hebrajskie wydanie wierszy wszystkich (w założeniu) jehudy amichaja.

jehuda amichaj | יהודה עמיחי
przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski. niepublikowane gdzie indziej
czas łaski | שְׁעַת הַחֶסֶד
Kiedyś sądziłem, że można to zrozumieć tak:
ludzie zbierają się o północy na dworcu
i czekają na ostatni autobus, który nie przyjedzie.
Na początku jest ich mało, potem coraz więcej i więcej.
To była szansa, żeby żyć bliżej siebie,
zmienić wszystko i rozpocząć razem nowy świat.
Ale oni rozeszli się.
(Czas łaski minął i nie powróci).
Każdy pójdzie swoją drogą,
każdy znów będzie kostką domina
z jedną stroną pustą,
by dopasować sobie kogoś nowego
w kolejnych partiach bez końca.
tel gat | תֵּל גַּת
Przyszedłem z moimi dziećmi na wzgórze, gdzie kiedyś walczyłem,
żeby zrozumiały to, co robiłem
i wybaczyły to, czego nie zrobiłem.
Odległość między moimi kroczącymi nogami a głową jest coraz większa, a ja coraz mniejszy.
Tamte dni wychodzą ze mnie, idą,
i ten czas wychodzi ze mnie,
a ja w środku, bez nich, na tym wzgórzu, z dziećmi.
Wieje lekki wiatr w południe,
ale niewiele się porusza od niego,
ugina razem z trawą i kwiatami,
wzgórze pokrywa mnóstwo chryzantem,
można powiedzieć, że głównie chryzantemy.
Przyprowadziłem moje dzieci na wzgórze
i siedzieliśmy „na plecach i na boku”
jak w wierszu Szmuela Hanagida,
ja, taki człowiek wzgórz i wojen,
co śpiewał swoim żołnierzom przed bitwą kołysankę.
Lecz nie przemawiałem do siebie samego, jak on,
ale do moich dzieci. Byliśmy zmartwychwstaniem wzgórza,
równie przejściowym jak ta wiosna, i wiecznym, jak ona.