top of page

wyniki wyszukiwania

Znaleziono 72 wyniki za pomocą pustego wyszukiwania

  • nr 11. 1 aw 5781 (10.07.2021)

    beer szewa, ożywili hebrajski, żydzi reformowani, nawróceni-odwróceni, bialik słowotwórca, słownik slangu, dodatkowa dusza, moral-etyka. hebrajska kafé gazeta nr 11 1 aw 5781 (10 lipca 2021) foto: ruwik rosental (maariv co il) 1 kraj i państwo. beer szewa beer szewa באר שבע to miasto biblijne, którego nazwa wbrew niesprawdzonym pogłoskom nie oznacza siedem studni (nawet jeśli wielkimi literami przy wjeździe miasto reklamuje się cyfrą 7). owszem beer to studnia, szewa to siedem, ale w biblii szewa to także przysięga i jeszcze kilka innych znaczeń). księga rodzaju (21,27-31) podaje, że abraham אברהם dał abimelechowi siedem jagniąt, na dowód, że to on abraham wykopał studnię i obaj panowie złożyli sobie przysięg wzajemnej lojalności. izaak יצחק icchak też zawarł przymierze szewa שבע z abimelechem. słudzy izaaka znaleźli studnię, a izaak nazwał to miejsce בְּאֵ֣ר שָׁ֑בַע beer szewa (rdz 26,31-33). udało się znaleźć jedną, więc skąd nagle siedem? miejsce było centrum kultu ówczesnego państwa (od danu do beer szewy). abraham zasadził tamaryszek אשל eszel, który dziś jest jednym z symboli beer szewy, obok wodociągu, fabryki i komina, które razem zadecydowały o gwałtownym w ostatnich latach rozwoju tego miasta, leżącego przecież na pustyni negew נגב negew, sto kilometrów na południe od tel awiwu. w czasach nowszych miastem rządziło imperium ottomańskie האימפריה העות'מאנית haimpéria haotománit (1900-1917), brytyjczycy w ramach mandatu ligi narodów המנדט הבריטי hamandát habríti (1917-1948). już w latach 50. dwudziestego wieku, ówczesny premier izraela dawid ben gurion דוד בן גוריון (urodzony w płońsku jako dawid grin) skierował do beer szewy wielki front robót i osiedleńców, ale aż do początku dwudziestego pierwszego wieku to była jednak prowincja, nawet jeśli z teatrem i uniwersytetem. dopiero ostatnie dziesięciolecia zamieniły to miasteczko w miasto piękne i dynamiczne, stworzyły nowoczesną aglomerację, perłę pustyni, ale na szczęście wciąż w niej jest wspaniały pustynny, beduiński koloryt prowincji. wciąż jest tam ślad wszystkiego, co tworzyło to miasto, od studni abrahama po teatr fringe. 1 kraj i państwo. talmud izraelski. hasło 8: ożywili własny język hebrajski książka מגילת העצמאות עם תלמוד ישראלי „megilat haacmaut im talmud israeli” deklaracja niepodległości i talmud izraelski – hasło ósme: החיו שפתם העברית hechejú sfatám haiwrít – ożywili język hebrajski. hasło omawia pięć artykułów: 1 benjamin harshaw: esej o odrodzeniu języka hebrajskiego בנימין הרשב: מסה על תחית הלשון העברית masá al tchiját halaszón haiwrít. 2 rachel kacenelson szazar: wędrówki języka רחל קצנלסון שזר: נדודי הלשון nedudej halaszón, 3 gerszom szolem: deklaracja wierności naszemu językowi גרשום שלום: הצהרת אמונים ללשפה שלנו hac-harát emunim lasafá szelanu, 4 gidon efrat: w otchłaniach języka גדעון עפרת: בתהומות הלשון batehomót halaszón, 5 ruwik rozental: złoty środek hebrajskiego רוביק רוזנטל: התך הזהב של העברית chatach hazahaw szel haiwrit. poza tym drobne teksty i cytaty między innymi achad haama i chaima nachmana bialika. 2 narody i religie. judaizm i reszta wiary. reformowani jeden z trzech wielkich nurtów dzisiejszego świata judaizmu (obok ortodoksyjnego i konserwatywnego?). zwany też liberalnym, progresywnym. można powiedzieć, że judaizm reformowany jest dla tych, którzy narzekają na żydów bogobojnych w judaizmie rabinicznym. r stiller pisze o tym sporo. temat jest bardzo szeroki i bardzo ciekawy. początki tego nurtu jawią się w holandii, ale szerzej rozwinął się po 1810 za sprawą israela jakobsona w niemczech – gdzie dokonała się reforma liturgiczna: hymny w języku niemieckim, muzyka organowa, skrócone modlitwy. synagogi reformowane zwie się tempel, a jej gospodarze uważają, że prawo żydowskie jest historyczne zatem podlega reformom, pojawia się równoprawność płci, a koszerność i szabat nie tak restrykcyjne. nie ma tam mesjasza osobowego, a żydów określa się jako grupa wyznaniowa a nie lud. akceptuje się syjonizm i państwo izraela. konwersja na judaizm jest tu prostsza i lżejsza, dlatego bogobojni zwą takich żydów psami. judaizm reformowany kwitnie głównie w usa. w izraelu dopiero niedawno został uznany przez państwo. 1200 gmin w 50 krajach stanowi największą grupę współczesnego judaizmu. w izraelu istnieje 50 gmin, 50 przedszkoli, 8 szkół podstawowych i ponadpodstawowych. rabini studiują w hebrew union college w nowym jorku oraz w kampusach szkoły w jerozolimie, cincinnati, los angeles. w polsce judaizm reformowany istnieje (lub istniał) w warszawie - gmina beit warszawa od 1999 oraz ec chaim od 2010, w gdańsku niezależna gmina wyznania mojżeszowego, od 2000, a w krakowie gmina beit kraków z rabinką tanią segal. 3 idee. nawróceni-odwróceni w polsce ci, którzy w dorosłym życiu dołączają do kościoła i ci, którzy go opuszczają, nie budzą aż tyle emocji co w izraelu nawróceni חוזרים בתשובה chozrím betszuwá (powracający w skrusze) i odwróceni יוצאים לשאלה jocím leszeelá (wychodzący ku pytaniu). prawie połowa wychowanych w religii דת dat i jedna trzecia z rodzin zachowujących tradycję מסורת masoret judaizmu, w końcu stają się świeckimi חילונים chiloním. z badań wynika, że opuszczających religię jest więcej niż ją przyjmujących. jakkolwiek to zawsze jest ciekawostka dnia, gdy jakiś celebryta ידוען jeduán ogłasza, że staje się wierzący w wersji z pejsami פאות peót i jarmułką כיפה kipá. obie sytuacje nie są społecznie równoważne, o ile bowiem nawrócenie skutkuje często wsparciem nowego otoczenia, o tyle odwrócenie, to odcięcie się od dotychczasowego azylu bytowego, źródeł utrzymania, i co bardzo ważne sprowadzenie na siebie anatemy rodziny, osób bliskich i dotychczasowych przyjaciół, do tego stopnia, że rodzina odnosi się do odwróconego jak do zmarłego w sensie dosłownym. oczywiście są instytucje, stowarzyszenia, ośrodki wsparcia, a także odwróceni wcześniej, którzy po stabilizacji własnej sytuacji, teraz mogą pomóc innym. 4 ludzie i postaci. pod drzewkiem figowym. chaim nachman bialik jak pisaliśmy w naszym blogu chaim nachman bialik 87. rocznica śmierci - chaim nachman bialik חיים נחמן ביאליק , urodzony na wołyniu, zmarły w wiedniu, od 1924 zamieszkały w tel awiwie, wielkim poetą był, choć już w tel awiwie nie tworzył poezji, natomiast oddał się pasji słowotwórstwa, której izraelczycy zawdzięczają wiele słów, między innymi מטוס matós samolot. inne to מעפלה maapalá – śmiałość, dzielność, brawura. nielegalna imigracja żydów do palestyny to העפלה haapalá, a jej uczestnicy מעפילים maapilím, a to z biblijnego יעפלו – w opisie śmiałków wspinających się na szczyt góry. 5 sfat ewer. język hebrajski. słownik slangu ruwika rosentala w numerach 9 i 10 wspominaliśmy o tym słowniku i teraz po słownikach slangu dan ben amoca i natiwy ben jehudy oraz rafaela safana, przejdźmy do słownika ruwika rosentala : מילון הסלנג המקיף milon hasleng hamakif ogólny słownik slangu, wydanego w 2005. dzieło zawiera około 10 000 haseł z cytatami i źródłami z literatury, prasy i sieci. rosental, urodzony w 1945 to człowiek inteligenty, wykształcony i oczytany, pełen finezji i humoru, językoznawca, dziennikarz i pisarz. 6 kultury i obyczaje (masz pojęcie). dodatkowa dusza. neszama jetera נשמה יתרה – to dodatkowa dusza, którą żyd otrzymuje na czas szabatu. taka jest legenda, a praktyce, gdy kończy się szabat i dusza wraca do stworzyciela, żyd dla uspokojenia wącha wonności בשמים besamím, trzymane w naczyniu, znanym w polsce jako balsaminka. dodatkowa dusza przydaje się do zwiększenia wspaniałych sobotnich przeżyć i wrażeń, ale tylko u tych, którzy dokładnie przestrzegają przepisów szabatu. rabini mówią, że bóg zaprosił adama na szabat do najwyższego nieba i dał mu taką duszę, by adam dorównał swiętości królowej szabat שבת המלכה szabát hamalká, jak zwą ten siódmy dzień tygodnia w judaizmie. 7 życie literackie i artystyczne. kanon hebrajskiej literatury izraelskiej (8) w 2018 radio kan bet opublikowało listę „70 lat 70 książek”, najciekawszych książek wydanych w izraelu od 1948 roku, tworząc rodzaj kanonu, który warto i wypada znać i który tu publikujemy. oto trzecia część części lat 90. publikacje przekładów polskich książek z listy zaznaczamy. 1997 jael hedaia יעל הדיה trzy opowieści o miłości שלושה סיפורי אהבה. tom trzech opowiadań po debiutanckiej powieści. trzydziestolatek i piętnastolatka idą do łóżka. dziewczyna zabiera na stopem mężczyznę poznanego na przyjęciu. po randce w ciemno, para zabiera do domu ulicznego psa, który jest narratorem opowiadania. 1997 cruja szaléw צרויה שלו (1959) היי אהבה chajéj ahawá (życie miłosne). po debiutanckim tomie poezji, druga powieść autorki. bohaterka spotyka w domu rodziców ich przyjaciela. ona młoda mężatka, on mąż chorej, umierającej kobiety. sadyzm, masochizm, sekrety rodzinne. 1998 chaim beer חיים באר (1945) חבלים chawalím (sznury). po debiutanckim tomie poezji, trzecia powieść autora. wątki autobiograficzne. jerozolima. babcia narratora opowiada historie rodzinne, jakieś fantazje, przesądy. ojciec, matka, syn narrator i relacje między nimi. życie autora przed literackim debiutem. śmierć matki. 1999 juwal szimoni יובל שמעומי (1955) חדר cheder (pokój). to druga powieść autora, napisana bogatą hebrajszczyzną. trzy, niemal odrębne, części. żołnierze w pokoju w jednostce wojskowej, przygotowują film, a nad wszystkim unosi się jakaś groza, katastrofa, która się spełnia. student malarstwa w paryżu, zaprasza trzech bezdomnych do kostnicy, by posłużyli mu za modele. gdzieś w rejonach baśni król i jego kapłan, biorą jako więźniów swój lud i ich wrogów, zmuszając ich do budowy wielkiego pomnika dla ich boga. powieść o ludziach i życiu. 1999 chaim sabato חיים סבתו (1952) תאיום כוונות (wspólne intencje). druga powieść autora. wojna jom kipur, opisywana przez chłopaka z jeszywy, który poszedł walczyć i przeżywa śmierć swego kolegi. 8 moral-etyka. sefer charedim księgę pobożnych ספר חרדים sefer charedim napisał w XVI wieku eleazar azkari אלעזר אזכרי żyjąc w safedzie צפת cfat i wpadając na pomysł, że przecież każde z 613 przykazań tory תרי"ג מצוות tarjag micwót, odnosi się do jakiegoś członka ciała. żeby nie zaczynać od przykazania pierwszego – płódźcie i rozmnażajcie się, zauważmy dalej, że autor grupuje przykazania odnoszące się do ust פה pe, oczu עיניים ejnaim, uszu אוזניים oznaim i tak dalej. nadto, autor włącza do księgi elementy kabały z cytatami z księgi zohar ספר הזוהר sefer hazohar, główniego dzieła owego nurtu mistyki żydowskiej, z centrum jak wiadomo właśnie w safedzie. dlaczego autor nazwał swe dzieło księgą bogobojnych? bo uznał, że do spełnienia tych wszystkich przykazań konieczna jest wielka bojaźń i strach przed bogiem.

