] JEHUDA AMICHAJ: ODRA. — nr 11, s.? (Muszę płakać)[1] [W] JEHUDA AMICHAJ: WIADOMOŚCI KULTURALNE. — nr 5, s. 13 (Pobawmy się ; Twoje życie i śmierć ojcze ; Emigracja rodziców)[3] [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 51, s. 77-82 (Kiedy byłem dzieckiem ; Mama wypiekała mi cały świat ; A po tym wszystkim deszcz ; Spójrz, myśli i sny ; Mówiłem ci że będzie tak - i nie wierzyłaś ; Gdy wróciłem powiedzieli mi że nie ma ; Ci, którzy wysadzili domy ; Aż do Abu Gosz ; Instrukcje przed podróżą)[9] [W] 1996 JEHUDA AMICHAJ: WIĘŹ. — nr 4, s. 140-142 (Teraz kiedy wody napierają ; Z całym ciężarem litości ; Dom przed nadejściem nocy ; Jerozolima ; Liście bez drzew) [5] [W] JEHUDA AMICHAJ: LITERATURA. — nr 5, s. 32-33 (Pieśń o mnie samym ; Potem weszliśmy pomiędzy oliwki ; Prawica Mojżesza ; Miejsce w którym nie było mnie ; Człowiek obok okna ; Na dzień swoich urodzin) [6] [W] JEHUDA AMICHAJ: SZALOM Z IZRAELA. BIULETYN AMBASADY IZRAELA W WARSZAWIE. — nr 16, s. 15 (Jerozolima) [1] [W] JULIAN STRYJKOWSKI: PLUS MINUS (Dodatek do Rzeczpospolitej n4 191). — nr 33, S. 13 Żyd trefny i koszerny [fragment wywiadu dla Kol Israel]) 1997 ROBERT ALTER: FRAZA. — nr 2 1997, s. 9-11 (Nieprzetłumaczalny Amichaj) [Esej] JEHUDA AMICHAJ: DODATEK KULTURALNY. — nr 4, s. 1 (Wielka cisza pytań i odpowiedzi ; Moja mama wypiekała mi cały świat) [Dodatek do Tygodnika Sanockiego] [W] JEHUDA AMICHAJ: DODATEK KULTURALNY. — nr 7, s. 8 (W dniu narodzin mojej córki nikt nie umarł) [Dodatek do Tygodnika Sanockiego] [W] JEHUDA AMICHAJ: FRAZA. — nr 2, s. 4-9 (Autobiografia z roku 1952 ; Bóg miłuje się nad dziećmi w przedszkolu ; Bóg pełen miłosierdzia ; Nie jestem gotów ; Połowa ludzi na świecie ; Chanukka ; Pierwszy deszcz) [W]` JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, S. 56-59 (Sztandary ; Syna­goga we Florencji ; List polecający ; Dwa wiersze o pierwszych bitwach ; Trening sprawności aniołów ; Jehuda Halevi) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZDANIE. — nr 3-4, s. 2 okładki, 20-21 (4 [Mój syn urodził się w szpitalu Asuta i odtąd] ; 15 [Przeszedłem obok domu, gdzie mieszkałem przedtem] ; 72 [Moja była uczennica jest policjantką drogową] [3] [W] DAWID AWIDAN: FRAZA. — nr 2, s. 13 (Plama została na ścianie) [W] ABRAHAM CHALFI: FRAZA. — nr 2, s. 14 (*** [W nocy bez człowieka ciężko]) [W] ABRAHAM CHALFI: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 59-60 (*** [Będę sobie topolą] ; *** [Wiatr coś tam szeptał]) [W] ABRAHAM CHALFI: DODATEK KULTURALNY. — nr 6, s. 4 (*** [W nocy bez człowieka ciężko]) [W] AMIR GILBOA: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 61 (Teraz w krajobrazie deszczu) [W] AMIR GILBOA: FRAZA. — nr 2, s. 14 (Mojżesz) [W] LEA GOLDBERG: FRAZA. — nr 2, s. 15 (Tel Awiw) [W] CHAIM GURI: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 61-62 (Dziedzictwo) [W] AWOT JESZURUN: FRAZA. — nr 2, s. 16 (Jeśli mnie zabiorą) [W] AWOT JESZURUN: DODATEK KULTURALNY. — nr 11, s. 7 (Świecie, jaka szkoda) [W] NATAN JONATAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 62-63 (Jak ballada ; Pewnego ranka w stanie Indiana) [W] DALIA RAWIKOWICZ: FRAZA. — nr 2, s. 16 (Na pewno pamiętasz) [W] DALIA RAWIKOWICZ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, S. 63-64 (Mechaniczna lalka) [W] TUWIA REUBNER: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 64 (Znów słońce) [W] PINCHAS SADEH: FRAZA. — nr 2, s. 17-18 (Anioł) [W] NATAN ZACH: FRAZA. — nr 2, s. 15 (Jak piasek) [W] NATAN ZACH: DODATEK KULTURALNY. — nr 11, s. 7 (Siedzę na skraju ulicy) [W] NATAN ZACH: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 65-68 (Jej piękna nie zna nikt ; Samotny ; Chwila ; Obym miał oczy zawsze ; Siedzę na skraju ulicy ; Zdumienie) [W] 1998 JEHUDA AMICHAJ: DEKADA LITERACKA. — nr 4, s. 9 (Ból trwania w obcym miejscu ; Niebezpieczna ziemia ; To wszystko tworzy taneczny rytm) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 64, s. 87 (Dużo jest winogron) [W] 1999 JEHUDA AMICHAJ: NOWA OKOLICA POETÓW. — nr 2, s. 39-41 (Kobieta odeszła ; A po tym wszystkim deszcz ; Sztandary ; Anioły losu ; Pranie) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 66, s. 43 - 47 (Oto dzieje prochu ; Niebezpieczna ziemia ; To za dużo ; Turyści ; Cicha spóźniona radość ; Wielka cisza: pytania i odpowiedzi ; Drugie spotkanie z ojcem) [W] 2000 JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 69 (Dużo jest winogron) [W] JEHUDA AMICHAJ: Koniec sezonu pomarańczy . — Izabelin : Świat Literacki — 144 s. [Wybór wierszy] DAWID AWIDAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 68 (Plama została na ścianie) [W] AMIRAM GONEN: PLUS MINUS (Dodatek do Rzeczpospolitej nr 185). — nr 32, S. 14 (Julian Stryjkowski, brat Mordechaja [zapis i przekład z hebrajskiego wypowiedzi A. Gonena]) BIHA KALISZER-HAZAZ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 67-72 (Dziecko Dudu) NATAN