top of page

wyniki wyszukiwania

Znaleziono 71 elementów dla „”

  • bibółka przekłady

    icchak bar-josef | יצחק בר-יוסף ​ pamiątka miłości | מזכרת אהבה (fragment)| przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ publikowane: odra 2020/10 ​ foto: okładka książki "pamiątka miłości". ​ W piątek tato bierze koszyk z mydłem, dwa ręczniki, i obaj idziemy do łaźni na stare miasto. Biegnę przed nim, a gdy docieram do końca uliczki przystaję, żeby oglądając się zobaczyć, jak pojawia się na rogu, i wtedy ruszam dalej. Tato mówi, że ta łaźnia jest z czasów tureckich. Chodzili tu nawet jego tato i jego dziadek i ojciec dziadka. Tato idzie powoli, spokojnie. Do „Szwicbudu”, jak mówi, nie chodzi się ot tak, żeby się umyć, bo prysznic mamy w domu, tylko żeby się wypocić, oczyścić i otworzyć zatkane pyłem „pory w skórze”. Wbiegam po schodach obok synagogi Ari i pomimo wszelkich wyjaśnień taty, jestem pewien, że pewnego dnia wyjdzie stamtąd lew. Póki tato dotrze, jest na co popatrzeć: mnóstwo turystów i turystek wchodzi do synagogi, fotografują się obok Aron Hakodesz. Tu, w Safedzie, na turystki nikt nie krzyczy „Nierządnice!” albo „Siksy!”, jak na dziewczyny, które chodzą ulicą Mea Szearim pod balkonem dziadka w Jerozolimie. Strzegący synagogi starzec Ari nawet cieszy się, że one tu przychodzą. Chłopcom podaje jarmułki, a dziewczętom na ramiona i bluzki nakłada chusteczki (żeby im nie było widać „całego serwisu”, kiedy się pochylają, wyjaśnił mi ojciec). Starzec kręci się między nimi z blaszaną puszką, puszka drży w jego ręce, a on mówi, że jałmużna ratuje od śmierci. Wszyscy dają mu pieniądze. Ja też uważam, że lepiej dać parę groszy i nie umrzeć. Ale dla pewności pytam tatę, czy to prawda, co mówi ten starzec. Tato śmieje się: Wszyscy nariszkejt, przecież wszyscy w końcu umierają. Tato czołga się dalej jak żółw. Ludzie mówią mu Szalom i on im też mówi Szalom. Jeszcze chwila i zacznie mi opowiadać, że o, tu mieszkał kiedyś jego ojciec, a tam o, teraz mieszka jego wujek, a w tym domu mieszkała jego mama, a w tamtym dziadek. Kiedy zaczyna z tymi historiami, to nie może skończyć. Jest bardzo dumny, gdy mówi, że należy do szóstego pokolenia w Safedzie, a dzięki temu ja należę do siódmego pokolenia w kraju. Ale wiem przecież, że ze strony mamy, jestem wart o wiele więcej: babcia Szejndel to pokolenie siódme, z Hebronu i z Tyberiady, zatem ja jestem dziewiątym pokoleniem. I kiedy w szkole zgrywałem się, że jestem w kraju dziesiątym pokoleniem, nikt nie poznał, że kłamię. A co warte o wiele więcej – to że dziadek Meir Jaakow jest z Czechosłowacji, z kraju Emila Zatopka, „czeskiej lokomotywy”, o którym czytałem w „Dawar dla Dzieci”. Kiedy opowiedziałem o tym Nicy, nauczycielce gimnastyki, ta powiedziała "no to cześć i chwała", zatem nie przynoś firmie wstydu. Biegnę przodem i w łaźni jestem pierwszy. Czekam na tatę na ławce, na wprost niewielkiego człowieka z długą brodą, przy dużym stole, z balią pełną kawałków lodu na nogach. Wokół na ścianach wiszą ubrania. Człowiek ten wysuwa długą i chudą rękę o delikatnych, białych palcach, zanurza i grzebie pośród kawałków lodu, wyciągając butelkę pomarańczowego gazowanego napoju (ja bym akurat wybrał zielony), a potem przywiązanym do stołu otwieraczem wyciąga korek. Dociera do mnie jego zimny i wilgotny oddech. Boję się. Jego twarz od tego napoju zabarwiła się na pomarańczowo. Wystraszyłem się i chcę uciec, ale wtedy przychodzi tato. Starzec jedną dłonią zgarnia pieniądze, które tato kładzie na stole, a drugą otwiera szufladę i głową daje nam znak, żeby wejść do środka. W przebieralni nie jesteśmy sami. Wstydzę się rozebrać, ale tato śmieje się i mówi, że wszyscy tu zdejmują ubranie. Sam ściąga koszulę i podkoszulek, rozpina pasek i wiesza spodnie na wbitym w ścianę gwoździu. A kiedy zdejmuje majtki, odwracam głowę w bok. Patrzę wokół i widzę, że są tu jeszcze inne nagie dzieci. No więc – na śmierć i życie, zostawiam ubrania na wieszaku i biegnę za tatą, który zniknął w kłębach pary, buchającej zza wielkich drzwi. Biegnę za jego nagimi plecami i tyłkiem, ku dużej, pełnej wrzątku sali, z wysokim sufitem i szerokimi kamiennymi schodami, wiodącymi niemal do sufitu. Tato ostrzega: wchodzi się powolutku, bo temperatura narasta i tylko największym bohaterom udaje się dotrzeć do najwyższych schodów. Niewidoczny ogień płonie w piecu pod wielkim kamieniem w rogu sali. Tłusty mężczyzna z mokrym ręcznikiem zawieszonym na głowie, wylewa na płonący kamień wiadra wody, zamieniającej się w parę. Tato wszedł już na dwa schody, a ja za nim. Wzdycha od tego gorąca, czerwienieje i ogromnieje. Krzyczy do mężczyzny obok pieca, oj, oj, oj, zabijasz nas, mordujesz nas. Robię zawody z tatą, kto wejdzie na wyższy schodek: wchodzimy na schodek, siadamy, wchodzimy na jeszcze jeden, siadamy, pochylamy głowę, bo od tego wrzątku nie można oddychać. Palę się, z trudem można dojrzeć cokolwiek, tak dużo pary, oczy napełniają się łzami. Wokół na schodkach siedzą nadzy ludzie, wszyscy czerwoni, wszyscy pocą się, pochylają głowy z wielkiego gorąca i stękają, oj wej, oj wej. Wieczorem, po Jom Kipur, o ósmej, zadzwonił telefon. To Awiwa, żona taty. Mówiła zmieszanym głosem: „Jehoszua poczuł się źle… Jest tu dwóch lekarzy… Mówią, że umarł”. Tato podaje mi podobną do małej miotełki wiązkę gałązek, którą nazywa „Bejzemloch”, i prosi by go uderzać po plecach. Ledwie go dotknąłem, a na skórze od razu pojawiły się czerwone znaki. Przestraszyłem się i przerywam, ale tato krzyczy: Jeszcze, jeszcze! Mężczyzna koło pieca znów wylewa