  • biblółka przekłady

    fragment hebrajskiej powieści współczesnej "szlachetny dzikus" (פרא אציל). autor: dudu busi. przekład z hebrajskiego: tomasz korzeniowski. dudu busi | דודו בוסי szlachetny dzikus (fragment) |przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski niepublikowane gdzie indziej Okładka książki IDudu Busiego "Szlachetny dzikus". Dopiero kiedy miałem piętnaście i pół roku, dwa lub trzy miesiące przed zatrzymaniem i skierowaniem na leczenie, niemal wszyscy nazywali mnie Szmaniak albo po prostu Szmania. To było obraźliwe, ale nie pokazywałem, jak mnie to raniło. Nie jestem Dawidem Lewim [znany polityk izraelski - TK]. Jakiś miesiąc po moich dziesiątych urodzinach, Jom Tow, mój biologiczny ojciec, powiedział że tyję, bo gromadzę w duszy betonowe odlewy. Kiedy wspomniałem o tym Simie, mojej mamie, ta pokręciła nosem: „Jeśli chcesz wrócić do normalnej wagi, to musisz dać czas czasowi, bo czas rozpuszcza nawet te betonowe głupoty, które ci wciska stuknięty Jom Tow”. Po kilku miesiącach przybrałem sześć albo siedem kolejnych kilogramów, straciłem cierpliwość i zapytałem Simę: „Dlaczego temu czasowi, który wszystko rozpuszcza, nadejście zabiera tak wiele czasu?”. Sima pogłaskała mnie po głowie, powiedziała, że czas to rzecz, na którą trzeba czekać cierpliwie i poradziła, żebym za wiele nie myślał o nim, „bo to tylko opóźnia go jeszcze bardziej”. O diecie, nawiasem mówiąc, wówczas w ogóle nie rozmawiali ze mną oboje. Przed rozpadem mojej drugiej komórki rodzinnej żyliśmy, ja, Sima i Jefet, mój ojczym, pod jednym dachem w dzielnicy Argazim. Dzielnica Argazim znajduje się we wschodnim klinie południa Tel Awiwu. Jom Tow, który też mieszka w Argazim, mówi, że mieszkać w naszej dzielnicy to taka przyjemność jak wycieranie się papierem ściernym. Według mnie, Argazim była i zawsze pozostanie żydowską Dajr al-Balah [miasto w strefie Gazy – przyp. tłum.], „obozem dla uchodźców, któremu żadna władza nie położy kresu”. Jefet był znacznie bardziej optymistyczny co do przyszłości osiedla. Twierdził wciąż, że ktoś tam w górze jeszcze zauważy tę zgniliznę, jaka się tu u nas pleni, a nazywa się Saddam Husajn. Jefet pokłada wielkie nadzieje w tym człowieku irackiego rządu, bo przez niego poprawiły się warunki mieszkalne i życiowe mieszkańców sąsiedniego osiedla Ezra. Zanim i na nas spadnie scud albo dwa, co w końcu doprowadzi do poprawy infrastruktury i odremontowania nędznych domów na Argazim, Jefet gromadzi wokół naszego domu metalowe pręty, deski, popękane opony i zwyczajne odpady z budowy – przedmioty, które powiększały teren naszego podwórka kosztem terenów państwowych. Co najmniej dwa razy do roku ogrodzenie z drutu kolczastego zaznaczające nasze podwórko oddalało się od popękanych ścian domu. Jefet ze swoją ideologią był potłuczony. – Jeszcze zobaczysz – zapewniał Simę – że te wszystkie śmieci na podwórku z czasem zamienią się w gotówkę albo elegancką willę. W tamtych czasach domy, wille, czy gotówka, które tak pociągały Jefeta, mnie nie interesowały. Poza tym, prócz tego, że jak zwykły tępak długo miałem nadzieję, że czas i tylko czas mnie odchudzi, miewałem dwa wielkie sny: że Ania Bubenik zakocha się we mnie i że przejdę pod opiekę Jom Towa. Ania to wzorcowe dzieło Stworzyciela. Widzieć ją jak kręci się po zaułkach pobliskiego osiedla Hatikwa, gdzie mieszka, to jak zobaczyć ogromną perłę, toczącą się po pokrywie pojemnika na śmieci. Jest tak piękna, że jak sądzę, sztukę dotknie Zagłada, jeśli Ania stanie naprzeciw obrazu Mony Lizy, bo sławny uśmiech Giocondy zniknie z zazdrości. To jasne, że zakochałem się w niej w chwili, kiedy moje oczy spotkały jej zielone oczy. Mój drugi sen, przejście pod opiekę Jom Towa, pojawia się z prostego powodu, że żyć z Jefetem i Simą pod jednym dachem, to jak żyć w ślepym zułku – zaułku grozy. Jom Tow jest malarzem i rzeźbiarzem. Zawsze malował, lepił albo dłubał. On sam mówi, że życie z Simą sprawiło, iż uzależnił się od hobby. Po rozwodzie przez rok studiował sztukę w Becalelu. Zanim jego dzieła zyskały uznanie, dwa razy w tygodniu pracował w klubie, salonie gier hazardowych, odziedziczonym razem z moim wujkiem kryminalistą Nachszonem po błogosławionej pamięci dziadku Lilu. Sima wtedy pracowała tam jako kelnerka i odpowiadała za kuchnię, chociaż była już zamężna z Jefetem. Ten Jom Tow to dziwny ptak. Osiedle Argazim nie zdołało go wychować, jak to robi z większością mieszkańców. W porównaniu z innymi, pozostał delikatny i naiwny, jak niemowlę. Tu, na osiedlu, delikatność traci się w wieku czterech albo pięciu lat. Wtedy niemal każdy pędrak z osiedla zmienia się z dziecka sutenera w samego sutenera, takiego, co to nie jest przyjemnie spotkać w ciemnym zaułku. Na osiedlu mówią na nich Dzieci Intifady, bo cały czas rzucają w przechodniów, ale głównie w siebie nawzajem, kamieniami albo odłamkami pustaków. Jom Tow nie ma przyjaciół, ani na osiedlu ani nigdzie indziej. Uzależnił się od samotności. Cały dzień siedzi przy swoim hobby w pracowni na podwórku, pogrążony i zajęty, żyje wyobrażeniami i wyobraża sobie, że żyje. Kiedyś zapytałem go, jak można żyć cały czas w samotności i z nikim nie rozmawiać. Uśmiechnął się, odłożył dłuto i młotek na stół, łyknął Heinekena z butelki, westchnął głośno i powiedział, że wprawdzie życie pustelnicze jakie sobie wybrał, to nie całkiem życie, ale doświadczenie nauczyło go, że lepiej żyć wyobraźnią, niż pozwalać, by w naszym życiu byli ludzie bez wyobraźni i poczucia humoru, którzy kręcą się wokół nas i mieszają nam w mózgu. Jefet powiedział kiedyś Simie, że Jom Towowi trzeba wydłubać oczy, bo to „lewicowy sprzeniewierca, co zajmuje się gojowskimi rzeźbami i próżniak, co pracuje tylko dwa dni w tygodniu”. Palnąłem parę głupot temu Jefetowi, co sam był próżniakiem. Oprócz głównych zajęć – to jest przede wszystkim: dokuczania mi, i ogólnego: wykradania ziemi państwu – Jefet był pracownikiem magistratu. Dwie godziny dziennie opróżniał kubły na śmieci i dostawał za to pensję jak za pełny etat, a jako członek komisji pracowników strajkował i demonstrował w każdy wtorek i czwartek, na rzecz poprawienia warunków zatrudnienia. Jefet ma za sobą zbrodnię. Jako trzynastolatek zakłuł nożem osmioletnie dziecko. Oskarżony o morderstwo, dwa lata spędził w zakładzie dla młodocianych przestępców. Tam uzależnił się od narkotyków. Zanim się wyleczył, trafiał i wychodził z więzienia ponad dwadzieścia lat. Tydzień albo dwa przed wyjściem Simy za mąż za Jefeta, próbowałem, kretyn, przekonać Jom Towa, żeby wrócił do domu. – Szkoda twojego czasu – powiedział – ja i Sima nie śmiejemy się z tych samych dowcipów i nie lubimy takich samych filmów. W pierwszej chwili nie zrozumiałem tej argumentacji. – To co, że nie śmiejecie się z tych samych dowcipów i nie lubicie takich samych filmów? – powiedziałem mu i dodałem: Co, to jest powód do rozwodu? To jest powód, żeby nie żyć razem? Wróćcie do siebie, błagam was… Jom Tow objął mnie i powiedział: Jefet i Sima są jak dwie połówki jabłka, para wprost niesamowita. Uwierz mi, że jeśli ja i Sima wrócimy do siebie, to tylko skomplikujemy życie sobie i tobie. Uspokój się, to małżeństwo to dla was rzecz najlepsza. Kiedy mi to powiedział, robiłem do niego minę, jakbym się uśmiechał, a naprawdę płakałem. Chciałem i nie potrafiłem powiedzieć mu, że Sima i Jefet to niedokładnie niesamowita para, że Jefet to po prostu brutal o bogatej przeszłości kryminalnej, bo Sima groziła, że wyrzuci mnie do zakładu albo internatu, jeśli będę prał domowe brudy na zewnątrz, a szczególnie, wobec Jom Towa. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem siedem lat. Mówi się, że do tanga trzeba dwojga, ale według mnie, komórka rozpadła się głównie przez Simę, którą niemal wszyscy z powodu jej pochodzenia, nazywają Greczynką. Sima nigdy nie była typem spokojnym. Tylko krzyki i rozkazy. Przyłapać ją na mówieniu, to rzadka sprawa. Cały czas szczekała. Na mnie, na sąsiadów, a głównie na Jom Towa, kiedy jeszcze byli małżeństwem. Oprócz poniżania go w domu, klęła na niego przy ludziach, robiła skandale w zaułkach osiedla, głównie dlatego, iż podejrzewała, że strzela oczami do dziewczyn. Poza tym, co jakiś czas, dobierała się do narkotyków. Używała miesiąc i odkładała na dwa tygodnie. I tak w kółko. Jom Tow nacierpiał się sporo. Jej zazdrość i rywalizacja były chorobliwe, dusił się nimi, aż został bez wyboru. Pewnego dnia uciekł z domu i zamieszkał u rodziców, Sułtany i Lilu, na drugim końcu osiedla. Kilka miesięcy po oficjalnym rozwodzie Jom Tow pojechał do Jerozolimy. Przez rok uczył się w Becalelu, gdzie pokłócił się ze wszystkimi nauczycielami, wrócił na osiedle, zbudował na podwórku domu rodziców dużą pracownię, i do dzisiaj żegluje tam po świecie, który cały tkwi w jego wyobraźni. Przełożył z hebrajskiego Tomasz Korzeniowski Dudu Busi: Szlachetny dzikus [tyt. oryg. פרא אציל]. Wyd. Keter : Tel Awiw, 2003. — 270 s.

  • rokeach | kiedyś w jerozolimie

    dawid rokeach (19016-1985), urodziny we lwowie, izraelski poeta hebrajski. wiersz "kiedyś w jerozolimie" z tomu "gwulot haerga" (1988). Hebrajskie wydanie wierszy wszystkich (w założeniu) Jehudy Amichaja. dawid rokeach | דוד רוקח kiedyś w j erozolimie | פעם בירושלים przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski niepublikowany gdzie indziej Kiedyś w Jerozolimie pytam płaczącego chłopca, dlaczego płaczesz, chłopcze. Ja nie płaczę odpowiedział, a jego oczy ronią łzy okrągłe jak perły. Skąd i dokąd pytają moje oczy, jak para ulicznych świateł świecących pieszym naprzeciw. Jerozolima nie jest zamkiem śpiącym między hamakami gór. Jerozolima w bezksiężycową noc pisze gorzkie skargi do Boga, a Bóg roni łzy, jak ten chłopiec i owija swe góry ślubnym welonem. Idę odszukać dom, gdzie mieszkałem przedtem, na ulicy Abisyńczyków, a wiersz, którego nie napisałem towarzyszy mi, jak ciężki cień w deszczu obmywającym dachy w Jerozolimie.