ZACH: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 67 (Typowy protest song) [W] 2002 HILDE HUPPERT: Doktor Weronika. — Łódź : Oficyna Bibliofilów — 171 s. [Powieść] AMOS OZ: To samo morze. — Warszawa : Wydawnictwo Muza — 247 s. {Proza poetycka] JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 3-7 (Nie, powiedziałem tak ; Liście bez drzew ; Duży ; Trzy fotografie: 1.Fotografia wuja Dawida, 2. Fotografia z paszportu, 3. Fotografia szkolnej klasy ; ) JEHUDA AMICHAJ: ODRA. — nr 4, s. 52-54 (Przez dwa punkty przechodzi tylko jedna prosta ; Gdy wróciłem powiedzieli mi że nie ma ; I to jest twoja chwała ; W dniach ostatnich ; Połowa ludzi na świecie) 2003 JEHUDA AMICHAJ: PRZEGLĄD POWSZECHNY. — nr 2, s. 226-227 (Bogowie zmieniają się, modlitwy pozostają na zawsze [cz. 1 i 27]; Żydowska bomba zegarowa) MORDECHAJ ARIELI: KRASNOGRUDA. — nr 16, s. 87-103 (fragm. pow.: Aszkenazyjczyk : biografia możliwa) JEHUDA AMICHAJ: POLSKIE RADIO KRAKÓW. — (Dzwony i pociągi) [Słuch. Wyróżnienie dla Radia Kraków na IV Krajowym Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry – Sopot 2004”] 2004 MORDECHAJ ARIELI: Aszkenazyjczyk : biografia możliwa. — Sejny : Pogranicze — 327 s. [Powieść]. CHAIM BE’ER: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 33-46 [Fragm. pow. „Sznury”] DAWID GROSSMAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 59-79 (Fragm. pow. „Bądź mi nożem”) ORLI KASTEL-BLUM: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 80-108 (Fragm. pow. „Dolly City”) MIRA MAGEN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 47-58 [Cukinia. Opow. z tomu „Guziki dobrze zapięte”] CWIKA SZTERNFELD: ALMANACH ŻYDOWSKI 2004-2005. – (Kolejka ; Po polsku) [W.] 2005 SAID KASZUA: Arabowie tańczą. — Sejny : Pogranicze — 190 s. [Powieść]. 2007 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 97, s. 13-20 (Jak umierał ojciec. Opow. z tomu „Na tym strasznym wietrze” (1973). [Proza] Fragm. w: Radio Morele i Grejpfruty. 26.07.08. MICHAŁ FOSZ: WWW.ZCHOR.ORG.STANISLAWOW/MICHAEL.HTM . — (Moja opowieść) 2008 BENIAMIN TAMMUZ: ODRA. — nr 5, (Minotaur. Fragm.). [Pow.] SZMUEL JOSEF AGNON: PRZEGLĄD POWSZECHNY. — nr 7, s. 173-175 (Światło Tory). [Opow.] 2009 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 105, s. 13-20 (Jakom żyw w moim życiu. [Poemat z tomu „Otwarte zamknięte otwarte]). JEHUDIT HENDEL: Szaleństwo psychiatry. — Warszawa : PIW. — 181 s. [Nowela] IDA HUBERMAN: TYGIEL KULTURY. — nr 1-3, s 102-104 [Filosemita, opow. z tomu Tam] IDA HUBERMAN: TYGIEL KULTURY. — nr 7-9, s 68-69 [Narzeczona, opow. z tomu Tam] 2010 IDA HUBERMAN: Tam. — WAM. – 144 s. [Opowiadania] CWIKA SZTERNFELD: GAZETA WYBORCZA. – nr z 20 sierpnia Po polsku. – [Wiersz] CWIKA SZTERNFELD: MIASTECZKO POZNAŃ. - nr 1, s. 140-141 (Drugie pokolenie ; Tato mojej mamy ; Jom Kipur w Sosnowcu) CWIKA SZTERNFELD: ODRA. – nr 12, s. 39-40 (Sekretarka Wielkiego Poety ; Powiedzmy, że jesteś małpą ; Pytasz) [Wiersze] CWIKA SZTERNFELD: BLIZA. – nr 4, – [Wiersze] 2011 JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 6, s. 34-36 (Nie byłem jednym z sześciu milionów. I co dotąd w moim zyciu? Otwarte zamknięte otwarte) SZMUEL JOSEF AGNON: ODRA. - nr 9, s. 86-89 (Hachnasat kala) 2012 SZOSZANA RABINOWICZ: Przeżyłam dzięki mojej matce. – Łódź : Wydawnictwo Zora. – 216 s. [Wspomnienia] JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr , s. 53-63 (Bogowie zmieniają się, modlitwy pozostają na zawsze [fragm. poematu Otwarte zamknięte otwarte) 2013 CHANOCH LEWIN: ODRA. - nr 10, s. 13 (Piękne chwile) [Wiersz] 2014 GADI TAUB: Maseczka do spania. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 15-55 [Opowiadanie] DIKLA KEJDAR: Do parku. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 81-114 [Opowiadanie] SZIMON ADAF: Tel Kabir. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 167-197 [Opowiadanie] JULIA FERMENTTO: Grzeczne dzieci. -w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 193-218 [Opowiadanie] RINA SZTERNFELD: Dziewczynka, którą byłam : Opowieści frunzyjskie i inne. – Gdańsk : Wydawnictwo Myślnik. – 143 s. [Wspomnienia] CWIKA SZTERNFELD: ODRA. - nr 12, s. 12-14 (Mówię szarzeje ; Przed podróżą ; Kilka porad dla poety na wpół norwidowskiego ; A zatem ; A teraz co?) [Wiersze] 2017 CWIKA SZTERNFELD: Po polsku. – Wrocław : Oficyna Wydawnicza Atut. – 109 s. [Wiersze] JEHUDA AMICHAJ: Otwarte zamknięte otwarte. – Wrocław : Oficyna Wydawnicza Atut. – 109 s. [Cykl poematów]. – 173 s. 2018 JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 1, s. 69-74 (Trzy razy Wenecja) [Opowiadanie] JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 6, s. 65- 71 (Wieczór czytania poezji) [Opowiadanie] 2020 CWIKA SZTERNFELD: ODRA. - nr 4, s. 37-38 (Dugie oko Cyklopa ; *** tę noc spędzę ; Epilog ; *** Czy dodatkowe oko to tylko powtórka pierwszego? ; *** Dzięki drugiemu oku ; *** W obu oczach ; *** Oko otworzyło serię pytań ; Matuzalem) [Wiersze]