wodę na płonący kamień. Morderca, morderca, tato krzyczy z rozkoszy. Ja też chcę krzyczeć, ale kiedy tylko otwieram usta, wdziera się do nich płonące powietrze i nie mogę oddychać. Od nadmiaru pary nie widać nic poza czerwonymi plecami taty. Boję się, że biję go za mocno. Na skórze pojawiły się małe krople krwi. Przestraszyłem się i znów przerywam. A on odwraca ku mnie twarz i jestem pewien, że chce na mnie nakrzyczeć, że zadałem mu ból. Twarz ma czerwoną, błyszczącą, jeszcze chwila, a cały się rozpłynie. Jeszcze trochę, a spalimy się w wysokiej temperaturze obaj. Zamykam oczy, czuję że tato wyjmuje mi z ręki „Bejzemloch”. Jeszcze jedno wiadro wody na piec. Słychać tylko długie psss i ogarnia nas chmura ognia. Na plecach czuję krótkie cięgi. Tato smaga mnie mokrymi gałązkami. Starzec siedzący na dolnym schodku woła: Wasser! Wasser! Człowiek obok pieca podnosi stojące obok w gotowości wiadro zimnej wody i wylewa na niego. Tato śmieje się, wskazuje na niego i mówi: Zobacz jaki tchórz, został na dole. Słyszę kolejne psss i znów czuję cięgi na plecach. Kołyszę się w powietrzu, daleko, daleko ponad wszystkimi, z trudem otwieram oczy. Twarz taty blisko mnie, czerwona. Roześmiana. Jest tu obok, jego nagie ciało obok mego nagiego ciała. Jest tak nagi, że nie mogę na to patrzeć. Chodź, wejdziemy na górę – mówi tato. Wchodzę za nim. Na dole widzę jak tamten człowiek podnosi kolejne wiadro i kolejne psss dobywa się z wielkiego pieca. Zakrywa nas fala wrzącej pary. Zamykam oczy. Trudno oddychać. Jesteśmy najwyżej, nikt prócz nas nie wszedł na najwyższy schodek. Siadam na nim. W dole wszyscy stękają. Jeszcze jedno długie psss. Ostrożnie otwieram oczy i widzę koło mnie nogi. Wszędzie pełno pary, więc z trudem można cokolwiek zobaczyć. Powoli podnoszę głowę: gołe nogi, goły brzuch, goła pierś, gołe ręce. Wszystko mokre, ocieka wodą i kroplami potu. Zamykam oczy i nie patrzę na twarz tego, który stoi koło mnie, jedynego, który zdołał stanąć na najwyższym schodku, najwyżej, najodważniej. Ale wiem, to mój tato. W drodze powrotnej z łaźni już nie biegnę. Brak mi sił. Mam zawroty głowy. Tato wyjaśnia, że para i temperatura w łaźni oczyszczają pory w skórze. Lubi mówić o porach w skórze. Pory w mojej i taty skórze są wypucowane i lśnią czystością. Moje zawroty głowy też są od tych czystych porów w skórze. Cały jestem zrobiony z mnóstwa małych dziurek, przez które przechodzi powietrze, i dlatego czuję się, jakbym fruwał w powietrzu. Tato siada na kamiennym murku zniszczonego domu, by odpocząć. Na drugim piętrze czarny drewniany szkielet dachu, z wyjętymi dachówkami. W powietrzu wisi balkon bez podłogi, zostały tylko żelazne belki. Boję się. Jeszcze trochę, a wszystko spadnie na nas. Tato wyciąga z kieszeni fajkę i puszcza w górę niebieski dym. Ruchem głowy pokazuje tę ruinę i mówi mi, że w tym domu się urodził. Przejście tarasuje wielki figowiec, którego gałęzie sięgają ziemi. Nie wchodź, mówi tato, wszystko zniszczone, nie ma na co patrzeć. Dom, w którym urodził się tato. Zawsze był i zawsze będzie. Jak to możliwe, że jest miejsce, gdzie on się urodził, gdzie był jego początek, którego wcześniej nie było w ogóle. Po podwórku chodzi biała koza. Na fotelu siedzi staruszka. Tato został z tyłu. Poprzez liście figowca wygląda jak mały obrazek, nabazgrany na płocie starego domu. W krótkich spodniach khaki, w błękitnej koszuli, w której iskry z fajki wypaliły dziury, z małym koszykiem z mokrymi ręcznikami z łaźni w ręce. W ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Na pewno patrzy na Meron. Cały czas patrzy na Meron. Podchodzę do staruszki. Może zna tatę z czasu, kiedy ten był dzieckiem. Ale ona śpi. Koza skubie liście. Kot wychodzi spod sukienki staruszki i ociera się o moje nogi. Stąpam na kamień i zerkam do wnętrza domu, w którym urodził się tato. Ciemność. Nic nie widać. Co zrobię, jeśli nagle wyjdzie dziecko i powie „To ja, twój tato”. Słyszę dziwny hałas w środku czarnego domu, z wielkiego strachu nie mogę się ruszyć. Tato wstał z płotu. Woła mnie. Wracamy do domu. Nie rozmawiamy. Po łaźni interesuje go tylko jedno: pojeść gulaszu, który przyrządził w wielkim garnku dla nas dwóch, paść na łóżko i chrapać aż do popołudnia. Odłożyłem słuchawkę. Usiadłem na podłodze: chciałem płakać. Ale nie płakałem. Zadzwoniłem do szwagra, mówiąc, żeby przekazał delikatnie Bilsze, mojej starszej siostrze, że tato umarł. Zadzwoniłem do Jerozolimy, do Josiego, naszego najstarszego brata. Nie było go w domu. Dodzwoniłem się do jego córki. Powiedziała, że pojechał na spotkanie w Tel Awiwie i zapewne wróci późno. Przyszła do mnie siostra. Płakała, czuła się źle. Zabrali ją do szpitala. Telefon do działu ogłoszeń gazety, w której pracuję: nekrolog. Pracownica ogłoszeń, która mnie zna, łączy się w bólu. Z biurka wiadomości dzwonią do mnie tuż przed północą. Redaktorka, moja przyjaciółka, mówi: Wiadomość o śmierci ojca pojawi się na pierwszej stronie. Wuj Eliezer, młodszy brat taty, już wie. Josiego też znaleźli. Wszyscy już wiedzą. Stoję przed zamkniętymi drzwiami. Wiem: za drzwiami jest moja mama i mój tato. Mama, która wyszła z albumu fotografii, w kącie małej kuchni, obok drewnianej siatki do koszerowania mięsa, słyszy jak pukam do drzwi i uśmiecha się swoim smutnym uśmiechem. Jest osłabiona chorobą. Chwileczkę – mówi – chwileczkę. Wyciera ręce wiszącym na gwoździu obok lodówki ręcznikiem, pochodzi do drzwi, które stają się przezroczyste, a ja widzę ją, jak zbliża się do mnie. Powietrze tężeje od wielkiego oczekiwania, wszystko jest przezroczyste, niczego