  • טיול בפולין | מדריך פולני דובר עברית

    .מדריך נהג בפולין בעברית ברכב מותאם עד שמונה מטיילים טיולים ברחבי פולין כל המקומות וורשה קרקוב זקופנה גדנסק אגמים פוזנן לובלין שלזיה התחתית טבע אטרקציות טיולי פולין טיולי פולין עם מדריך דובר עברית ופולנית פעיל בתחום משנת 2011 metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב | וורשה | וורוצלב לודז', לובלין, פוזנן, זקופנה ושאר פולין היסטוריה| תרבות | קונצרטים | טבע | ספא | ילדים | כיף | אוכל | קניות שורשים | שואה hebrajskakafe.com ברוכים הבאים לאתר תיירות ישראלים בפולין עם מדריך פולני דובר עברית ומתמצא ביהדות קרקוב ואזור - יש מה לעשות האתרים הכי חשובים בקרקוב: העיר העתיקה, גבעת ואבל, רובע יהודי (קזימייז'), גטו (רובע פודגוז'ה), מפעל שינדלר. בזמן שהיה בעיר אפשר לבקר ב: זקופנה עיירת נופש הררית - מכרה מלח ווייליצ'קה - מוזיאון אושוויץ-בירקנאו - פרק לאומי שמורת טבע אויצוב. המצלמה בקרקוב העיר העתיקה . קרקוב ברגל 90 דקות - העיר העתיקה תחנת הרכבת | כנסייה פלוריאן הקדוש |אנדרטה מלך יאגיילו – אקדמיה לאמנויות |ברביקן - שער פלוריאנסקה | בית קפה יאמה מיחליקה – בית של מטייקו |כנסייה מריה הקדושה – שוק הבדים –רחוב יאגיילונסקה – שלט ז'גוטה – אוניברסיטה יאגיילונית – רחוב פרנצישקנסקה וחלון של אפיפיור פולני – בית עירייה – רחוב גרודזקה – רחוב קנוניצ'ה – כיכר מריה מגדלנה כנסייה הקדושים פיוטר ופאבל – גבעת ואבל. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב ברכל 30 דקות - גבעת ואבל ארכיקטדרלה – חצר ארמון של מלך זיגמונט סטארי – נוף על נהר וויסלה (במקום תערוכות, למשל חדרים פרטיים של המלך. מספר כרטיסים מוגבל ליום) metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב ברגל 90 דקות - רובע יהודי קזימייז' בית הכנסת טמפל – מרכז JCC שוק מקומי עם המשחטה לשעבר ושוק הפשפישים – תלמוד תורה |חצר של ספילברג – מיקווה |בית הכנסת קופה ובית הכנסת אייזיק | בית מלון עדן בית הכנסת רמ"א | בית הקברות – בית הכנסת וולף פופר – מקווה – אנדרטה קורבנות השואה - בית הלן רובינסטיין - בית הכנסת הישן | בית תפילה קובע עתים לתורה – בית הכנסת הגבה |מוזיאון גאליציה. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב ברגל 30 דקות - גטו (רובע פודגוז'ה) כיכר גיבורי גטו - כיכר האיסופים - בית המרקחת תחת לנשר - אנדרטה הכסאות | כיכר פודגורסקי – בית של רומן פולנסקי – מפעל מדריץ' – בית היודנראט. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 קרקוב ברגל 30 דקות - מפעל שינדלר מפעל שינדלר (ביקור בתערוכה מינימום 60 דקות נוספות) נמצא באיזור תעשייה מלפני 1939 מחוץ לגטו שהוקם ב-1941 ובמרחק עשר 10 דקות הליכה – שרידי חומה של גטו. metayelim@gmail.com | whatsapp +48798866952 וורשה קרקוב פוזנן וורוצלב - תזמין סיור וטיול בעיר ובאזור עם מדריך פולין דובר עברית whatsapp +48798866952 | metayelim@gmail.com

  • ben-ner | nicole |

    icchak ben-ner (1937, יצחק בן-נר), pisarz hebrajski izraelski. opowiadanie "nicole" przeniesiono do filmu i do teatru. przekład z hebrajskiego: renata jabłońska. icchak ben-ner | יצחק בן-נר nicole (opowiadanie) |przełożyła z hebrajskiego renata jabłońska maszynopis tłumaczki. opowiadanie ukazało się w antologii "powiedział między innymi..." (łódź, 2009) foto: okładka antologii "powiedział między innymi". Nie śpi. Nie śpi. Jak długo tak potrafi. Ona patrzy na niego w półmroku pokoju. Zapach pościeli. Zapach jego ciała. Zapach potu. Gdy gaszą światło on opuszcza żaluzje, jakby odczuwał wstyd wobec ulicy. Po tym co z nią robi, gdy ich ciała są uciszone, a zmarszczki wygładzone, zmiękczone, leży na plecach, krótkie silne ramiona zakłada za kark. A ona, naga, klęka i podnosi żaluzje. Nikłe światło wnika do środka razem z chłodnym wiatrem. Leżą potem w milczeniu, rozdzieleni, z zamkniętymi oczami. Powoli otwiera oczy, zwraca ku niemu głowę. Jego duże ciało lśni pomiędzy zmiętymi prześcieradłami. Ciężkie, silne, pełne. Płaski brzuch. Kwadratowe ramiona. Mocna głowa. Gęsta czupryna. Nie przybył mu ani jeden siwy włos. To już prawie dwa lata. Ani jeden srebrny włos. Skurwiel. Znów ogarnia ją wściekłość, drąży w niej i rozchodzi się w rozluźnionym ciele. Patrzy na zegar i zamyka oczy. Otwiera je, obolałe, po minucie chyba, wyrwana jak uderzeniem z ciężkiego, czarnego snu. Gorzki dym czarnych papierosów „Silon” wyciska z jej oczu łzy, a zegar już przesunął wskazówki o trzy godziny. On nie śpi. Wyciągnięty na łóżku, wojskowe zwyczajne kalesonki zakrywają nagość, usta ma zaciśnięte przed słowami, które mógłby powiedzieć, palce zaciśnięte na papierosie. Ma otwarte oczy. Ona odwraca się do niego plecami, zamknięta w sobie, miękka, kolana przy brzuchu, ręce złożone na łonie; uparcie, zupełnie przytomna, próbuje myśleć o kimś innym – powiedzmy o Gabaju, Modim czy Amiramie. Albo o Jonatanie. I już zatliło się w niej coś przytłumionego, rozgrzało się, rozpaliło małym płomykiem. Jonatan, w zielonym kombinezonie, naprzeciw czerwonego zachodu słońca, na żółtym, oślepiającym piaszczystym pagórku, wyciąga do niej z wahaniem miękką rękę, jakby z daleka, i głaszcze jej policzek. Ona zamyka oczy, potem patrzy prosto w jego twarz. Ciężka ręka otrząsa ją nagle z myśli o Jonatanie, dotka jej pleców, brzucha, i równie szybko odrywa się od niej. Rozbita snem, zbolała, z wyrazem odrazy otwiera oczy: „Słuchaj, przecież śpię. No, doprawdy.” Szelest papierosa w popielniczce. Szelest paczki papierosów. Pstryknięcie gazowej zapalniczki kupionej dla niego trzy lata temu, na urodziny. Następny papieros. Żółte światełko zapala się i gaśnie. „Przepraszam” rzuca. Ile takich paczek wykańcza w ciągu doby? Może, na swój sposób, szuka rozwiązania. Może. I tak w ciągu wielu długich nocy. Ona spada w sen jak w wielką przepaść, i nagle jest rozbudzona, wstrząśnięta upadkiem. Często obawia się snu, utraty świadomości, i dlatego drzemie, prawie w pełnej gotowości zmysłów i poczucia ostrożności. A on leży na plecach, w swoich białych starych wojskowych kalesonkach, z owłosioną piersią, ze spoconym czołem, cały czas porusza palcem przy papierosie, nad górną wargą; w tak wielkim natężeniu bólu, który tylko on potrafi zatrzymać w sobie, nie pozwolić żeby wyrwał się na zewnątrz; i tylko ona, przy całym napięciu zmysłów, może w pełni odczuć, że jest w nim ten ból. Płacz. Płacz wreszcie. Jeden raz. Żeby się to wszystko przełamało. Usiądź na łóżku, taki ciężki, oklapnięty, zwiotczały, stary, zbolały; niechaj wszystko z ciebie wyjdzie z ciężkim, urywanym jękiem, z głośnym szlochem, złym, brudnym – nieprzerwanie, bez oporów, beznadziejnie. On nie płacze. On nie śpi. On nie mówi o swoim bólu. Ona, zawsze nad ranem zrezygnowana bezsennością, nieświadomie zapada w wielką przepaść. O ósmej on już jest ubrany w swoje cywilne ubranie – trykotowa koszulka, bawełniane spodnie, zamszowe pantofle – starszy, niższy, bardziej obcy i nędzniejszy bez munduru. Wilgotne prześcieradło rozwiesza na krześle, układa płasko kołdrę, zbiera pudełka tanich papierosów, bierze wypełnioną po brzegi popielniczkę. Ona unosi ciężkie, zmęczone, piekące od dymu powieki. Obolała od snu, łaknąca go w niemocy, widzi go – a noc, do diabla, nie zostawiła na nim żadnych śladów. Już się zdążył umyć, ogolić. Pachnie płynem,. którego używa po goleniu, gdy nachyla się nad nią czując, że wyrwała się ze snu. Jego oczy spokojnie oglądają jej nagie ciało, bez wzruszenia. Długie nogi. Ciemne łono. Brzuch. Piersi. Twarz. Potargane włosy. Znękane nocą wargi. Skurwiel. Długie miesiące przyzwyczajała się do tego czujnego snu, bo gdyby zmógł go ból, mógłby w czasie gdy ona śpi, zrobić coś z rozpaczy. Nigdy nie zrobi niczego z rozpaczy, ona o tym wie, i jest rozczarowana. I nigdy już nie będzie mogła wrócić do swego spokojnego snu. Nigdy nie przyjdzie sen jak na pustyni, na twardym posłaniu, w namiocie spranym wiatrem i pełnym piasku. Skurwiel. „Dobrze, ruszam”, mówi. „O siódmej, wpół do ósmej będę tutaj”. Niech będzie. „Będziesz?” rutynowe pytanie. Zadaje je każdego rana. Coś z nadziei w jego głosie, coś z przekonania, że ona nigdy nie będzie się mogła od niego uwolnić. I odchodzi. Echo jego kroków jest ciężkie, nawet w zamszowych pantoflach chodzi jakby były wojskowymi butami. Nie czeka na odpowiedź. Bo ona będzie. Chciałaby nie być, ale będzie. Nago przechodzi przez mroczny pokój, unosi żaluzje i wpuszcza światło poranka. „Powiedz mi, chowasz się, czy co? Jeśli się chowasz to powiedz. Żebyśmy wiedzieli że się chowasz”. On milczy. Zastanawia się nad jej słowami. Jest dotknięty, ale nie oddaje ciosu. „Nie. Po prostu żeby było wiadomo. Co rano podnoszę żaluzje, a ty je wieczorem opuszczasz. Nie mogę żyć w klatce. Ja ...” ostentacyjnie – „Ja nie muszę niczego ukrywać” Światło zalewa ją, oślepia. Robotnik ciągnie zielone pojemniki pełne śmieci w stronę samochodu obok kina „Gat”, i dostrzega ją, białą w świetle dnia, w oknie, i stoi na chodniku zahipnotyzowany. Ona się śmieje. Nadszedł dzień i zagarnął ją. Wchodzi do łazienki. Zapach mydła. Zapach jego ciała oczyszczonego z nocnego cierpienia i wystawionego na cierpienia dnia. Długo oddaje się wodzie, zamyka oczy, o niczym nie myśli, ma pustkę w głowie, zanim znów się w niej odezwą wszystkie siły tego zła, i nie ma dla niej niczego lepszego. I tak nadchodzą dni. I tak mijają dni. Ona go sobie wyobraża, w pokoju bibliotekarki, w pokoiku w bibliotece prawniczej na uniwersytecie, jak przegląda, ze zmrużonymi oczami, wiele ksiąg. Od czasu, gdy nie nosi już munduru, zakłada czasem okulary, gdy jej nie ma. Jest zmieszany gdy ona wraca do mieszkania i zastaje go czytającego w okularach .Jakby go postarzały, zmiękczały. Ona stwierdza, że dostojności jego dojrzałemu wiekowi nie dodają. Otóż wyobraża go sobie siedzącego tam, a ta Cijona nalewa dla niego kawę. Wystarcza mu zwykle pierwszy gorący łyk, a reszcie płynu daje wystygnąć. Powoli, ze zmieszaniem, odwraca karty książek, nie jest jeszcze przyzwyczajony do tak długiego czytania, do tak abstrakcyjnego myślenia. Marszczy czoło, ona wie, jak z bólu, z powodu nawału kotłujących się w jego głowie myśli. „Jaki dzisiaj dzień? Poniedziałek? Nie, środa. Może jest z nim dr Rafijach. Mówi. Mówi. Jak silna jest ich przyjaźń, do której ona nie znajduje dostępu. Minęło dwadzieścia jeden lat od akcji „Sz”, i każdy z nich poszedł swoją drogą – dzieli ich więcej niż łączy. A jednak. Ten w mundurze, pośród piaszczystych wzgórz, duży dzieciak w słońcu – i ten, który pnie się po szczeblach akademickiej kariery, przyswaja sobie nowy, inny język. A jednak, prawie od dwóch lat znów są razem. I Persitz i Ido Aharoni i Peri Maman też. Ci wszyscy, których widać na małych fotografiach trzymanych przez niego w szafie razem z dokumentami. Są może początkiem jego wspaniałej i strasznej przeszłości. Ona miała wówczas trzy czy cztery latka. Czasami zbierają się w mieszkaniu późnym wieczorem. Ci nieliczni, którzy go nie opuszczą. Uśmiechają się do niej z wyrazem pobłażliwości i wracają do omawiania jego sprawy. Bezustannie szukają odpowiedzi, jakby prowadzili badania naukowe. Jakby istniało jedno wytłumaczenie jego winy. Jakby można było znaleźć jedną odpowiedź, jeden niezbity dowód, którego dotychczas nie dostrzegali. Coś, co wszystko odmieni i przywróci na dawne miejsce. Rangę. Funkcję. Mundur. Drogę awansu. Niezachwiany podziw. Postawę, która znów będzie prosta. Twarz, która się wygładzi aż znikną zmarszczki. Spojrzenie, które znów będzie dumne. Krok, który znów będzie lekki, pewny – w stronę niekończących się piaszczystych obszarów. Całe królestwo. I jej buntowniczość zmięknie; narastająca wrogość zaniknie; przewrotna radość z jego porażki rozpłynie się; jej oczy będą go prosić o wybaczenie. Zbierają się znów i znów, w mieszkaniu albo w pokoiku w bibliotece uniwersyteckiej. Rozkładają mapy, cichymi głosami odczytują sprawozdania, wskazują na paragrafy wyroku sądu wojskowego. A ona, oddzielnie, buntowniczo, zasklepia się w swej wrogości. Może go sobie wyobrazić: za ciemną, zgarbioną nieco postacią oddanej bibliotekarki Cijony; udaje, że nie dostrzega jej wiernych oczu; lecz za wyblakłym cieniem Didy; za plecami przyjaciół pochylonych nad mapami, książkami i teczkami – szuka jej cierpiącego w obawie o jego prawość, spojrzenia. Nie. Nie. Nie ona. Nie ona. Z zaciśniętymi wargami, dumnie odpowiada