  • המלצות | projekt

    טיולי פולין עם מדריך דובר עברית ופולנית פעיל בתחום משנת 2011

  • szternfeld cwika | wiersze

    cwika szternfeld. fot. t. korzeniowski cwika szternfeld | צביקה שטרנפלד ​ przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski. z tomu "po polsku". ​ jezus zmartwychwstał jeden raz | ישוע קם לתחייה פעם אחת ​ Jezus zmartwychwstał jeden raz, kot ma dziewięć dusz. A ile dusz ma nasza miłość, nikt nie wie. Stonoga, która straciła nogę, kuleje? Na porannym apelu odliczania nóg wpada w popłoch? Czy to dobrze dla naszej miłości, że nie wiem, ile ma dusz, i żyjemy jak dziecko, które traci cierpliwość pod koniec przyjęcia i przekłuwa balon za balonem.

  • kobi nisim | bibółka przekłady

    kobi nisim | קובי ניסים ​ iskra życia w tobie |ניצוץ החיים שבך przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ Każdego wieczora patrzyliśmy, jak się oddalasz wraz zachodzącym słońcem, iskra życia w tobie nie gasła. Byłeś ojcem na kotwicy i dopiero pod koniec zacząłeś pokonywać przestrzenie, jak na żeglarza przystało. A gdy błyski na twej drodze zaczęły mrocznieć, ostrzyliśmy wzrok. Mogliśmy dostrzec, jak czasem spoglądasz za siebie i posyłasz kolejne fale ojcowskiego uśmiechu, którego nie stłumiłeś. I jeszcze dryfując i topniejąc, oderwany od bieguna, umiałeś się unieść w ostatnim przypływie.

bottom of page