nie można przede mną ukryć. Wchodzę delikatnie, kokieteryjnie, z poczuciem pewności siebie ukochanego syna. Mama wycofuje się do kuchni, uśmiecha się cicho, jej nogi są nieruchome, odfruwa do tyłu. Tato w swoim bujanym fotelu, patrzy na mnie chłodnym spojrzeniem bez cienia zaskoczenia, jakby to było normalne, że przyjdę ich odwiedzić. Stoję naprzeciw, załamany, drżący, nie wiem, co mam robić. Klękam przed nimi. Podłoga jest miękka i przyjemna, jak wata cukrowa. [...] Po śmierci mamy dom zrobił się cichy. Kiedy wracałem ze szkoły, jadłem z tatą obiad. Tato po posiłku szedł odpocząć, a ja odrabiałem lekcje. Przez okno widziałem pod naszym domem wadi, drzewa, wielkie skały. W radio, które tato włączał na cały głos codziennie o czwartej popołudniu i o siódmej wieczorem, mówili, że nadchodzi pora deszczowa. Tato pokiwał głową z zadowoleniem i powiedział, że deszcz jest dobry dla rolników. Myślałem, że jeśli deszcz spadnie, to może trochę urosną kwiaty na Cmentarzu Sprawiedliwych w Jerozolimie, gdzie nie sadzi się ani jednego drzewa, ani jednego kwiatka. Nie rozmawialiśmy o mamie. Ona umarła, już jej nie było. Kiedy po drzemce popołudniowej tato wychodził z domu na swój codzienny spacer do klubu szachowego w Hadar, dom pustoszał w jednej chwili. Pustka panowała w pokojach, które do chwili, kiedy zamykał za sobą drzwi, pełne były jego obecności. Meble, między którymi wędrował w ciągu dnia – wielkie biurko, stary fotel, w którym siadywał rano, by przeczytać „Dawar”, a w południe pił swojego „drinka”, pomarańczowa kanapa w salonie, która była popołudniowym łożem wytchnienia i ołtarzem jego lektury – w jednej chwili stawały się sierotami i emanowały dręczącym wyrzutem, jak pusty rękaw inwalidy. Kręciłem się po pustym mieszkaniu, gdzie postać mamy była już tylko milczącym cieniem, pamięć o niej zmatowiała, a jej miejsce zajęła przykuwająca postać taty, który pozostał moim jedynym schronieniem i obroną. Chodziłem niespokojnie po zamilkłych pokojach i nie wiedziałem, czego mi brak. Bez żadnej potrzeby wyciągałem i wyjmowałem książki z jego dużej biblioteki, wertowałem (wciąż powracałem do jednego fragmentu erotycznego w „Wędrującym polami”) i odkładałem na półkę, grzebałem w szufladach jego biurka, zaglądałem do listów, które dostał. To jego znikanie, na cztery, pięć godzin, od pół do piątej popołudniu do ósmej, dziewiątej wieczorem, stało się stałą udręką tęsknoty i utraty, która z czasem stała się zwyczajnym i długim zdumieniem, nudą. I wtedy, zawsze, kiedy się trochę spóźniał, kiedy o właściwej porze nie słyszałem jego kroków na brukowanej ścieżce i na schodach, wiodących do naszego mieszkania pod budynkiem, zdejmował mnie strach. Z czasem schody stały się rodzajem przystanków dobrej wiadomości, liczyłem jego kroki, kiedy nimi schodził, po tym jak wcześniej z wahaniem wymacywał je w ciemnościach, szurając podeszwami po kamieniach ścieżki. Lampę po tamtej stronie budynku pomalowaliśmy na niebiesko w czasie wojny synajskiej i od tamtej pory nie usunęliśmy farby. Dopiero wtedy czułem, że moje siły, które pod jego nieobecność zawsze słabły, stopniowo wracają. Czasami, ze strachu przed rozstaniem, przyłączałem się do jego codziennej wycieczki stałą trasą: w górę ulicą Pinskiego, ulicą Morii, przez centrum Hakarmel, kawiarnię „Peer”, koło kulawego zegarmistrza B.G.B., który parę razy naprawiał nasz ścienny zegar i ręczny zegarek taty. Kiedy przechodziliśmy obok okna wystawowego jego sklepu, podnosił głowę znad małego biurka, kiwał nią ku nam nie wyjmując zatkniętego w oku szkła powiększającego i czasami dodawał ruch ręką na powitanie (tato dał mu kiedyś swoją książkę z dedykacją, jako część zapłaty za naprawę zegara ściennego), co tłumaczyłem jako rodzaj salutowania. Tym samym, gest zegarmistrza dołączał do aktów uwielbienia, które zauważałem, do wszystkich ruchów głów wielu znających go przechodniów. Schody prowadzą w dół od ulicy Jefe-Nof do osiedla Hadar – wpaniałe nurkowanie ku zatoce ukazującej się stamtąd w całym dostojeństwie, na które on sam był obojętny, domy na zboczu góry, sosny, małe kwitnące ogródki, złota kopuła świątyni Bahajów, okręty odbijające i zawijające do portu. Im bardziej schodziliśmy, tym bardziej opanowywał mnie posępny nastrój, wiedziałem, że zbliża się chwila rozstania. Dotrzemy do Hadar, przejdziemy jeszcze kilka ulic, które oddzielają jego klub szachowy od szeregu stromych schodów – schodów splecionych z naszymi krokami jak nitki w jeden sznur – bo ja próbowałem dokładnie dopasować moje kroki do jego, moja prawa noga z jego prawą, lewa z lewą, jego schodek to mój schodek, a jeśli nie trafiłem, od razu poprawiałem i znów byłem niczym jego mały cień, powtarzający każdy ruch – tato wejdzie do klubu szachowego, a mnie autobus 21 odwiezie do centrum Hakarmel, ulica Morii zawlecze mnie na ulicę Pinskiego, a ta potoczy mnie swoim krętym zboczem z powrotem do pustego i mrocznego mieszkania. Kiedy owego popołudnia w Jom Kipur stracił przytomność, jego żona wezwała lekarza, ale gdy przyjechała karetka, już nie żył. Posadzili go na wózku inwalidzkim, rozłożyli na kolanach prześcieradło, jakby mu było zimno, zawieźli do windy i zjechali do karetki. Głowę miał zakrytą, oczy otwarte. Jeden z sąsiadów, który wyszedł na klatkę schodową opowiadał, że zdawało się, że on tylko źle się czuje. Twarz, ostatnio bardzo pokryta zmarszczkami, nagle stała się gładka, jak u niemowlęcia. Przełożył z hebrajskiego Tomasz Korzeniowski Icchak Bar-Josef: Pamiątka miłości [tyt. oryg. מזכרת אהבה]. Wyd. Am Owed : Tel Awiw, 1996. — 171 s.