zimnym spojrzeniem na zimne spojrzenie swoich oczu w lustrze, naciąga ubranie na mokre ciało. Cienką bluzkę na gołe piersi, krótkie obcisłe spodenki z postrzępionymi brzegami nogawek. Czesze mokre włosy, ściąga i zawiązuje w węzeł dół bluzki, ogląda swoje dobre zgrabne ciało, które poznało tyle innych ciał, i dotychczas, o dziwo, nie jest otyłe, zniszczone, pomarszczone. Co ona ma z nim wspólnego do diabła? Co jeszcze mają ze sobą wspólnego? Dlaczego trzyma się go i dręczy go na swój sposób - milczeniem, uszczypliwymi uwagami, spojrzeniami, wzrastającą nienawiścią? Dlaczego on jej nie rzuca? Dlaczego przyjmuje z miłością, na swój sposób, wszystkie jej wyczyny? Co między nimi zostało poza odbiciem obrazu wielkiej winy? Nawet ogromna miłość cielesna między nimi nie jest już taka jak była, przytłacza ją cierpienie i rozczarowanie, i wielki ciemny strach łączy ich ciała, gdy zlepiają się razem, w półmroku, i nie przynosi mu to ukojenia dla duszy, a ona jest coraz bardziej wzburzona. Dlaczego nie może oderwać się od niego? Tydzień po tym gdy został, wbrew swojej woli, zwolniony, opuściła go po raz pierwszy. Bez wyjaśnień. Nie po to, żeby go nie dręczyć. Odwrotnie. Spakowała walizkę i wróciła do rodziców, do Haify. Zapisała się tam na drugi rok studiów uniwersyteckich, po dwuletniej przerwie. Chodziła nad morze. Była jesień. Przespała się z kolegą z młodości, obecnie wykładowcą na politechnice. Chodziła z matką do krawcowej. Odwiedzała koleżanki z dzieciństwa, którymi zawsze gardziła, a teraz stwierdziła, ze one patrzą na nią, ze swoich bezpiecznych pozycji, ze spokojem, z jakimś rodzajem dojrzałości i pogodzenia, których ona nie osiągnęła. Czy one wiedzą co przeszła? Czasami wydaje jej się, że cały kraj o tym mówi, szeptem. Z początku zmuszała się do wiary w to, że zwyciężą. Potem nie starczało jej sił. Kłóciła się z matką, może po to, żeby znaleźć powód do powrotu do niego. Znów spakowała walizkę i pojechała do Tel-Awiwu. Dwie noce przespała u Adira, w jego łóżku. Potem obrzydł jej i wróciła do mieszkania. To była ta pierwsza ucieczka. Zobaczyła wtedy w kuchni w zlewie prawie pełną szklankę kawy, dużo zduszonych w popielniczce papierosów, i małżeńskie łóżko ze śladami ciała wiercącego się bez snu po jednej stronie, oraz piętrzącą się stertę gazet. Na starym biurku listy, które zaczął pisać do niej i nie skończył. „Nicole” – jego krzywym, niewyraźnym pismem – „Dobrze , że się zdecydowałaś” – kilka zamazanych słów – „odejść. Dobrze dla nas obojga. To nie miało sensu. Cijona” – parę zamazanych słów – „telefonowałem do twoich rodziców. Prosiłem ją i powiedziała: „koleżanka”. Twoja matka powiedziała, że poszłaś do miasta. Zrozumiałem” – kilka zamazanych słów – „że wszystko w porządku. Nie jestem pewien czy chcesz wiedzieć,” – skreślenia, skreślenia – „co się ze mną dzieje, ale jeśli chcesz, to mogę powiedzieć, że w porządku. Dużo czasu poświęcam” – skreślone –„mojej sprawie. Ido i Maman zdołali mi przekazać dużo tajnego materiału z teczek sprawy. Oni są naprawdę O.K. Wszystko przeglądam razem z Dudikiem Rafiahem i jego adwokatem, Remezem. Trzy – cztery tygodnie” – dławiło ją uczucie pogardy i ...tęsknota; hebrajski język pułkownika generała – będziemy musieli skoncentrować się na interpretacji pojęcia „odtworzenie akcji”. Jest aluzja podpowiadająca, że komisja, we wszystkich oficjalnych dokumentach oraz w tajnych paragrafach dotyczących niedzieli, siódmego października, poświęca dużo miejsca sprawie poleceń, jakie dowódca daje swoim podwładnym w odniesieniu do terenu i natychmiastowego działania, podczas gdy łączność z przełożonymi jest zakłócona. Adwokat wierzy, że są precedensy. Tak, że ty nie...” – dwie zamazane linijki – „Ja w każdym razie , nie martwię się. Będzie O.K. To najważniejsze wiadomości; a teraz w związku z Tobą, Nicole,” – skreślone słowa – „myślisz, że jestem zajęty tylko sobą. Lecz nie. Mam ci dużo do powiedzenia” – skreślone, zamazane – „a ponieważ nie ma okazji do porozmawiania, więc piszę. Nie mogę już więcej dusić w sobie wszystkiego. A więc ...”. Potem wszystko, co napisał jest zamazane. Grubymi czarnymi krechami. Podczas gdy jej walizka stoi tam gdzie ją zostawiła, ona, głodna, usiłuje odcyfrować słowa pod namazanymi krechami. Na próżno. Co jej chciał powiedzieć? Co chciał powiedzieć? W nocy on wraca i zastaje ją śpiącą w ubraniu przed migającym bez obrazu światłem telewizora. Wyciąga rękę i gładzi jej ciemne długie włosy, które zdążyły odrosnąć. Ona otwiera oczy. On wpatruje się w nie w słabym, niebieskawym, ciemnym świetle. Pochyla się nad nią i całuje ją, jakby mówił: Wróciłaś. Jakby mówił: Wróciłaś do mnie, mimo wszystko. Jakby mówił: Oboje nie potrafimy nie wracać do siebie, z każdego miejsca i zawsze, mimo złości i żalu i cielesnej namiętności. Jakby mówił: Twoja wina nie jest mniejsza od mojej. Jakby mówił: Jest w nas jakaś siła, której nie możemy pokonać. Jakby mówił: Wróciłaś. Prowadzi ją ,,tak czule, w stronę łóżka. Z jakąż cierpliwością pomaga jej zdjąć ubranie. Robi jej miejsce w pościeli, spokojnie, bez pośpiechu. Nie mówi nic o nich, także nie w liście, który rano zniknął z biurka, wraz z jego wyjściem z domu. Co jej chciał i czego nie chciał powiedzieć? Co skreślił po tym „a więc”? Minęło pół roku od wtedy. Wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Nic się nie zmieniło. W ciągu wielu wieczorów nie zamieniają ze sobą ani słowa, nawet w trakcie miłosnych zbliżeń. Jeszcze wiele razy uciekała i wracała, bez wyjaśnień. Zawsze wracała. Zawsze cierpi z powodu tych powrotów. On ją zawsze przyjmuje z miłością, z tęsknotą. Ona zawsze czeka żeby coś powiedział. On nie mówi o swoim cierpieniu. Jest jak zamknięta książka. b) Może słyszy głosy po nocach, leżąc bezsennie. Tak, mówią do niego te głosy. Ona wie, że on się w nie wsłuchuje. Jonatan. Może ten człowiek, dowódca kompanii, dalej go woła. Przez trzydzieści dziewięć godzin wołał go bezustannie, aż wyczerpały się baterie i przyszli Egipcjanie. Nigdy jej o tym nie opowiedział. Jest jak zamknięta książka, do diabła. Ona wie wszystko od Amirama. Trzydzieści dziewięć godzin słyszał głosy dowódcy kompanii Jedidji Cederbojma i Jonatana. Dochodziły z krótkofalówki, a on nic nie mógł zrobić. Ona o wszystkim wie. Z jednej strony Jonatan, 12 km na zachód, jego kompania zostaje zgnieciona czołg po czołgu, bez wyjścia, w zasadzce. A Cederbojm z drugiej, 27 km na północny-zachód od niego, z siedemnastoma ludźmi w ziemi. Sierżant, 26 lat. Ona wszystko wie. Uczeń jeszybotu, ojciec czworga dzieci. Łącznik. Jego dowódca został zabity pierwszym ogniem artylerii, dziesięć minut po nadejściu ostrzeżenia przed atakiem. Z braku kogoś innego on przejmuje dowodzenie. Wydaje przez krótkofalówkę spokojne, pewne rozkazy. Przytłumione wybuchy pocisków w tle. „Co robić”, Berko?” jęczy Amiram. Wiele razy zbierała świadectwa i wyobrażała sobie jak to było. Spękane wargi, maski pyłu przyklejone do twarzy, jak cienka warstwa betonu, poranione, mokre, wyłupiaste oczy. Czterdzieści dwie godziny bez snu. Po raz pierwszy w życiu, ona o tym wie, po raz pierwszy w życiu stał bezradny, próbował daremnie zmobilizować całe swoje doświadczenie, cały wysiłek myślowy i siłę i pewność siebie, żeby mu pomogły podjąć ostateczną decyzję, rozsądzić między śmiercią i śmiercią, między życiem a życiem, tak czy inaczej. Próbuje i nie może unieść tej strasznej odpowiedzialności, która nie przyniesie zwycięstwa, i tak czy inaczej niesie klęskę. Siedemnaście wypraw mścicieli; siedem wtargnięć do obcych wrogich miast; trzydzieści dwa skoki ze spadochronu, w przepaść; tyle walk; tyle egzaminów. Cała duma z tych osiągnięć nic nie jest warta wobec zduszonego, wstrzemięźliwego głosu obcego człowieka zza wzgórz, na brzegu kanału, dochodzącego z krótkofalówki. Obok przerażenia w głosie Jonatana z drugiej krótkofalówki. Jeszcze próbował, mówi Amiram, utrzymać ton pewności i spokoju: „Powiedz temu religijnemu żeby przestał jęczeć. Powiedz Jonatanowi, żeby próbował się wydostać. Powiedz im, że my też nie jesteśmy w lepszej sytuacji.” Ona wyobraża sobie Gabaja, robiącego szybki rachunek, przy krótkofalówce. Siedem czołgów rozwalonych u Jonatana. Dwanaście u Adi Katza. Amiram: „Trzeba się zdecydować na wydostanie Jonatana albo na natarcie tutaj. W środku, w każdym razie, nie można zostać.” Właśnie czołg zatrzymał się w drgawkach. Oto padają i podnoszą się w dymie. „Rewers, Nahs, rewers i szybko naprzód, na prawo”. Działa, milczący, doświadczony; bakelitowy hełm, wbrew instrukcjom, na jego ogolonej głowie. Trafiło w drążek biegów. „Zawiadom religijnego, że jesteśmy w drodze. Dalej to przekazuj. Słyszysz mnie, Gabaj?! Nadawaj dalej.” Amiram: „A Nisimowowi powiedzieć żeby się połączył z P. albo z Jonatanem, dla wydostania się?” On: „Powiedziałem żeby coś przekazać Nisimowowi? Nie będzie żadnej wyrwy, aż się nie połączę z generałem, aż nie usłyszę co mówi. Jasne?” Amiram jęknął z wściekłości, która nie mija, i nie minie ”Rozumiesz? Zrobił się nagle psychologiem ten twój „szmok” [slang, wulgarnie: męski organ płciowy – przyp. red.] . Żeby mieli przynajmniej nadzieję. Trzydzieści dziewięć godzin z nadzieją”. Wiele głosów. Na drzwiach mieszkania i na skrytce pocztowej na dole przykleiła kartki z ich nazwiskami, otwarcie. „Baruch Adar – Nicole Lejbowicz”. Niech hańba będzie wspólna. Specjalnie wybrała to mieszkanie, w centrum miasta, przy ulicy Cajtlin. Wszyscy, jest przekonana, znają jego nazwisko, widzieli jego fotografię. Jest jednym z bohaterów i łączą się z nim różne legendy. Kibia. Nahalin. Aza. Han-Junis. Hasabcha. Kalkilia. Hamitle. Samoa. Comet Rafijah. On i Arik. I Har. Raful. I Kacze. I Dani. I Dawidi. I Maks. Ona zauważa błysk zdziwienia gdy go poznają. I zmieszania. Pewnego razu, wieczorem rzuciła: „Powiedz, byłeś u żony Cederbojama?” A on, wbrew swej woli, z poczucia obowiązku, chodził na wszystkie pogrzeby i rocznice. Odwiedzał z zaparciem, milcząco, rodziny zabitych żołnierzy. Później, gdy zaczęły się roznosić pogłoski, było trudniej. Zdarzały się, tak się wydaje, pełne bólu, oskarżające spojrzenia, odwracanie się plecami, ostre szepty. Lecz chodził nadal. Zawsze. Teraz skurczył się jakoś na krześle, w trakcie skromnej kolacji, jakby został przyłapany: „Skąd wiesz o Cederbojmie? Amiram ci opowiedział?” I w jego oczach, ucieszyło ją to, zatlił się ból. Ona i Amiram. Znów Amiram. „Co ja mam wspólnego z tym Cederbojmem? Nawet nie wiem jak wyglądał.” Tak, w trakcie tych mijających dni ona obserwuje, z pogardą, z niechęcią, jak on karłowacieje. Próbuje zmierzyć się ze swoją winą i nie udaje mu się. Ona go obserwuje w ciągu skromnych posiłków jakie przygotowuje, jak z musu. On czuje to jej inne spojrzenie. Kurczy ramiona i spuszcza głowę, i je posłusznie, bez apetytu. Przed wojną miał niewielki, twardy brzuch. Koszulę miał zawsze rozpiętą, wojskowe spodnie obcisłe. Na głowie zielona czapka z daszkiem, jako ugoda między czarnym a czerwonym beretem. „Gantz, naszykuj mi dwie kromki na tost i naładuj na nie całą górę, rozumiesz?” W jego wagonie, z nią i z dwiema jeszcze dziewczynami, Cilą i Roni, rozbawiony, wyniosły, pewny siebie, żuje silnymi białymi zębami to, co mu przygotowano; dzieli się z nimi chętnie jarzynami, gorącymi jajkami, wędzoną wędliną; pije whisky z dobrze przechowanej butelki. Potem, syty, odsyła je i rozkłada się na łóżku. Po krótkim czasie pukała do drzwi wagonu, skradając się, choć przecież wszyscy wiedzieli. Dwudziestolatka. On miał 41 lat. To były ich najintensywniejsze czasy. A potem zwolnienie. Uniwersytet. I nagle łapie się na pisaniu do niego. A on, co dziwniejsze, odpowiada jej. Długi list na kartach z wojskowego bloku, jego zawiłym charakterem pisma, ciężkim stylem. Pokłóciła się z rodzicami. Przerwała studia. Podpisała kontrakt na dwa lata w wojsku, a on jej pomógł wrócić do jednostki. Ona, taka delikatna, dumna, będąca zawsze wzorem uczennicy, jej praca o przekładach Czernichowskiego była powielana i rozdano