  • bibółka przekłady

    dawid awidan. fot. jay koller dawid awidan | דוד אבידן ​ przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski. pierwodruk: fraza 1997/2 ​ plama została na ścianie | הכתם נשאר על הקיר ​ Ktoś próbował zdrapać plamę ze ściany. Ale plama była zbyt ciemna (lub na odwrót – nazbyt jasna). Tak czy tak – plama została na ścianie. Więc posłałem malarza, by pomazał ścianę na zielono. Ale plama była zbyt jasna. I nająłem tynkarza, by na ścianie było wreszcie czysto. Ale wtedy plama była nazbyt ciemna. Tak czy tak – plama została na ścianie. Zatem wziąłem nóż kuchenny usiłując zdrapać tę plamę ze ściany. A noż był ostry aż do bólu. Wczoraj naostrzony właśnie. Ale wszystko na nic. I ścisnąłem siekierę uderzając w ścianę, ale zaraz przestałem. Nie wiem dlaczego nagle pomyślałem, że ściana upadnie, a plama i tak zostanie. Tak czy tak – plama została na ścianie. Gdy przywiedli mnie do ściany, chciałem stanąć blisko niej. Popychałem ją piersią szeroką (kto wie: może?). Kiedy mnie odsunęli wypłynęło wiele krwi, ale tylko na plecach. Strzały. Wierzyłem tak bardzo, że krew zakryje plamę. Strzałów seria druga. Wierzyłem tak bardzo, że krew zakryje plamę. Tak czy tak – plama została na ścianie.

  • współczesny język hebrajski

    eliezer ben jehuda 1858-1922 אליעזר בן יהודה wskrzesiciel języka hebrajskiego | מחייה השפה העברית przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski foto: eliezer ben jehuda eliezer

  • polska po hebrajsku

    kawa hafuch josef ozer| יוסף עוזר ​ czesław miłosz i ja | przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ Wspaniały poeta i mój przyjaciel, Czesław Miłosz, pisze: „Mówią, że moja muzyka jest anielska. Że kiedy słucha jej Książę Jego twarz, zakryta, łagodnieje. Z żebrakiem wtedy dzieliłby się władzą.” Jest u niego mądrość obserwatora, obejmującego pełnię dziejów pokolenia, i jego oba­wy o ludzką naturę, a wszystko obarczone ciężarem wyrażonym genialną lekkością: „W dzień końca świata Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, Rybak naprawia błyszczącą sieć… Młode wróble czepiają się rynny…”. Chciałbym opowiedzieć o dniu, w którym pierwszy raz spotkałem Czesława Miłosza. Pew­nego ranka wyszedłem z jesziwy „Or Sameach” w Jerozolimie, a nogi zaprowadziły mnie do księgarni na ulicy King George. Nie wiedziałem, że odkryję poezję, która bę­dzie mi kamertonem, przyrządem według którego muzyk dostraja dźwięk swej melodii, kiedy będę pisał mój tom wierszy „Imię i królestwo”. Tego ranka, kiedy wróciłem do poezji po pięciu latach milczenia w jesziwie „Or Sameach”, rozpoczął się pewien krąg, a inny zamknął się podczas przypadkowego spotkania z pisarzem Icchakiem Orpazem. Spotkania, o którym opowiem za chwilę. Społeczeństwo lubi szufladkować, a ja znajduję się na wielokierunkowym skrzyżowaniu, popychany ku kierunkom różnym i sprzecznym. To moment, kiedy trzeba zająć pozycję. Człowiek prywatny nie jest całkiem prywatny, jest częścią młyna historii. Dla poezji nie jest to takie złe. Ale żałosne na płaszczyźnie życia, domu, dzieci. Mam siedmioro dzieci. Prawdziwe szczęście. Niełatwo być sefardyjczykiem (członkiem odłamu judaizmu rozwijającego się w Diasporze w krajach basenu Morza Śródziemnego – przyp. tłum.) w świecie judaizmu ortodoksyjnego. Jeszcze nie powiedziałeś apsik, a już klątwa i separacja czekają na ciebie za rogiem. Z rąk Icchaka Rabina odebrałem Nagrodę Premiera za poezję, a jestem też kierow­ni­kiem edukacji w Talmud-Tora (w gminnej religijnej szkole podstawowej – przyp. tłum.). Po prostu idylla. Ale wraz z moją publicznością nie gram na własnym boisku. To dla­te­go, kiedy podczas wieczoru literackiego podszedł do mnie rabin Menachem Fruman z osiedla Takoa, i obejmując mnie, powiedział „Kiedy czytasz, dostaję dreszczy”, było to tak wspaniałe doznanie. Do świata, w którym istnieją przykazania dotarłem, kiedy wyobraziłem sobie, że litera­tura też nie zawiera prawdziwego przesłania wszechświata. Któregoś dnia w jesziwie ogarnęła mnie tęsknota. Tęskniłem za językiem poezji. Brako­wa­ło mi, i z tego powodu byłem bliski depresji, piękna języka wyrażającego prywatne ja. Wstałem i zacząłem działać. Poszedłem z osiedla Ma’alot-Dafna na ulicę King Geor­ge. Pamiętałem, że była tam księgarnia z dość dużą półką poezji. Czy znajdę na niej no­wych autorów? Kiedy poszukujesz na półce księgarni książek z poezją, przekraczasz granice. Czujesz się jak ktoś, kto rozpoznaje swoich drogich, których nie widział wiele lat, i dociera ze swym pragnieniem do muru, który oddziela go od nich, i wyciąga dłoń, żeby dotknąć nimi dłoni ukochanej, albo brata. Na okładce książki, która przyciągnęła moją uwagę było napisane „Czesław Miłosz”. Przekład Dawid Weinfeld. Czytałem stojąc. Ten zapach towarzyszy mi do dzisiaj, te wspaniałe i tkliwe obrazy, które stworzył słowami swej poezji, a nade wszystko, głębia spojrzenia na świat. Perspektywa. Coś, czego jeszcze nie spotkałem w poezji izrael­s­kiej. Szczególnie poraziła mnie gotowość polskiego poety do umiejscowiania w centrum swej liryki wartości świata zachodniego, aby potem weryfikować je na tle katastrofy dru­giej wojny światowej i Zagłady. Byłem zaskoczony odkryciem u niego przyjaznych u­czuć wobec judaizmu i Żydów. I siła. Ta poetycka siła! Moc! Jak tytuł jego książki „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada”. Na okładce odkryłem, że otrzymał Nagrodę Nob­la. Oj, jak się cieszyłem! Moje zmysły nie zawiodły! Rozpoznałem, że to wielka po­ez­ja już podczas pierwszej lektury. Kupiłem książkę i zamierzałem wrócić do jesziwy. Wsiadłem do autobusu i kto tam siedział? Pisarz Icchak Orpaz. Pozdrowiłem go. Pisarz był zdumiony. Skąd mnie znasz?! Popatrzył na moje cicit (frędzle u kamizelki noszone przez religijnych Żydów - przyp. tłum.) i znów na mnie. „Nie wiedziałem, że wy też czy­tacie moje opowiadania”, powiedział, a mnie to zdenerwowało, ale zrozumiałem i wyba­czy­łem. „Znam cię od czasów spotkań grupy Gabriela Mokeda w kawiarni ‘Sztern’„ , od­po­wiedziałem. „A więc, ty także nawróciłeś się? Dlaczego? Dlaczego?”, pytał. Zostałem w autobusie. Nie opuszcza się pisarza w połowie drogi. Pamiętałem dobrze jedno z jego opowiadań, jakie ukazało się w „Moznaim” (czasopiśmie Związku Pisarzy Hebrajskich w Tel Awiwie – przyp. tłum.) i wiedziałem, że zadziwię go, kiedy powiem: „To właśnie Jego opowiadanie pomogło mi nawrócić się”. „Moje opowiadanie?”. „Pisarz na pewno pamięta opowiadanie, które napisał”, tego zwyczaju zwracania się w trzeciej osobie nabrałem w jesziwie. „Opowiadanie o pewnym szaleńcu w Tel Awiwie, który zamordował swoich rodziców i uciekł na dach. Policjanci i zwykli przechodnie zebrali się wokół budynku złoszcząc się, i zachęcając go do skoku z dachu, żeby się zabił. A on stoi na dachu i w międzyczasie snuje opowiadanie. To najważniejszy, poruszający fragment”. Orpaz słucha mnie uważnie. Autobus jedzie ulicą Jaffo. W jesziwie zaczęła się już druga, popołudniowa część, a ja ciągnę: „On, na dachu, opowiada im o przeszłości. Opowiada im o wielu Żydach, którzy skakali z wysokiego urwiska w Italii, albo w Maroko, aby pofrunąć. Aby dotrzeć do Izraela, do Jerozolimy. Skakali bez strachu i rozbijali się. Włożyłeś w usta mordercy słowa, których znaczenie pojąłem”, ciągnąłem dalej. „Żydzi skakali z pełną wiarą z dachów i z urwiska ku Jerozolimie. Skakali – i rozbijali kości na kawałki”. Kiwnął głową. „I rzeczywiście, tutaj też, jeśli ktoś chciałby pofrunąć, roztrzaska kości na kawałki. Z jednym wyjątkiem. Ten, kto skakał będąc Żydem, jak opowiada człowiek na dachu w Tel Awiwie, miał możliwość wyobrazić sobie w duszy, że skacze dla jakiegoś ważnego celu. Była w nim wielkość. A tu mowa o skoku bez celu. Skok w Tel Awiwie nie ma znaczenia. W Tel Awiwie, który syjonizm poraził judaizmem, ale wymazał z niego resztkę duchowości, jaka tkwiła w bycie żydowskim”. Pokazałem mu wspaniałe tłumaczenie Weinfelda, które właśnie kupiłem. Autobus dotarł do dworca autobusowego i wysiedliśmy. Orpaz powiedział: „Gdybym wiedział, że to opo­wia­danie nawróci cię, nie napisałbym go”. Odpowiedź pisarza nie poruszyła mnie. Odnowiła nurtujące mnie od dawna pytanie: Czym jest istota literatury? Czy tylko nagą estetyką? Czy opowiadanie nie pretenduje do czynienia prawa i dobra, jaki ma sens? W jesziwie mówi się, że dobre pytanie jest lepsze niż szybka odpowiedź. Pozostałem z pytaniem. Icchak Orpaz napisał „Świeckiego pątnika”, ale w wywiadzie powiedział, że w chwilach niepokoju czyta Psalmy. Świecki Czesław Miłosz stał się wierzący na swój sposób. Co do mnie, myś­lę, że ten kto słucha i słyszy kapanie kranu, i słyszy upływający czas, słu­cha zmysłem wiary. Miłosz uruchamia poezję, jak anioł dotykający wszystkiego czaro­dziej­ską różdżką. Boję się powiedzieć głośno: chciałbym być uczniem Poety.