ją wszystkim absolwentom jej klasy jako prezent; ona, która od czasu gdy poczuła się dorosła, mając 15 lat, przy chłopcu przed maturą, kierowała swoim życiem według własnej logiki i własnych chęci – ona do niego wróciła. Niedźwiedziowaty. Trzymający się bardzo prosto. Dziki. Dumny. Zawiły w słowach. Ordynarny w zachowaniu. Taki zdobywczy. Nigdy dotąd nie uwierzyłaby, że tak się od kogoś uzależni; od niego i od miłości do niego i od namiętności, i od litości i pogardy i nienawiści. Ze wszystkich swoich sił. Koło jej łóżka, na krześle, stos książek, które sobie przygotowała. Sołżenicyn, Virginia. Woolf, Jasir Horowitz, Rachel Ejtan, Ratosz, Pinkas. Wszystkie książki, które powinna przeczytać. Nie rusza ich. Nie. Czasami robi sobie sprawdzian, zmusza się i jej oczy przebiegają linijki pierwszej strony, ale nic nie łączy czytanych słów z biegiem jej myśli. Prawie dwa lata upewnia się, że inny jest jej świat. Wyrwał mnie z mego świata, do diabła. Piętnastolatka i już przestaje być niewinna, już formułuje myśli jak dorosła. Wszystkich sprawdza – nauczycieli, kolegów, rodziców, siostrę, szwagra – jak z wysokiego obserwatorium, z obiektywizmem naukowca, na zimno, prawie bezlitośnie. Tak dużo czyta. Przedziera się naprzód. Poznać ich, czerpać z nich, rozwijać się – to były wtedy jej kluczowe słowa. Szesnastolatka, a już o wiele od niej starsi mężczyźni pożądają jej, cofają się, ku jej zadowoleniu, gdy widzą jaka jest mądra, jak reaguje, w jaki sposób, krótkimi zdaniami, określa ich osobowość. Znajduje w sobie cechę dotychczas nieznaną – jakiś rodzaj uzasadnionej wyższości, która ją cieszy. Wszystkich ich od siebie odsuwa, gardzi nimi, gdy czuje, że ich przewyższa i że oni jej pragną. Oto starsze od niej kobiety okazują zazdrość. Ona króluje, siedemnastolatka, w hajfskim kręgu młodych intelektualistów, młodych biznesmenów. Osadza prędko, wie kto jest mniej od niej wart i z kim powinna walczyć – jak z równym, z wzajemnym poszanowaniem – tymczasem, bo wie, że zwycięży. Zawsze. Oto gra na pianinie i przerywa natychmiast gdy czuje, że jej palce zwyciężyły przeszkodę i muzyka z nich płynie po prostu; oto maluje, w Ejn Hod, i odkłada pędzel, na zawsze, gdy pewien adorator, znawca, kupuje jej malowany pastelami mały obraz; oto pisze opowiadanie i jej kolega posyła je do kwartalnika „Keszet”, gdzie zostaje przyjęte do druku, lecz ona jedzie do Tel-Awiwu, nie pozwala go opublikować, chowa manuskrypt i cieszy się z tego. Więcej nie pisze i nie zajmuje jej to. Prze świadomie do przodu, zrywa dawne kontakty, zimnymi, krótkimi zdaniami studzi zapał zakochanych. Zakochuje się, tak jej się zdaje, w trakcie tego pędu naprzód, w żonatym mężczyźnie, ojcu dziecka. Adir – główny ekonomista Banku Diskont. To jeden z najzdolniejszych umysłów w przyszłym świecie finansów – mówią jej. Osiemnastolatka i już zabroniona, burzliwa miłość za nią, ten mężczyzna lgnie do niej, a ona od niego żąda, z samopoświęceniem, którego pragnie, żeby nie opuszczał żony i dziecka. Z premedytacją zwierza się jego żonie. Mała, miła inteligentna. Coś ją dławi, coś złości. Gardzi Adirem, który nie decyduje się na nic samodzielnie, bez jej żądań; może czuje się zraniona tym, że jej siła nie wystarcza by wpłynąć na niego. Gdy sprawy dochodzą do ostateczności i on odchodzi z domu, ona traci zainteresowanie. Długo potrwa aż on odzyska siły. Ona idzie do wojska. Ścina bezlitośnie, prawie do korzeni, swoje długie piękne włosy. Teraz już nie jest naiwna. Wszystko, co było, wie o tym, było piękną zabawą dojrzewania, wyjątkową, do niej tylko należącą. Odcięła się od tego. Teraz żyje w innym świecie. Długie miesiące w piaskach pustyni, w sandałach, w mundurze koloru khaki, na bezkresnych przestrzeniach, z zachodami słońca oblewającymi krwistą czerwienią zachodnie wzgórza. Z innymi ludźmi. Ordynarnymi. Wymagającymi. Zadufanymi. Spokojnymi. Rozsądnymi. Z władczym ruchem rąk jakby obejmowali cały świat. Oni i ich pancerne pojazdy. Oni i ich broń. I od tej pory jest kurz na ich twarzach i na ich twardych, opalonych ciałach, i cielesna miłość jaką obdarzają w zamian za jej cielesną miłość. Ona poddaje się, po raz pierwszy w życiu, ludziom, którzy nie poddają się jej, którzy patrzą dalej, poza nią. Jej myśli koncentrują się na nich, krążą wokół nich. Berko, Amiram, Gabaj, Rysiek, Cila, Roni, Adina, Gami. I Jonatan. Dowództwo pułku. Przerywane telefony. Film wyświetlany warczącym projektorem, który rzuca światło na sufit pokoju, i patrzy się leżąc na plecach. Plany manewrów, sieć łączności nazwana jej imieniem: „Stacja Nicole, tu Nicole”. Samochody bufetów „Szekemu”; leniwe przestoje na pustyni; noce w śpiworach, w trakcie manewrów; jazda do rybnej restauracji w El-Arisz i nocna kąpiel w morzu; urlopy i pragnienie żeby się skończyły; karabin maszynowy drżący w jej rękach; kręgosłup zlany ukropem; spojrzenie na jej mokrą bluzkę, przyklejoną do ciała, gorzka czarna kawa; chropowata czułość, z jaką się wszyscy do niej odnoszą; krótkie posiłki o północy; noce miłości w upale, w pocie, w namiotach i w wagonie; świszczące głosy w polowych telefonach; ta zwada, która nie mija się z celem, która nie zawstydza. A potem on. Sposób, w jaki zatrzymuje na niej wzrok, taki spokojny, zamyślony. Sposób, w jaki rozśmiesza ją i jej koleżanki. Ten dobry ból, jaki ona czuje pod żebrami, w górnej części brzucha, pod dotykiem jego twardeją ręki. Jego chód. Sposób, w jaki dobiera słowa, jedno po drugim. Lekka, spokojna drwina, jaką obdarza innych, także swoich przełożonych. Niewielkie dawki tego, co jej o sobie czasami opowiada. A ona łączy szczegół ze szczegółem: przyjazd do kraju. Grupa młodzieży w kibucu Osza. „Nahal”. Spadochroniarze. Odwaga, której nie traci i teraz, ścigany poczuciem winy, i ciągle wyprostowany. Jego żona, Dida. Do niedawna nie widziała jej, ale już w pierwszych dniach, o wiele wcześniej niż z nim poszła do łóżka, słyszała od dziewcząt, że on z nią nie żyje i że rozstanie już wchodzi na drogę oficjalną. Kiedyś w nocy, przy latarce Lux, w męskich natryskach, za ścianą z blachy, myją się razem. Śmieją się. Trzymają się siebie. Z daleka, z głosami nocy, dochodzą ich z tranzystora wartownika dźwięki piosenki „Lalka Zehawa”. Jej zazdrość, po raz pierwszy w życiu, gdy ładna dziewczyna - oficer, gość, zagarnia go radośnie następnego dnia i zostaje przez niego przygarnięta na długie minuty. Jej próby wzbudzenia w nim zazdrości. Z Amiramem, na skrzypiącym łóżku w biurze, późnym wieczorem. Wie, że on przyjdzie. Przychodzi. Odgłos jego ciężkich kroków. Amiram zrywa się. Blady. „Przepraszam, zaczekam na zewnątrz”, mówi Berko i wychodzi. Nic jej nie powiedział, gdy się ubrała. Z Amiramem. Jego wielkim wrogiem-przyjacielem. Amiram ostentacyjnie kładł na jej ramieniu gorącą, miękką rękę, gdy byli na zebraniach w pokoju dowódcy. Spokojne oczy Berko na moment spoczywały na nich i wędrowały dalej. Nigdy jej nie okazał swojej zazdrości, swego bólu. Spragniona, szukała tłumaczeń jego nastrojów w jego milczeniu i w niejasnym krótkim drgnieniu zranionej godności, którą może dostrzegała w jego wzroku. Kiedyś ona mówiła. Wypowiadała bezpośrednio swój ból, swoje nadzieje, rozczarowania, przyjemności. Niczego nie potrafiła ukryć. Jeśli tak, to czy ona go zna tak, jak on zna ją? Przed dwoma tygodniami, gdy wrócił wieczorem do domu, zastał drzwi zamknięte od wewnątrz. Ociągała się z otworzeniem mu. Wroga, milcząca, siedziała w żółtym, bladym świetle lampy na fotelu, ze wzrokiem wbitym w zamknięte drzwi, rozkoszując się słowami pełnymi miłości jakie wyszeptał z drugiej strony. Nie tłumaczyła dlaczego tak zrobiła. Gdy od niego uciekała i gdy wracała też nic nie mówiła. Zła, powodująca cierpienie przyjemność panoszy się w niej i ona czeka niecierpliwie żeby wezbrała w nim wściekłość, żeby klął, żeby rozwalił zamknięte drzwi i rzucił się na nią z wykrzywioną twarzą. Lecz nie. Zmieszany, spokojny, nie podnosi głosu, naciska raz po razie guzik oświetlenia, i z wielką miłością i cierpliwością, i z hamowanym bólem, mówi do niej, odwołuje się do jej uczuć. Po godzinie otworzyła mu. Uśmiechnął się do niej niepewnie, przebaczająco. Wyciągnął rękę żeby pogładzić jej policzek, a ona odsunęła się, odmawiając. Nie pytał o nic. Odnosi się do mnie jak do zbuntowanej dziewczynki, pomyślała ze złością. A może jak do kogoś niezbyt zrównoważonego duchowo. Poczuwa się do odpowiedzialności, pomyślała, i jej złość przybrała na sile, czuje, że jestem częścią jego cierpień i że i to musi znosić. Lecz ja, powiedziała do siebie, śledzę tę mocną, milczącą postać, tego mężczyznę przygotowującego herbatę i sznytki w małej kuchence, ja jestem jego największą karą. Ja jestem karą i odwetem i zapłatą. Pięć miesięcy po wojnie powiedział jej Amiram, z niechęcią, może z bólem, trudno wiedzieć, o raporcie, który napisał i który własnoręcznie przekazał w dowództwie, dla komisji. Ona zamarła w jego łóżku. „Zwariowałeś czy co, Ami? Rozumiesz co robisz? Rozumiesz?” On przypala papieros, zaciska szczęki, milczy. „Czy ty sobie myślisz, ze sprawy rozsądzają się z łatwością tak czy inaczej? Znajdowałeś się już w takiej sytuacji? Ty, na jego miejscu, mogłabyś tak łatwo zdecydować, ci na śmierć a ci przeżyją? Jak mogłeś mu to zrobić, do diabła?” Spogląda na nią. Nerwowy dreszcz przebiega mu pod skórą policzka. „Patrz, moja pani, to jest wojsko. Wojsko na wojnie na śmierć i życie. W takiej wojnie rzeczy rozsądzane są szybko, ostro. W tę czy w tamtą stronę. Przecież dostatecznie długo byłaś między nami, nie?! To już powinnaś wiedzieć. Siedzi się na tyłku o minutę za długo – i cały świat ci się zawala”. Z poczuciem dotkliwej obrazy, wielkimi oczami, z twardym spojrzeniem, jakby została spoliczkowana, krzyczy do niego: „Ale dlaczego, do wszystkich diabłów, oczekujesz, że on potrafi w ciągu jednej chwili zadecydować w tak strasznej sprawie? Jaką postać sobie wymyśliłeś? Berko nie jest Panem Bogiem, Ami. Jest człowiekiem.” Ciężko porusza głową. „Moja pani, twój Berko szykował się na ten moment w ciągu dwudziestu jeden lat. W tym rzecz. Jeśli po dwudziestu jeden latach nie potrafił rozwiązać problemu – jest skończony. To nie sprawa wymyślonej postaci i innych głupstw, rozumiesz? W jaki sposób poszedł mały Jonatan, jak myślisz? Za trzecim razem, gdy go posłał do P. i z powrotem, czekali tam z „Saggerami” – i Berko nie wiedział co robić, wyciągnąć jego czy ludzi z okopów. Nie wiedział. Nie wiedział. Siedem czołgów poszło „w kibini mat” za jednym zamachem. Nie rozumiesz? Tak to jest w takich ohydnych sytuacjach, w takiej histerycznej wojnie. Nie rozumiesz?” Dlaczego musiałeś wspomnieć Jonatana, człowieku o wrażliwym sumieniu? Jonatan. Jonatan. Jonatan. Ten gorący popiół, który znów roznieca mały płomień, piekący gdzieś w podbrzuszu. Jonatan. W kombinezonie czołgisty. W chroniących przed pyłem okularach. Jonatan, który z wahaniem niewinnego wyciąga ku niej rękę. Jonatan gładzący jej twarz – a ona, pod wpływem nagłego bodźca, nie rozumiejąc dlaczego, pochyla głowę i całuje jego rękę. Jonatan spuszcza oczy. Jonatan od razu zdobywa jej serce. Jedną noc spośród jej innych miłości, kocha go – szaleńczo prawie, z nadzieją, niemal wbrew swej woli. Jonatan, który za dwa tygodnie ma się ożenić. O świcie, gdy ona śpi, wymyka się z jej pokoju. W czasie śniadania odwraca od niej wzrok. Wychodzi z jadalni. Ona nie może się powstrzymać żeby za nim nie iść. „Jonatan”, zatrzymuje go, a jego jakby wąż ugryzł. „Co się stało?”