  • וורוצלב | העיר העתיקה | projekt

    טיולי פולין טיולי פולין עם מדריך דובר עברית ופולנית פעיל בתחום משנת 2011 metayelim@gmail.com | whatsapp +972559467657 וורוצלב - העיר העתיקה מסלול טיול רגלי 4 שעות כאן אקסט למבלול metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 מפוזנן לוורוצלב וחזרה הכי קל לבוא ברכבת מהירה ונוחה, שעתיים ורבע נסיעה, יוצאים בשמונה וחוזרים בשש לדגמה. המחיר כיוון אחד פחות מארבעים ש"ח. יורדים בתחנה wrocław główny ושם אני כבר מחכה לכם ולוקח לסיור ארבע שעות לראות גם אי הקטדרלה, גם העיר העתיקה וגם בית הכנסת ורובע ארבע דתות. ובעצם הכל מה שתבקשו. גם נשתה קפה מעולה בשוק. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 וורוצלב וגמדים מחכים לכם גם בחורף ללא שלג כן, בינואר 2020 אין שלג בוורוצלב. לא משנה. חג המולד נגמר והיריד הבא בוורוצלב הוא בזמן חג הפסחא 12-13 באפריל. ומיד אחר כך שלושה ימים של קונצרטים, כולל כמו בשנים הקודמות ניסיון לשבור את השיא גינס בנגינה בגיטרות היי ג'ו של הנדריקס. לאחרונה ניגנו יחד 7423 גיטרות. כרגע רגיל - גמדים, גשרים, מסעדות וקפה, גן החיות, פארק מיים ועוד. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 וורוצלב יריד חג המולד עד 31.12 Rynek ורחוב Świdnicka השדה התעופה של וורוצלב הוא קטן ואין צורך לחפש איפה איפה איפה מוניות. הן ממש מאחורי הדלת, אבל... מה שנמצא שם עולה עד 70 ש"ח. עדיף להזמין בטלפון taxi ryba 713067067 או דרך יישומון bolt. יש גם אוטובוס לקניון dominikańska שהוא בעיר העתיקה ולתחנת הרכבת המרכזית. ואל תשכחו להזמין סיור בעיר. לטיול באזור באותו יום תקבלו הסעה חינם למלון. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 וורוצלב ברגל 4 שעות העיר העתיקה, רובע יהודי, אי הקתדרלה כיכר המרכזית|כיכר המלח|כיכר יהודית ורובע ארבע דתות - אנדרטה גיבורי גטו וורשה|בית הכנסת החסידה הלבנה|הפורום הלאומי למוזיקה|ארמון הקייסר–מרפסת של היטלר–בית אופרה|תיאטרון יהודי ומועדון תרבות יהודי|אנדרטה של בית הכנסת החדש|האוניברסיטה - אולם לאופולדינום–מגדל תצפית|מוסד אוסולינאום|אוסטרוב טומסקי–האי הקתדרלה ומגדל תצפית–זו התחלה היסטורית של העיר| שוק מקורה. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 ילדים בוורוצלב ובאיזור לונאפרקים | מכרות מלח וזהב, מרכז קופרניקוס, הידרופוליס, אין ספור אקוואפרקים, גני חיות, מוזיאון צעצועים, פארק אמריקאי המזרח הפרוע. טיול יומי לאיזור מלא אטרקציות |המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 הסטוריה תרבות וקונצרטים בוורוצלב ובאיזור חמישה עשר אתרי יונסקו בוורשה, קרקוב, טורון, זאמוסצ', מלבורק,, קלווריה זבז'ידובסקה, מכרות מלח, כנסיות עץ, כנסיות פרבוסלביות, כנסיות השלום יבור וסבידניצה אושוויץ-בירקנאו, יער עד ביאלובייז'ה, אולם המאה | המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 טבע וספא בוורוצלב ובאיזור הרים | עמקים | אגמים | נהרות | יערות עד | ספא במלונות בהרים ובעיירות נופש | המדריך יעזור בכול, צמוד אליכם עשר שעות ביום. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 קרקוב | וורשה | וורוצלב | לודז' | לובלין | פוזנן | זקופנה | ושאר פולין הזמינו סיור וטיול בעיר ובאזור עם מדריך נהג דובר עברית | whatsapp/tel. +48798866952 | metayelim@gmail.com