. On wzrusza ramionami, jego oczy szukają ucieczki gdzieś za nią, na piaskach. „Nic takiego, Niki, co się miało stać?” Ona spogląda na niego z nagłym bólem wywołanym poczuciem straty, bezradnie. Nadchodzi Berko i Jonatan zwraca się do niego jak do wybawiciela: „Melduję, że zabieram oddział na teren siedem. Potrzebny mi ktoś z warsztatów, to skalisty teren”. Wszystko natychmiast rozumiejący Berko spogląda na młodzieńca, którego zawsze kochał: „To dlaczego zwracasz się do mnie? Nie ma dowódcy kompanii? Za co Gross dostaje pieniądze od państwa? Jonatan jest zmieszany. Ona słucha. Jej serce jest gdzie indziej. Ból goryczy tłucze się w jej wnętrznościach. Nigdy tak się nie czuła. „Gross powiedział, że muszę mieć pozwolenie”. Berko mięknie. Cień uśmiechu. Jak bali się go jego ludzie, lecz podbijał ich tym cieniem uśmiechu. „No, dobrze. Przecież żenisz się za dwa tygodnie”, spogląda na nią kątem oka, „trzeba się o ciebie troszczyć”. Jonatan uśmiecha się, zmieszany. Żegna się pośpiesznie. Idzie do warsztatu. Berko kładzie na jej ramieniu swoją krótką, ciężką rękę, takim gestem posiadacza, który przedtem lubiła, a tak nienawidziła tego rana: „Zjesz ze mną, moja piękna?” Nie pyta nawet dlaczego nie przyszła do jego pokoju tej nocy. Wykazuje w takich wypadkach delikatność, tak obcą jego wizerunkowi. Jak to jest, że zawsze ją rozumie, jej miłość i jej nienawiść? Jonatan. W ciągu tygodnia ona omija i wagon i innych. Nocami czeka, z takim bólem, taka samotna, żeby przyszedł, Jonatan – ale nie przyjdzie, ona wie. Nie śpi. Jeden dotyk jego ręki. Jeden pocałunek. Jedna noc. Co się z nią, do diabła, dzieje? Niech przyjdzie. Niech przyjdzie. Dlaczego nie może go mieć, tym razem, gdy tego tak bardzo pragnie, gdy wie, że tego bardzo pragnie? Co w nim znajduje, oprócz tej jego wstydliwej młodości? Oprócz tego, że jej nie chce? Niech przyjdzie! Niech przyjdzie! Niech już więcej nie idzie do narzeczonej! Niech się wszystko rozleci! Niech przyjdzie! Nie przychodzi. W ciągu dnia jest na wzgórzach, ze swoim oddziałem. Ona idzie do Berko, który rozumie i nie rozumie jej szaleństwa, w milczeniu, z którym wychodzi w teren. Ona nie mówi: Do Jonatana. Do kompanii C, batalionu 70. Z trudem powstrzymuje się by tego nie powiedzieć. Lecz przychodzą do niego. Berko otacza ramieniem tego chłopca, który ją zniewolił. Jonatan uśmiecha się do niej napiętym półuśmiechem, i więcej na nią nie patrzy. Taki ostry ból w nią wnika. Jonatan. Jonatan. Co mi zrobiłeś? Idzie za swymi dwoma kochankami i ich słowa nie docierają do niej. Boli ją podbrzusze. Gorzka jest jej miłość. W nocy broni się sama przed sobą, przed Jonatanem wobec Jonatana, którego nie ma: „Szukałam w każdym. Zrozum Jonatanie, zrozum to. Było ich wielu ponieważ szukałam, Jonatanie, i nie znajdowałam. I nie wiedziałam. Przecież dlatego nie przychodzisz. Ale teraz już wiem, Jonatan. Teraz jestem już pewna.” Jak mała dziewczynka, która nie rezygnuje, mówi, w samotności, do tego młodego człowieka, który spuszcza oczy jak grzesznik, a twarz ma pokrytą maską kurzu. Minął tydzień i on pojechał na północ, ożenić się. Nawet nie przyszedł się pożegnać. Powoli, powoli, ból został przytłumiony, ciało się uspokoiło, i przestała cierpieć. W dniu ślubu Jonatana wróciła do wagonu, do Berko, zanim oficerowie pojechali do Beer Szewy na ślub. Spokojne, zdziwione spojrzenie Berko, jego ramiona, jego ojcowski mocny uścisk, jej ściśnięte gardło. Wieczorem, w swojej najładniejszej sukience, z ciężkim sercem, dręczy się myślą, że poddała się miłości z takim niebywałym szaleństwem; pociesza się, piękniejsza od innych dziewcząt, z dumą kręci się po weselnej sali. Zimno, z uśmiechem całuje zmieszanego pana młodego, wystrojonego w garnitur, spogląda na narzeczoną, która zwyciężyła, tęgawa dziewczyna, taka spokojna, pozbawiona tajemniczości, pozbawiona tego, co jest w niej. Kpi z siebie za swoją głupotę i jednocześnie, czując ten ból w piersiach i brzuchu otwarcie bierze Berka pod ramię. Niech wszyscy wiedzą. On spogląda na nią, zdziwiony, może rozumie. Nic nie mówi. Rozumiał cały czas. Berko odwiedza często wdowę po Jonatanie, mówi Amiram. Z początku myślała, że to wizyta kondolencyjna. Wiedziała, że lubił jej męża. Potem przychodził nadal. Te wizyty stały się regularne. A ona nie rozumiała, mówi Amiram. Przychodzi. Siedzi godzinę czy trochę dłużej. Milczy. Odchodzi i znów przychodzi. To ją zaczęło męczyć, mówi Amiram, aż powoli zaczęła rozumieć – prosta dziewczyna, nie wiem dlaczego Jonatan ją wybrał. Lecz gdy pojęła całą grozę, mówi Amiram, nie mogła już z nim siedzieć. Nie mogła znieść jego winy, jego milczenia, jego dużej ciężkiej, pochylonej głowy. Już go chciała poprosić żeby nie przychodził. Potem zaczęła się nad nim litować. Gardziła nim, myślę. Nienawidzi go i lituje się nad nim. Jonatan. Najprostsza i najdziwniejsza z jej miłości. Może tylko te szalone, pozbawione sensu i logiki miłości są prawdziwe, pociesza się. Twarz Jonatana rozmazuje się i odchodzi. Już niedługo miną dwa lata. Jonatan, ukochany, który zmarł innej. Dlaczego twoja żona nie urodziła ci dziecka, żeby było na wieloletnią pamięć, małego Jonatana? Przed miesiącem usłyszała, że tamta znów wychodzi za mąż. Ucieszyło ją to. Odtąd pamięć będzie wyłącznie moja. Lecz on oddala się coraz bardziej. Każdego dnia jego postać robi się mniej wyraźna. Niedługo już dwa lata. „Wdowa”, mówi Amiram, „może przebaczyć, litować się. Czy ja wiem?! Byłem przy nim w czasie tych ciężkich zafajdanych godzin, w ciągu tych strasznych, pieprzonych chwil – ja go mogę tylko osądzać. Powtarzam: na tę czy na tamtą stronę. Nie ma środka. Muszę go osądzać. Nie wiem jaki bym był na jego miejscu i w ogóle. Dziękuję Bogu, że to nie ja byłem na jego miejscu. Jego wątpliwości były zapewne słuszne, rozumiesz? Musiał jednak zrobić cięcie. Musiał. Nie zrobił. I ja go osądzałem, nie mogłem inaczej, nie mogłem.” Ona patrzy na niego, pięć miesięcy później, z wielką złością. Z zazdrością może. Może. „Dużo rozmyślałem. Całe noce nie spałem. Nie myśl, że to się tak sobie zdarzyło”, mówi i coś porusza się pod cienką skórą jego policzka. „To, jak ci wytłumaczyć? To straszny ból. Zafajdany. Wiesz jak byłem do niego przywiązany.” Ona patrzy na niego. Wysoki, smukły, umięśniony, kościsty, mocny. Amiram. Berko zrobił z niego dowódcę pułku. Gdy Berko przybył do dywizji, szóstego dnia miesiąca, Amiram już był jego zastępcą. Rysiek był wśród zabitych w pięciu pierwszych czołgach. I już istniała ta pierwotna, ukryta, wielka niechęć pomiędzy nimi – i Berko był w niej słabszy. I ona, sama wtedy, opuszczona, w małym hotelu w Beer-Szewie, zbiera z obawą, z żalem, z jakimś piętnem wstydu, swoje rzeczy i jego. Ubiera mundur. Idzie na wojnę. Sobota. Samochody pędzą na południe. Tłumy kłębią się na szosach. Czy Berko zdołał dotrzeć do dywizji w tym strasznym bałaganie? Sama na skrzyżowaniu dróg, zalękniona, czeka na okazję, żeby jechać. „Żołnierki nie idą tam, sierżancie”, mówią jej. Lecz ona nadal czeka, uparta, z poczuciem winy, udręczona. „Czy przeze mnie napisałeś ten list, Ami?” pyta szeptem, jakby chciała odczuć dziwną przyjemność w tej sytuacji. Pyta – i przeraża ją to pytanie. Prawie wstręt w jego oczach. „Przez ciebie?” mówi do siebie, po dłuższym milczeniu. Tak jakby powiedział: Kim ty w ogóle jesteś? Jakby powiedział: Wysoko siebie cenisz, co? Jakby powiedział: Myślisz, że spędziliśmy razem kilka nocy i już jestem o ciebie tak zazdrosny, że aż nie potrafię logicznie rozumować? Jakby powiedział: To niepoważne, moja pani. Ty, która biegałaś między naszymi posłaniami, jak możesz sobie pozwolić na myśl, że to przez ciebie? Dlaczego przez ciebie? Co to ma z tobą wspólnego? To moja sprawa z samym sobą !, mówi. Rozczarowanie drąży w niej i przemienia się w złość: To obrzydliwe, wiesz? Komu i czemu to zaradzi? Co naprawi? Kogo przywróci do życia? Postąpiłeś ohydnie! Jego usta wyginają się dumnie. Potrząsa głową, oczy zwężają się w dwie szparki gdy na nią patrzy: Ohyda? Ty to mówisz, moja pani? Ty? Coś z tej cholernej winy powinno się było i do ciebie przykleić. Kiedy się wszystko zaczęło, jak myślisz? Pomyśl gdy prześpisz noc, jeśli będziesz mogła spać. Od tej pory nie widziała go. Słyszała, że dostał, lub dostanie rangę podpułkownika. Że dostał lub dostanie nową dywizję. Tęskni za nim, nienawidzi go, bo wzbudził w niej ten straszny ból hańby. W niej także. Dlaczego i w niej, buntuje się. Ja nie. Wykreśl mnie z tej sprawy, nagabuje Amirama, gdy jest sama i z nim. W porządku, spałam z tobą. I z nim. Ale stąd aż do obarczania mnie ta straszną, przerażająca winą, odległość jest duża. Czym zawiniłam? I, jak małe dziecko, myśli: Co ja w ogóle takiego zrobiłam? Lecz nie jest dobra w takich dyskusjach. Nawet z sobą. Jest w niej jakaś podzielona na małe części pustka, która się wypełnia. „Skurwiel, Berko”, mówi do siebie. Ty jesteś winien. Ty naprawdę jesteś winien, do diabła. Więc zdejm ze mnie ten ciężar. To nie ja. To nie ja. Z początku chce, żeby się otrząsnął, żeby walczył. Z gniewem. Żeby siał postrach. Żeby gromił. Potem zrobiło jej się wszystko jedno. Gdy on unosi wzrok znad gazety, wieczorem, i mówi: „Powoli przekonuję się, że Rabin jest najodpowiedniejszym dla nas człowiekiem. Coraz bardziej widać jak mądrze prowadzi te sprawy, te rozmowy o układach.” Ona buntuje się. Skurwiel. Przez ciebie, cała ta duma i cała siła i potęga, twoja i wszystkich, przemieniły się w zakłopotanie, ukryty strach, w taką niepewność, w płacz za odrzuconym spokojem. Pewnego wieczoru przyłącza się do osiedleńców. Tam też jest sama. Ma tam paru znajomych, byłych oficerów, żołnierzy dywizji – lecz ten spokój, ta przesadna wesołość, ta bezpłodna zabawa, nie przynoszą jej ukojenia. Wydaje jej się, że wszyscy na nią patrzą. Jest dziewczyną z hotelu w Beer Szewie. Piątek. 11 przed południem. Berko: „Jestem w hotelu D. w Aszkelonie. Powiedz Rysiowi, żeby wrócił z terenu.” Bierze klucze od szofera i wsiada do swojego pięknego samochodu, zaparkowanego na skraju piaszczystego terenu. Ona siada przy nim z nieukrywaną przyjemnością, i tak wszyscy wiedzą. Teraz rozumie, wszyscy nią gardzą. On usadawia się wygodniej. Oficer wywiadowczy, Hilel. On przekreśla sprawę, swoim ówczesnym zwyczajem, jednym ruchem ciężkiej ręki: „Niech nie histeryzują z powodu każdego egipskiego ładunku. Przecież byliśmy na wodzie tydzień temu, widzieliśmy nie? Potwierdź to u oficera wywiadu dywizji, dla pewności. Zawiadom mnie w hotelu D. W Aszkelonie.” W środku drogi postanawia, że pojadą do Beer Szewy. Nie. Ona postanawia. No to co? A on się zgodził. Mały hotelik w centrum. On próbuje połączyć się z dywizją. Ona czeka na niego niecierpliwie. On w końcu rezygnuje: „Przekaż i mój numer – 2025, w Beer Szewie, a nie ten, który przedtem przekazałem, rozumiesz?” krzyczy na nieznaną telefonistkę. „Tak. Powiedz, że pułkownik Adar. Jak się nazywasz? On nawet nie pamięta imienia tej idiotki o nieznanej twarzy. Po wojnie traci wiele godzin próbując ją znaleźć, jakby to mogło w czymś pomóc. Zamknęli się w hotelowym pokoju aż do następnego przedpołudnia. Głosy ludzi, szum motorów samochodowych, za tym mruczącym spokojem: „Chwileczkę co tam się dzieje? Przecież to Jom Kipur, nie?” On, z furią prawie, ubiera wojskowe spodnie, ona okrywa się prześcieradłem, jakby ktoś obcy wdarł się do pokoju. On zbiega na dół, do telefonu. Odpycha, prawie siłą, grupę rezerwistów próbujących dzwonić na północ. Jakoś, dzięki jego oficjalnej postawie czy znanej twarzy, mimo, że nie nosił bluzy, dopuścili go do aparatu. Po długim wysiłku udaje mu się połączyć z dywizją. Z daleka krzyczą na niego jakby był dzieckiem. Szukali go w Aszkelonie, telefonicznie i przez posłańców. Przeszukali wszystkie hotele. On biegnie na górę, wpada do pokoju. Rzuca na nią niewidzące spojrzenie i znika. Helikopter weźmie go na linię frontu. Prosto tam. Nagle jest wojna. Już po wszystkim, gdy wielka cisza zapada nad pustynią, zrytą aż po horyzont na szlakach ruchu pojazdów, gdy dymy się rozwiewają, udaje jej się dotrzeć do dywizji. Trzy tygodnie w Refidim, pomaga w biurze zaprzyjaźnionego dowódcy, odwraca oczy od innych, sprawdzających ją, bezustannie, z daleka, chłodno. Jedzie niżej i widzi swoją dywizję, rozbitą, przerzedzoną, pod ołowianym bezlitosnym niebem. Niewiele czołgów ze śladami pocisków. Ludzie milczący, brudni, i tak ich mało. Bandaże na głowach, na rękach. Zmęczony uśmiech, bardzo zmęczony, w kącikach ust Berko, gdy ją widzi, w cieniu tymczasowego namiotu. Czy jej