  • bibliografia przekładów | projekt

    literatura hebrajska, bibliografia przekładów tomasza korzeniowskiego ​ 1991 JEHUDA AMICHAJ: CZAS KULTURY. — nr 26/27 (v. 3), s. 90-91 (Jom Kippur ; Ręka Boga we wszechświecie)[2] [W] 1992 AWOT JESZURUN: SŁOWO ŻYDOWSKIE. — nr 10, s. 17 (Jeśli mnie zabiorą) [W] 1993 JEHUDA AMICHAJ: AKCENTY. — nr 3, s. 23-25 (Wołają mnie ; Deszcz na polu bitwy ; Instrukcja dla kelnerki) [3] [W] 1994 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 46, s. 88-92 (Siedzę obok okna ; Na skraju pola ; Dziewczyna imieniem Sara ; Miasto wiatru ; Za dużo ; Wczesna jesień w Jerozolimie)[6] 1995 JEHUDA AMICHAJ: DEKADA LITERACKA. — nr 8, s. 1,4 (Jom Kippur ; Ręka Boga we wszechświecie ; Młody Dawid ; W środku tego wieku)[4] [W] JEHUDA AMICHAJ: ODRA. — nr 11, s.? (Muszę płakać)[1] [W] JEHUDA AMICHAJ: WIADOMOŚCI KULTURALNE. — nr 5, s. 13 (Pobawmy się ; Twoje życie i śmierć ojcze ; Emigracja rodziców)[3] [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 51, s. 77-82 (Kiedy byłem dzieckiem ; Mama wypiekała mi cały świat ; A po tym wszystkim deszcz ; Spójrz, myśli i sny ; Mówiłem ci że będzie tak - i nie wierzyłaś ; Gdy wróciłem powiedzieli mi że nie ma ; Ci, którzy wysadzili domy ; Aż do Abu Gosz ; Instrukcje przed podróżą)[9] [W] 1996 JEHUDA AMICHAJ: WIĘŹ. — nr 4, s. 140-142 (Teraz kiedy wody napierają ; Z całym ciężarem litości ; Dom przed nadejściem nocy ; Jerozolima ; Liście bez drzew) [5] [W] JEHUDA AMICHAJ: LITERATURA. — nr 5, s. 32-33 (Pieśń o mnie samym ; Potem weszliśmy pomiędzy oliwki ; Prawica Mojżesza ; Miejsce w którym nie było mnie ; Człowiek obok okna ; Na dzień swoich urodzin) [6] [W] JEHUDA AMICHAJ: SZALOM Z IZRAELA. BIULETYN AMBASADY IZRAELA W WARSZAWIE. — nr 16, s. 15 (Jerozolima) [1] [W] JULIAN STRYJKOWSKI: PLUS MINUS (Dodatek do Rzeczpospolitej n4 191). — nr 33, S. 13 Żyd trefny i koszerny [fragment wywiadu dla Kol Israel]) 1997 ROBERT ALTER: FRAZA. — nr 2 1997, s. 9-11 (Nieprzetłumaczalny Amichaj) [Esej] JEHUDA AMICHAJ: DODATEK KULTURALNY. — nr 4, s. 1 (Wielka cisza pytań i odpowiedzi ; Moja mama wypiekała mi cały świat) [Dodatek do Tygodnika Sanockiego] [W] JEHUDA AMICHAJ: DODATEK KULTURALNY. — nr 7, s. 8 (W dniu narodzin mojej córki nikt nie umarł) [Dodatek do Tygodnika Sanockiego] [W] JEHUDA AMICHAJ: FRAZA. — nr 2, s. 4-9 (Autobiografia z roku 1952 ; Bóg miłuje się nad dziećmi w przedszkolu ; Bóg pełen miłosierdzia ; Nie jestem gotów ; Połowa ludzi na świecie ; Chanukka ; Pierwszy deszcz) [W]` JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, S. 56-59 (Sztandary ; Syna­goga we Florencji ; List polecający ; Dwa wiersze o pierwszych bitwach ; Trening sprawności aniołów ; Jehuda Halevi) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZDANIE. — nr 3-4, s. 2 okładki, 20-21 (4 [Mój syn urodził się w szpitalu Asuta i odtąd] ; 15 [Przeszedłem obok domu, gdzie mieszkałem przedtem] ; 72 [Moja była uczennica jest policjantką drogową] [3] [W] DAWID AWIDAN: FRAZA. — nr 2, s. 13 (Plama została na ścianie) [W] ABRAHAM CHALFI: FRAZA. — nr 2, s. 14 (*** [W nocy bez człowieka ciężko]) [W] ABRAHAM CHALFI: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 59-60 (*** [Będę sobie topolą] ; *** [Wiatr coś tam szeptał]) [W] ABRAHAM CHALFI: DODATEK KULTURALNY. — nr 6, s. 4 (*** [W nocy bez człowieka ciężko]) [W] AMIR GILBOA: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 61 (Teraz w krajobrazie deszczu) [W] AMIR GILBOA: FRAZA. — nr 2, s. 14 (Mojżesz) [W] LEA GOLDBERG: FRAZA. — nr 2, s. 15 (Tel Awiw) [W] CHAIM GURI: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 61-62 (Dziedzictwo) [W] AWOT JESZURUN: FRAZA. — nr 2, s. 16 (Jeśli mnie zabiorą) [W] AWOT JESZURUN: DODATEK KULTURALNY. — nr 11, s. 7 (Świecie, jaka szkoda) [W] NATAN JONATAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 62-63 (Jak ballada ; Pewnego ranka w stanie Indiana) [W] DALIA RAWIKOWICZ: FRAZA. — nr 2, s. 16 (Na pewno pamiętasz) [W] DALIA RAWIKOWICZ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, S. 63-64 (Mechaniczna lalka) [W] TUWIA REUBNER: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 64 (Znów słońce) [W] PINCHAS SADEH: FRAZA. — nr 2, s. 17-18 (Anioł) [W] NATAN ZACH: FRAZA. — nr 2, s. 15 (Jak piasek) [W] NATAN ZACH: DODATEK KULTURALNY. — nr 11, s. 7 (Siedzę na skraju ulicy) [W] NATAN ZACH: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 3, s. 65-68 (Jej piękna nie zna nikt ; Samotny ; Chwila ; Obym miał oczy zawsze ; Siedzę na skraju ulicy ; Zdumienie) [W] 1998 JEHUDA AMICHAJ: DEKADA LITERACKA. — nr 4, s. 9 (Ból trwania w obcym miejscu ; Niebezpieczna ziemia ; To wszystko tworzy taneczny rytm) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 64, s. 87 (Dużo jest winogron) [W] 1999 JEHUDA AMICHAJ: NOWA OKOLICA POETÓW. — nr 2, s. 39-41 (Kobieta odeszła ; A po tym wszystkim deszcz ; Sztandary ; Anioły losu ; Pranie) [W] JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 66, s. 43 - 47 (Oto dzieje prochu ; Niebezpieczna ziemia ; To za dużo ; Turyści ; Cicha spóźniona radość ; Wielka cisza: pytania i odpowiedzi ; Drugie spotkanie z ojcem) [W] 2000 JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 69 (Dużo jest winogron) [W] JEHUDA AMICHAJ: Koniec sezonu pomarańczy . — Izabelin : Świat Literacki — 144 s. [Wybór wierszy] DAWID AWIDAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 68 (Plama została na ścianie) [W] AMIRAM GONEN: PLUS MINUS (Dodatek do Rzeczpospolitej nr 185). — nr 32, S. 14 (Julian Stryjkowski, brat Mordechaja [zapis i przekład z hebrajskiego wypowiedzi A. Gonena]) BIHA KALISZER-HAZAZ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 67-72 (Dziecko Dudu) NATAN ZACH: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 67 (Typowy protest song) [W] 2002 HILDE HUPPERT: Doktor Weronika. — Łódź : Oficyna Bibliofilów — 171 s. [Powieść] AMOS OZ: To samo morze. — Warszawa : Wydawnictwo Muza — 247 s. {Proza poetycka] JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 1, s. 3-7 (Nie, powiedziałem tak ; Liście bez drzew ; Duży ; Trzy fotografie: 1.Fotografia wuja Dawida, 2. Fotografia z paszportu, 3. Fotografia szkolnej klasy ; ) JEHUDA AMICHAJ: ODRA. — nr 4, s. 52-54 (Przez dwa punkty przechodzi tylko jedna prosta ; Gdy wróciłem powiedzieli mi że nie ma ; I to jest twoja chwała ; W dniach ostatnich ; Połowa ludzi na świecie) 2003 JEHUDA AMICHAJ: PRZEGLĄD POWSZECHNY. — nr 2, s. 226-227 (Bogowie zmieniają się, modlitwy pozostają na zawsze [cz. 1 i 27]; Żydowska bomba zegarowa) MORDECHAJ ARIELI: KRASNOGRUDA. — nr 16, s. 87-103 (fragm. pow.: Aszkenazyjczyk : biografia możliwa) JEHUDA AMICHAJ: POLSKIE RADIO KRAKÓW. — (Dzwony i pociągi) [Słuch. Wyróżnienie dla Radia Kraków na IV Krajowym Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry – Sopot 2004”] 2004 MORDECHAJ ARIELI: Aszkenazyjczyk : biografia możliwa. — Sejny : Pogranicze — 327 s. [Powieść]. CHAIM BE’ER: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 33-46 [Fragm. pow. „Sznury”] DAWID GROSSMAN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 59-79 (Fragm. pow. „Bądź mi nożem”) ORLI KASTEL-BLUM: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 80-108 (Fragm. pow. „Dolly City”) MIRA MAGEN: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr 4, s. 47-58 [Cukinia. Opow. z tomu „Guziki dobrze zapięte”] CWIKA SZTERNFELD: ALMANACH ŻYDOWSKI 2004-2005. – (Kolejka ; Po polsku) [W.] 2005 SAID KASZUA: Arabowie tańczą. — Sejny : Pogranicze — 190 s. [Powieść]. 2007 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 97, s. 13-20 (Jak umierał ojciec. Opow. z tomu „Na tym strasznym wietrze” (1973). [Proza] Fragm. w: Radio Morele i Grejpfruty. 26.07.08. MICHAŁ FOSZ: WWW.ZCHOR.ORG.STANISLAWOW/MICHAEL.HTM . — (Moja opowieść) 2008 BENIAMIN TAMMUZ: ODRA. — nr 5, (Minotaur. Fragm.). [Pow.] SZMUEL JOSEF AGNON: PRZEGLĄD POWSZECHNY. — nr 7, s. 173-175 (Światło Tory). [Opow.] 2009 JEHUDA AMICHAJ: ZESZYTY LITERACKIE. — nr 105, s. 13-20 (Jakom żyw w moim życiu. [Poemat z tomu „Otwarte zamknięte otwarte]). JEHUDIT HENDEL: Szaleństwo psychiatry. — Warszawa : PIW. — 181 s. [Nowela] IDA HUBERMAN: TYGIEL KULTURY. — nr 1-3, s 102-104 [Filosemita, opow. z tomu Tam] IDA HUBERMAN: TYGIEL KULTURY. — nr 7-9, s 68-69 [Narzeczona, opow. z tomu Tam] 2010 IDA HUBERMAN: Tam. — WAM. – 144 s. [Opowiadania] CWIKA SZTERNFELD: GAZETA WYBORCZA. – nr z 20 sierpnia Po polsku. – [Wiersz] CWIKA SZTERNFELD: MIASTECZKO POZNAŃ. - nr 1, s. 140-141 (Drugie pokolenie ; Tato mojej mamy ; Jom Kipur w Sosnowcu) CWIKA SZTERNFELD: ODRA. – nr 12, s. 39-40 (Sekretarka Wielkiego Poety ; Powiedzmy, że jesteś małpą ; Pytasz) [Wiersze] CWIKA SZTERNFELD: BLIZA. – nr 4, – [Wiersze] 2011 JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 6, s. 34-36 (Nie byłem jednym z sześciu milionów. I co dotąd w moim zyciu? Otwarte zamknięte otwarte) SZMUEL JOSEF AGNON: ODRA. - nr 9, s. 86-89 (Hachnasat kala) 2012 SZOSZANA RABINOWICZ: Przeżyłam dzięki mojej matce. – Łódź : Wydawnictwo Zora. – 216 s. [Wspomnienia] JEHUDA AMICHAJ: KWARTALNIK ARTYSTYCZNY. — nr , s. 53-63 (Bogowie zmieniają się, modlitwy pozostają na zawsze [fragm. poematu Otwarte zamknięte otwarte) 2013 CHANOCH LEWIN: ODRA. - nr 10, s. 13 (Piękne chwile) [Wiersz] 2014 GADI TAUB: Maseczka do spania. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 15-55 [Opowiadanie] DIKLA KEJDAR: Do parku. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 81-114 [Opowiadanie] SZIMON ADAF: Tel Kabir. - w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 167-197 [Opowiadanie] JULIA FERMENTTO: Grzeczne dzieci. -w: Tel Awiw Noir. – Warszawa : claroscuro. – s. 193-218 [Opowiadanie] RINA SZTERNFELD: Dziewczynka, którą byłam : Opowieści frunzyjskie i inne. – Gdańsk : Wydawnictwo Myślnik. – 143 s. [Wspomnienia] CWIKA SZTERNFELD: ODRA. - nr 12, s. 12-14 (Mówię szarzeje ; Przed podróżą ; Kilka porad dla poety na wpół norwidowskiego ; A zatem ; A teraz co?) [Wiersze] 2017 CWIKA SZTERNFELD: Po polsku. – Wrocław : Oficyna Wydawnicza Atut. – 109 s. [Wiersze] JEHUDA AMICHAJ: Otwarte zamknięte otwarte. – Wrocław : Oficyna Wydawnicza Atut. – 109 s. [Cykl poematów]. – 173 s. 2018 JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 1, s. 69-74 (Trzy razy Wenecja) [Opowiadanie] JEHUDA AMICHAJ: ODRA. - nr 6, s. 65- 71 (Wieczór czytania poezji) [Opowiadanie] 2020 CWIKA SZTERNFELD: ODRA. - nr 4, s. 37-38 (Dugie oko Cyklopa ; *** tę noc spędzę ; Epilog ; *** Czy dodatkowe oko to tylko powtórka pierwszego? ; *** Dzięki drugiemu oku ; *** W obu oczach ; *** Oko otworzyło serię pytań ; Matuzalem) [Wiersze]