serce zadrżało wtedy, go zobaczyła przed sobą? I zmarli. O niektórych już wiedziała. Jonatan. Rysiek. Jonatan. Peri. Kaspi. Owed. Dani. Cohen. Aminow .Jonatan. Przemierza, z Berko, a bandaż na jego ręce jest brudny, piaszczyste drogi do tych, bardzo nielicznych, którzy zostali, i widzi, że nie ma w nich radości, że ocaleli, i widzi, że nie ma wielu jeszcze znanych twarzy, i widzi, że wszyscy patrzą na nią pustym wzrokiem, bez oskarżeń, bez złości. W nocy leży, jak dawniej, przy nim w jego namiocie, a on jest w innych, zadymionych miejscach, wędruje. Nie może spać, jak teraz. I nie dotyka jej ciała, pragnącego go aż do bólu. Tylko jego dłoń, jakby nieświadomie pieści jej twarz. Jakby mówił: Nie troszcz się. Jakby mówił: Ja jestem wszystkiemu winny. Ty nie. Ty nie zawiniłeś. Jakby mówił: Całym swoim ciałem będę cię bronić przed najstraszniejszym. Jakby mówił: Co za ból. Ona dygocze i czuje strach. Już świt, a sen nie przychodzi – ani do niego ani do niej. Z jego ust wyrywa się jakby skowyt. Nie płacz. Nie jęk. Dziwne echo, długotrwale, odpychające „Jaa`lla”, mruczy, po długim milczeniu,” jak poszła ta dywizja”. Rano, w kuchennym namiocie, kilkunastu oficerów, tych ocalałychą zjada śniadanie w nieprzeniknionym milczeniu. Spoglądają na nią, gdy wchodzi, i znów zamykają się w sobie. A ona myśli, że przecież w ciągu trzech tygodni nie widzieli kobiety, nawet dłużej. Już mnie nie szanują, dręczy się ze złością rozpieszczanej. Kiedyś mnie szanowali, moją urodę, za którą widzieli rozum i zadziwiającą dojrzałość. Nie, są otępiali uczuciowo, zmęczeni, zranieni - próbuje się pocieszyć, ratować swoją egoistyczną dumę, która została dotknięta. Je bez słowa, zamknięta w sobie. Gdy do niego telefonuje, do pokoiku w prawniczej bibliotece, odpowiada jej cichy głos bibliotekarki Cijony. Czy ona poznaje jej głos? Cijona woła go: Baruch! Nie pyta kto prosi i dodaje: Chcą z tobą mówić. A ona może go widzieć, otrząsającego się z rozmysłem z zajęć przy stole w kącie, razem z kolejnym towarzyszem, który mu pomaga w niekończących się poszukiwaniach. Ona chrząka przed grą. Bawi się intonacją swego głosu gdy go słyszy w słuchawce. Czasem prosi pułkownika Adara, czasem Barucha, czasem pułkownika Berka. Ma prawie przyjemność z tej swojej gry, z jego osłupienia, gdy ją poznaje po drugiej stronie linii. I jego była żona. Jeszcze zanim się zwolnił z wojska przyszła do nich. W gazetach nigdy nie zamieścili oskarżeń przeciw niemu. Mimo to pewna jest, że wszyscy wiedzą. Jego żona, Dida, wiedziała, z rozmów z żonami oficerów. Szczupła, chłopięca, krótko ostrzyżona, niemodne dżinsy, męska koszula, szare oczy. Wie, że jego żona jest inspektorem szkolnym, że jest samodzielna, że żyje z innym mężczyzną od czasu gdy rozeszła się z Berko, że jest bezpłodna, że robi doktorat z literatury na Uniwersytecie Hebrajskim. „Szalom”, powiedziała, „jestem Dida. Pewnie o mnie słyszałaś. Jesteś Nicole, prawda?” Nie cierpi jej z powodu tej jej wielkiej gotowości, jej spokoju, jej dobrej woli. Siedzą razem w kuchni i nie ma w niej zakłopotania gościa. „Nicole? Wyglądasz na „sabrę”. Potwierdza skłonem głowy. „ To dlaczego dali ci na imię Nicole?” Opowiada, chyba po raz setny w życiu, o kobiecie, która ukryła jej matkę w czasie wojny. „Co ty powiesz?” ma zachrypnięty, przepalony papierosami głos; twarda, lecz jest w niej jakiś rodzaj naiwności, i dużo zdziwienia. Nadchodzi Berko i coś nieznanego zapala się w jego spojrzeniu na widok żony. Nie ma między nimi niechęci, odkrywa, patrząc z boku, zaskoczona, jakby trochę zawiedziona; nie ma też miłości między nimi – ale znają się dobrze. I oto on otwiera usta. Mówi. Mówi. Tłumaczy żonie wszystko to, co ona, Nocole, zdołała z niego wycisnąć słowo po słowie, z wysiłkiem, w ciągu wielu dni i miesięcy. A teraz mówi chętnie o wszystkim i tak otwarcie, tej twardej, szczupłej kobiecie. Ona nagle odkrywa ze zdziwieniem jakieś niezwykłe, proste, spokojne braterstwo pomiędzy nimi; jakiś rodzaj dziwnie pełnego zrozumienia. Żona pyta: „A Dado?” „Dado”, odpowiada jej „Dado ma swoje problemy. Dajan też. Przekazałem Danowi teczkę z informacjami, jakie wyszły na jaw w czasie śledztwa w dywizji, w pułkach, z uwagami Remeza. Obiecał mi, że przekaże to może samemu premierowi. Znasz Remeza? Jest przyjacielem Dudika. Jest w prokuraturze wojskowej i zna się na procedurze. Być może posiedzimy z nim nad sprawą. „Opowiadają” mówi żona, „że Arik zostanie szefem sztabu. Może byś do niego wskoczył?” On kręci głową: „Po pierwsze on nie ma szans. Poza tym jeśli on nie przychodzi do mnie – dlaczego ja mam iść do niego? Nie ma zamiaru zaczynać wyjaśniająco-przekonywujących odwiedzin”. Nicole otrząsnęła się i poszła nalać kawę. Poczuła się oderwana wobec tego pewnego, dojrzałego głosu żony; wobec jego otwartości wobec niej. Pomyślała, że tamta zawraca mu głowę: „Jeśli jest winny, to jest winny. Po co się rzucać wokoło. Niech spuści głowę. Niech powie, że jest winny. Bo jest, jest. ” W każdym obcym człowieku odbija się obraz jego winy; w każdym tytule w gazetach; w każdej chwili milczenia. Każdej bezsennej nocy widzi swoją winę i nie może się od niej uwolnić. Prześladują go cały czas, dniami i nocami, jego wina, i ona. d) „Dlaczego nie śpisz?” pyta go w nocy. On waha się długo zanim jej odpowie. Oczy ma utkwione w sufit jakby tam migotał film z dawnych dni. „Nie wiem”, mówi. „Nie wiem, Niki, czy śpię czy nie śpię. Jest we mnie jakiś ...” zastanawia się przez moment, „jakiś strach przed snem, przed tym co mi się może przynieść. Śpię i jednocześnie jestem przytomny. Śpię przytomny. Czy ty to rozumiesz? Ja nie.” Szuka po ciemku paczki papierosów, zapala. Ma na czole krople potu. „Gdy wstaję, nie wiem wcale czy spałem czy nie. Nic nie pamiętam ze snu. Wszystko wymazane, wszystko ciemne...” Znów przerywa, czerpie siłę z papierosa. Maleńki czerwony węgielek żarzy się przed nią. „Ale wiem, że jeśli śpię to tak jakbym był przytomny. Nie ma żadnego odgraniczenia. Rozumiesz? Myśli ciągną się także we śnie. Rozumiesz?” Ona rozumie, na swój sposób. Cieszy się tak bardzo, że on się boi. Nareszcie. Powinien się bać. Ona chce żeby się bał. Czy on czuje, że nie z troski zadała to pytanie? Czy zauważa chłód w jej oczach, gdy go obserwuje? Ucieka od niej wzrokiem tak jak Jonatan. Boi się. Każdy dzwonek telefonu, który rozrywa zawisłą między nimi ciszę, wywołuje u niego dreszcze. Kurczy się jak uciekinier wykryty w swoim schronieniu, a w oczach ma pytanie: „Jak mnie wykryli?” Ona rozkoszuje się jego strachem. Ale, do diabła, on się nie plącze, nie załamuje, nie wykoleja, nie płacze, nie krzyczy, nie wije się bezradnie. Zawsze podnosi się ze swych upadków, które tylko ona potrafi dostrzec. Zawsze wstaje. Ta jego naiwność, ten ograniczony sposób myślenia, ta niewielka wyobraźnia, to wyjałowienie uczuć – ona to sobie tłumaczy, z pogardą, ze zdziwieniem – one go trzymają,. Gdyby się załamał mogłaby roztoczyć nad nim opiekę, może – ale on się nie załamuje. Nawet już nie jęczy, nawet nie krzykiem spod serca, jak wtedy. Milczy. Poważny. Starzejący się. Ciężki. Bardziej leniwy. Gdy zwolnił się z wojska miała dla niego – tak myśli – litość. Jeszcze się nad nim litowała. Potem już nie. „Odejdź od niego”, mówiła sobie. I próbowała raz po razie. Nie umie sobie, do diabła, wytłumaczyć, dlaczego zawsze wraca. Czuje się coraz bardziej złapana w pułapkę. Nie znajduje drogi na zewnątrz, gdzieś daleko od tego wszystkiego. Nie znajduje. I nadeszła ta niechęć. Jej całym pragnieniem jest rozkoszować się jego załamaniem. Wie, że to złe, ale nie ma niczego innego. Godzinami siedzi i przypatruje mu się w milczeniu, chłodno – a on nie może znieść jej chłodu, jej niechęci. Odwraca od niej wzrok. Nie rozmawiają. Pewnego dnia wstała i zaciągnęła go do dużego sklepu przy ulicy Dizengoffa, w centrum. Omal z pochyloną głową stał tam gdy kazała pokazać koszule, spodnie, skarpetki dla niego. Wszystko. Modne. Nikły, nieśmiały uśmiech starego człowieka odgrywającego rolę błazna przy dziecku, przykleił mu się do ust. Posłusznie ubrał spodnie rozszerzane u dołu, opiętą koszulę z rękawami z koronką. To prawda, wyglądał jak błazen. Kupiła mu ładną odzież, ale on, gdy tylko wrócili do domu, przebrał się bez słowa w swoje stare ubranie. Nosił sztruksowe spodnie i wełniane koszule z wysokimi kołnierzami zimą, wyblakłe spodnie i trykotowe koszulki latem, i zamszowe pantofle cały czas. Jest innym człowiekiem. Starym. Studzonym. Malowanym. Rezygnującym. Wybaczającym. Ugodowym. Czy on cierpi tak jak ja – zastanawia się, wściekła. Nie – mówi do siebie – on nie cierpi tak jak ja. Nie jest tak skomplikowany i dlatego mniej cierpi. Lecz ten zaczepny błysk, który miał w oczach przed wojną, zanika coraz szybciej. A oczy, które patrzyły wtedy na wszystko prosto, ze spokojną pewnością, z odcieniem lekceważenia, bez drgnienia powiek, są teraz spuszczone – gdy je unosi i patrzy na nią, na innych, powieki opadają i unoszą się, jak przy wielkim zakłopotaniu. Beztroska pewność, duma, zniknęły. Już nie jest dumnym człowiekiem. A może ona nie potrafi dostrzec jego cierpień? Nagle wyrwany został ze swego świata, po tylu latach. Dywizja rozgromiona, rozbita, stracona, przesunięta na tyły, rozchodzi się, rekonstruuje się oddział za oddziałem , w nowych pułkach. Przez jakiś czas kręci się bez funkcji. Nie ma dla niego zadania. Nie ma sądu. Nie ma wyroku. Nie ma komisji śledczej. Nie ma nawet aktu oskarżenia. Lecz coś jest w powietrzu, jakieś napięcie, okrucieństwo. Coś w oczach jego znajomych, jego wielbicieli, wrogów w mundurach. Ci odwracają od niego wzrok. I jest coś obcego, oddalonego, w oczach jego przełożonych. A potem pewnie list Amirama. Nowy generał wzywa go: „Berko, może weźmiesz rok urlopu na naukę, a potem dużo działań w akcji? Chcesz dwa lata na naukę na uniwersytecie na rachunek wojska? Taka gra. „On się dziwi, jeszcze nie pojmuje klęski: „Ja i uniwersytet? Zwariowaliście?” Wtedy miał jeszcze w sobie coś z wściekłości, która się nie ugina, z odwagi: „Dowódco, jeśli macie coś jasnego przeciwko mnie, kładźcie sprawę na stół, do wszystkich diabłów. Już pięć miesięcy łażę bez zajęcia. Nie kręćcie. Nie brukajcie się tchórzostwem. Jeśli coś macie, to walcie, do diabła”. Lecz nikt nic nie mówi i atmosfera wokół niego zagęszcza się, odosabnia go. A ona z nim jest. On nie chce od niej odejść i nie prosi żeby ona odeszła od niego. Jest z nim. Jak pieczęć potwierdzająca jego winę. Jakby hańba ich przykuła do siebie. Jest pewna, że wszędzie to wałkują. Że wskazują palcem, ruchem brody. Że ona jest ucieleśnieniem zepsucia, niemoralnego nasycenia z okresu beztroski. Z początku zadziera głowę, ze złością potrząsa grzywą włosów, jak lwica gotowa do walki. Ale nikt nic nie mówi. Nikt nie szepce. Nikt nie patrzy. A ona wszystko widzi i wszystko słyszy. „Nie rezygnuj, słyszysz?”, mówi wtedy do niego. A on, którego wielbiciele składali hołd jemu i jego sile i spokojowi i pewności siebie, a teraz uciekli przed nim jeden po drugim, on ściąga ramiona i idzie do nowego głównodowodzącego.. Po powrocie stamtąd jest w ciężkim nastroju, milczący i nie ma już w oczach tego prowokującego błysku. Niewiele udaje jej się z niego wydostać. Sprawy zostały doraźnie przesądzone – rozumuje. „Uzdrowienie wojska”, mówi z goryczą Berko i zapala papierosa. „Ja jestem członem w tym uzdrowieniu. Jestem tym wyrostkiem robaczkowym, który wycięli”. Śmieje się niewesoło. Tak. Ona dowiaduje się później od innych, że nie oskarżono go. List Amirama też nie został przedstawiony. Chwalono go. A jednak zrobiono cięcie jak chirurgicznym nożem. Trzy dni później zdjął mundur. „Właściwie”, mówi, „nieźle byłoby spróbować się uczyć. Wyobraź sobie: ja – studentem”. Znów śmieje się niewesoło. Ale nie uczy się, oczywiście, nawet nie zapisał się na studia, żeby uczciwie przyjmować pensję od wojska. Może nie chce przebywać wśród młodych. „Gdybym spróbował siedzieć, słuchać, uczyć się akademickiego sposobu myślenia – pewnie by mi się