  • המלצות | projekt

    טיולי פולין עם מדריך דובר עברית ופולנית פעיל בתחום משנת 2011

  • szternfeld cwika | wiersze

    cwika szternfeld. fot. t. korzeniowski cwika szternfeld | צביקה שטרנפלד ​ przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski. z tomu "po polsku". ​ jezus zmartwychwstał jeden raz | ישוע קם לתחייה פעם אחת ​ Jezus zmartwychwstał jeden raz, kot ma dziewięć dusz. A ile dusz ma nasza miłość, nikt nie wie. Stonoga, która straciła nogę, kuleje? Na porannym apelu odliczania nóg wpada w popłoch? Czy to dobrze dla naszej miłości, że nie wiem, ile ma dusz, i żyjemy jak dziecko, które traci cierpliwość pod koniec przyjęcia i przekłuwa balon za balonem.

  • kobi nisim | bibółka przekłady

    kobi nisim | קובי ניסים ​ iskra życia w tobie |ניצוץ החיים שבך przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ Każdego wieczora patrzyliśmy, jak się oddalasz wraz zachodzącym słońcem, iskra życia w tobie nie gasła. Byłeś ojcem na kotwicy i dopiero pod koniec zacząłeś pokonywać przestrzenie, jak na żeglarza przystało. A gdy błyski na twej drodze zaczęły mrocznieć, ostrzyliśmy wzrok. Mogliśmy dostrzec, jak czasem spoglądasz za siebie i posyłasz kolejne fale ojcowskiego uśmiechu, którego nie stłumiłeś. I jeszcze dryfując i topniejąc, oderwany od bieguna, umiałeś się unieść w ostatnim przypływie.

  • rokeach | kiedyś w jerozolimie

    Hebrajskie wydanie wierszy wszystkich (w założeniu) Jehudy Amichaja. dawid rokeach | דוד רוקח kiedyś w j erozolimie | פעם בירושלים przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski ​ niepublikowany gdzie indziej ​ Kiedyś w Jerozolimie pytam płaczącego chłopca, dlaczego płaczesz, chłopcze. Ja nie płaczę odpowiedział, a jego oczy ronią łzy okrągłe jak perły. Skąd i dokąd pytają moje oczy, jak para ulicznych świateł świecących pieszym naprzeciw. Jerozolima nie jest zamkiem śpiącym między hamakami gór. Jerozolima w bezksiężycową noc pisze gorzkie skargi do Boga, a Bóg roni łzy, jak ten chłopiec i owija swe góry ślubnym welonem. Idę odszukać dom, gdzie mieszkałem przedtem, na ulicy Abisyńczyków, a wiersz, którego nie napisałem towarzyszy mi, jak ciężki cień w deszczu obmywającym dachy w Jerozolimie. ​

  • טיול בפולין | מדריך פולני דובר עברית

    טיולי פולין טיולי פולין עם מדריך דובר עברית ופולנית פעיל בתחום משנת 2011 metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 תתקשרו ותזמינו טיול ברחבי פולין של מספר ימים ברכב עם מדריך נהג. כל הנושאים ניתן לשלב בטיול אחד. אתם בוחרים את תאריכים, את הערים, את האתרים ואת הנושאים. ביחד נבנה את התכנית והמסלול. metayelim@gmail.com | whatsapp +972 559 467 657 קרקוב | וורשה | וורוצלב לודז', לובלין, פוזנן, זקופנה ושאר פולין היסטוריה| תרבות | קונצרטים | טבע | ספא | ילדים | כיף | אוכל | קניות שורשים | שואה hebrajskakafe.com ברוכים הבאים לאתר תיירות ישראלים בפולין עם מדריך פולני דובר עברית ומתמצא ביהדות וורשה במסלול יהודי ברכב 4 שעות בית הקברות רח' אוקופובה | בית היתומים של קורצ'ק | גשר בגטו| החומה של גטו | בית הכנסת נוז'יק | רח' פרוז'נה | אנדרטת רפפורט | מוזיאון לתולדות יהודי פולין | נתיב הזיכרון לשואה ולגבורת היהודים | בונקר אניילויץ' | אנדרטת כיכר האיסופים אומשלגפלץ. ה מצלמה בוורשה העיר העתיקה . metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה במסלול פולני ברגל 60 דקות מסלול פולני I העיר העתיקה: כיכר הטירה | כיכר מרכזית| שער העיר barbakan וחומה של העיר העתיקה | העיר החדשה בת 600 שנה – מוזיאון של מריה קירי-סקלודובזקה | כיכר מרכזית. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה במסלול פולני II ברגל 90 דקות מסלול פולני II דרך המלך – מדרחוב קרקובסקייה פשדמייסציה – ארמון הנשיא של פולין – אוניברסיטה של וורשה – כנסייה עם לב של שופן - אנדרטה של קופרניקוס| מדרחוב נובי סוויאט – מוזיאון של שופן | כיכר דמובסקי – בית המפלגה הקטמוניסטית – פסל של שרל דה-גול – כיכר שלושה הצלבים. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה במסלול פולני III ברכב 4 שעות מסלול פולני III ארמון קיץ של המלך סובייסקי | גן לזיינקי (שופן) | גן על הגג של ספריית אוניב' וורשה. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה במסלול פולני IV ברכב 3 שעות מסלול פולני IV ארמון תרבות ומדע | גן ססקי וכיכר קבר החייל האלמוני – רובע פראגה וגן החיות. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה – לובלין – וורשה. זמן נסיעה חלוך וחזור 5 שעות. ביקור בעיר העתיקה, מרכז תיעוד חיים יהודים, ישיבת חכמי לובלין, מוזיאון מיידנק. טיול ברכב 10 שעות. עד 4 מטיילים 240 €, כל נוסף 10 € עד 8 מטיילים. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה קרקוב פוזנן וורוצלב - תזמין סיור וטיול בעיר ובאזור עם מדריך פולין דובר עברית whatsapp +48798866952 | metayelim@gmail.com

bottom of page