powiodło”. Ona próbuje nakłonić go do tego. „Dlaczego się nie zdecydujesz – spróbujesz w ciągu trzech miesięcy – i zobaczysz”. On się krzywi. „Zostaw mnie z tym, Niki. Naprawdę. Nie mam do tego głowy”. Milknie. Potem, jakby do siebie, rzuca: „Zapaskudzili mi grzbiet trądem. Muszę się od niego uwolnić”. A ona, pełna niechęci, omal nie powiedziała: „Trąd jest w tobie, wewnątrz. Nie na plecach”. Nicole rezygnuje. Coś się w niej załamuje. Jego walka jest cicha. Rozgrzeszająca. Jakby kierowała nim jego wielka wina. Swoimi spokojnymi pełnymi rezygnacji drogami szuka dla siebie usprawiedliwienia. Ona chciała żeby walczył inaczej – przecież to też i jej walka. Więc gwałtownie ucieka na zewnątrz. Długie godziny chodzi po ulicach, nad brzegiem morza, siedzi w kawiarniach. Przyciąga wzrok – lecz to nie to. Wraca do domu - przegrana. I tak to jest. Mieszkanie. Spotkania na uniwersytecie. Ta ponura walka o to żeby się otrząsnąć. Ludzie na ulicy. Spojrzenia na teatralnych premierach, na które go ostentacyjnie zaciąga. Nazwiska na skrzynce pocztowej i na drzwiach przy dzwonku. Mijają puste dni. Wieczory przed telewizorem. Ból. Długie noce, bez odpoczynku dla ciała, bez ukojenia dla duszy. Przygnębienie. Poranny półmrok przy zapuszczonych żaluzjach. Hańba. Czeki nadsyłane pocztą. Gazety. Złość. Sąsiedzi. Jego spuszczony wzrok. Jej wrogość. Jej zimny do niego stosunek. Jego starzenie się. Jego wobec niej uległość. Jej próby odejścia na zawsze. Jej niecierpliwe oczekiwanie na jego powroty. Rodząca się w niej ostatnio nienawiść, gdy słyszy zamierający szum motoru jego samochodu na dole. Bezwład, zanik sił, pustka, zamieranie zapału i nadziei po pełnym rezygnacji, znojnym zbliżeniu fizycznym. Zapadanie się w bezładny sen i budzenie się – bez niego. Hańba. Chłodny strumień wody spłukujący wszystko i niczego nie zmazujący, rano, gdy wszystko wraca i panoszy się w niej od nowa. Wszystko. Wszystko. Wszystko. Mamo. Mamo. Spalam się. Spalam się. Nie mogę więcej znieść. Nicole - każdego ranka hoduje nowe sadzonk nienawiści, zemsty. Cienka, przylegająca bluzka na gołe, chłodne, wilgotne, piękne ciało, które znało cały ból miłości, i nadal , o dziwo, pragnie tego bólu, gdy kropelki wody wsiąkają w materiał i jej piersi i brzuch i fałda podbrzusza przyklejałą się do tkaniny; otrząsa swoje długie śliczne włosy z wody, rozpryskując ją wokół siebie w świetle padającym z otwartych okien, a wodny pył połyskuje ostrymi kolorami i otacza ją jak aureola, podczas gdy nakręca numer telawiwskiego uniwersytetu, prosi o połączenie z biblioteką prawniczą, czeka, słyszy głos bibliotekarki, mówi: „Poproszę pana generała Berko”, znów czeka, chrząka, żeby oczyścić gardło, słyszy jego głos, jego pełne wahania, gotowe na najgorsze, „Halo”, zmienia głos jak aktorka, i mówi : „Czy to pan Berko Adar? Przepraszam, mówię z Jerozolimy, ja” – z premedytacją odczekuje chwilę – „nazywam się Pnina Cederbojm, to panu pewnie niewiele mówi, proszę mi wybaczyć, że przeszkadzam” – czeka, a krew tętni jej w żyłach, i wie, że jego twarz blednie, krew z niej ucieka, i że udało jej się, świetnie jej się udało. „Bardzo żałuję, ale muszę z panem porozmawiać” – mówi. Jego napięte, bezradne milczenie. „Cederbojm Pnina” – mówi Nicole nie swoim głosem. Monotonny głos młodego człowieka w polowym telefonie z okopów poraża teraz jego uszy – ona to wie. Dlaczego nie pomyślała o tym dotychczas? „Mój zmarły mąż” – mówi ostrożnie – „z umocnień P., z Suezu”. Milknie. Zmusza go tym, podstępnie, do odpowiedzi. „Tak” – mówi – „tam, pamiętam”. On nie umie kłamać. Tak bardzo chciała żeby tym razem kłamał. Tak pragnęła, żeby się wił, wykręcał. „Pan, panie Adar, opowiadali mi, pan z nim mówił przez telefon zanim ... zanim ...” Ona słyszy, z odległości tylu dni, jak on bezradnie się krztusi. „Proszę nie myśleć, że ja jestem zła, panie Adar. Ja rozumiem jaka była sytuacja”. Jego ból uderza w nią, mimo, że on milczy. „Muszę z panem porozmawiać, panie Adar. Może się pan ze mną umówi? To znaczy, gdy pan będzie w Jerozolimie...” Milczy. Czeka na jego odpowiedź. On mówi niskim głosem, powoli. Nie wykręca się. Wierzy wszystkiemu. Naiwny. Winny. „Panie Adar – mówi – „ to dlatego, że ... to czworo małych dzieci. Najstarszy ma dopiero siedem lat, trudno mi się wybrać do Tel Awiwu. Pan rozumie?” On rozumie. Proponuje spotkanie w jerozolimskiej kawiarni. „Nie, proszę. Nie w kawiarni. To dla mnie nieporęcznie, pan pewnie rozumie? Może spotkamy się w domu?” – waha się – „Tak będzie o wiele lepiej. Dobrze? Kiedy pan może, panie Adar”? Potem odkłada słuchawkę, opada na fotel, rozluźniona, z wyciągniętymi na boki nogami, i zamyka oczy. Ma pustkę w głowie, a ten cienki, wędrujący ból słabnie, przyciemnia się, tępieje, i ona znów zatapia się w pięknie tamtych piaszczystych przestrzeni aż po horyzont, po których znów biegnie, w wojskowych spodniach i w sandałach na nogach, do tych pięknych ludzi w maskach chroniących od pyłu, w ochronnych okularach, w zielonkawych kombinezonach, poza zachody słońca, poza krwawo-złote kopuły nieba, a oni wyciągają ku niej ramiona z wielką miłością.

  • bibółka przekłady

    fragment książki adina steinzalca (עדין סטיינסלץ עדין אבן ישראל) "hatalmud lechol" (התלמוד לכול). przekład z hebrajskiego: tomasz korzeniowski. adin steinzalc | עדין סטיינזלץ talmud dla każdego (fragment)| przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski niepublikowane gdzie indziej foto: strona tytułowa książki "talmud dla każdego" Rozdział 13 Tematy Talmudu Już spis tytułów starcza, by uświadomić sobie bezlik dyskutowanych w Talmudzie tematów. Ale nawet to, nie odzwierciedla wszystkich kwestii, jakimi Talmud faktycznie się zajmuje. Celem Talmudu jest „Talmud Tora” to jest nauczanie Talmudu w szerokim znaczeniu tego pojęcia. W sposób szczególny, Tora obejmuje całość problemów tego świata. Jeden z talmudycznych rozdziałów opisuje Torę jako pierwotny program, według którego powstał świat, a drugi przeprowadza analizę, wykazując, że zasięg Tory jest wielokrotnie większy od całego świata i wszystkiego co ten obejmuje. Dzieje się tak, ponieważ wszystko, co w życiu istnieje, wymaga w pewnym sensie Tory. I Tora do tego się odnosi. Stąd też niemal pewne, że i Talmud, w większym czy w mniejszym stopniu, zajmuje się wszystkim. Pojęcie Tory, to o wiele więcej niż „prawo religijne”. Jeśli żydowskie prawo religijne obejmuje wszystko i niemal nie istnieją obszary życia, które nie znalazły miejsca w pouczeniach żydowskiej halachy, to Tora jest pojęciem jeszcze szerszym. Sposób postępowania, zwyczaje, źródło utrzymania, porady lekarskie, badanie natury człowieka i świata, zagadnienia językowe i kwestie moralne – to wszystko stanowi Torę i tym samym zajmuje się do pewnego stopnia sam Talmud. Jeśli całe życie wypełnione jest Torą, to talmudyczni mędrcy nie są jedynie wykładającymi ex katedra nauczycielami, bo także ich życie i wszystko co się z nimi wiąże jest Torą i tematem studiów i nauczania. Sami mędrcy uważają, że trzeba się uczyć „nawet ze zwykłej rozmowy, z pojedynczych słów, czy zdań wypowiedzianych przy okazji przez uczniów mędrców (Awoda zara, 19, 2). Czasami są to ważne halachy, wypowiedziane a propos, bez żadnej intencji instruowania i nauczania. Jeśli dotyczy to rozmowy, to tym bardziej działania. Wszystko co robi mędrzec w jakiejkolwiek dziedzinie, winno być ukierunkowane na prawdę, i dlatego on sam winien być „Torą”. Uczniowie, niejednokrotnie chodzą podpatrzeć, co robi ich rabin, aby dowiedzieć się, co oni sami mają robić. Czasami trafiają nawet na najbardziej intymne sytuacje. A kiedy zwracamy im uwagę, otrzymujemy przekonującą, przyjmowaną i przez rabina i przez uczniów odpowiedź: To jest Tora, której trzeba się uczyć (Berachot 62,1). A ponieważ wszystko jest Torą, zatem nie ma miejsca na pruderię, czy usuwanie jakiegokolwiek tematu z zakresu nauki. Co interesujące, mimo iż mędrcy talmudyczni wyróżniają się zbytnią skromnością, tak w zakresie tematów dotyczących życia seksualnego jak stosunku do nagości albo nawet do rozmów na takie tematy, i nawet mimo iż czują wstręt i potępiają wszelkie rozmowy nieprzystojne, to przecież nie odciąga to ich od uczenia się w tym zakresie najdrobniejszych szczegółów. A jednocześnie, zawsze o tych sprawach mówią językiem czystym, czasami bardzo delikatnie. Kwestie normalne i patologiczne, nie są zwolnione od szczegółowej nauki, jeśli należą do Tory. Zakres nauki obejmuje nie tylko halachę w wąskim zakresie, ale całą, w pełnym znaczeniu Torę. W samym Talmudzie zachowała się interesująca rozmowa w tej kwestii. Ojciec, będący jednym z ważnych mędrców, pyta syna, który też był sławnym mędrcem, dlaczego już nie odwiedza jednego z przewodniczących jesziwy. Syn odpowiada z goryczą: Za każdym razem, kiedy przychodzę do niego, ten zajmuje mnie jakimiś sprawami. I jakież to są sprawy, pyta ojciec. Syn powtarza mu, jak przewodniczący jesziwy mówi o halachach związanych z higieną w ubikacji. Jeśli tak jest, mówi ojciec, to warto byś dalej do niego przychodził, nawet jeszcze częściej niż poprzednio, bo przecież on mówi o sprawach ważnych, dotyczących zdrowego życia. Nic dziwnego zatem, że w Talmudzie znaleźć można także różne praktyczne porady zdrowotne. Zrozumiałe, że kwestie te nie należą do głównego obszaru nauki. Istnieli nawet mędrcy, którzy póki znajdowali się w jesziwie, pilnie studiowali wyznaczony zakres, co nie oznaczało wszak, iż potępiają inne tematy, zdające się błahymi. Sławny swą prawością i bogobojnością mędrzec rabi Zira, zdecydował, mimo rad swego rabina, emigrować do Erec Israel. Przed wyjazdem chciał zobaczyć rabina po raz ostatni tak, by tamten nie wiedział, że jest obserwowany. Stał zatem i podsłuchiwał, jak rabin daje pracownikom łaźni rady i czuł wielką radość, ponieważ udało mu się jeszcze raz wziąć lekcję Tory u swego rabina. Jednakowoż, istnieją pewne granice i dziedziny, i nie wszystkie tematy znalazły sobie miejsce w Talmudzie. Mimo bardzo szerokiego spektrum Tory, mędrcy nie objawiali żadnego zainteresowania naukowymi spekulacjami. Nie interesowała ich filozofia, ani klasyczna filozofia grecka, ani jej hellenistyczna, czy rzymska kontynuacja. Talmudyczne studia tematów zbieżnych z filozofią ogólną, skonstruowane są na sposób zupełnie odmienny, beż żadnej próby ich łączenia. Jednocześnie, mędrcy objawiali bardzo nikłe zainteresowanie samą nauką, astronomią, medycyną, matematyką. Dla tych dziedzin nauki, tak jak dla innych, istnieje tylko Tora. To przy jej pomocy zajmowali się problemami świata, opierając się na dwóch jedynie płaszczyznach: na nauce, zawierającej bezpośrednie dane dotyczące halachy i na studiowaniu natury świata tylko tam, gdzie można znaleźć etyczne i ideowe odniesienia do życia człowieka. Charakterystyczny jest tu stosunek do medycyny. Ponieważ prawa dotyczące rytualnej nieczystości wymagają szerokiej wiedzy z zakresu anatomii i fizjologii zwierząt, mędrcy rozwijają tę dziedzinę i wielokrotnie ją badają, dochodząc, dzięki własnym, nie opartym na wcześniejszych teoriach dociekaniom, do zadziwiających i szczegółowych wniosków. W tej, jak i w innych dziedzinach, mędrcy wyprzedzają system nauki współczesnej w podejściu, próbującym być, na ile to możliwe, empirycznym, bez potrzeby jakichkolwiek teorii, które nie wypływaja bezpośrednio z potwierdzonych faktów. Mędrcy nigdy nie wykraczają poza obszar faktów, ku czystej naukowej spekulacji – to ich nie interesuje. Dotyczy to także wiedzy o człowieku. W zakresie ludzkiej anatomii musieli osiągnąć poziom wiedzy ekspertów. Nie zawierzając ówczesnej nauce, sami przeprowadzali doświadczenia. Na przykład, w zakresie halachy dotyczącej nieczystości rytualnej, ważne było ustalenie, ile kości zawiera ciało człowieka. W tym celu uczniowie rabiego Iszmaela przeprowadzali badania ciał kobiet skazanych na śmierć przez władze. I rzeczywiście, dzięki swemu systemowi badawczemu, dochodzili do bardzo ścisłych ustaleń, aktualnych do dzisiaj. Jakkolwiek, mędrcy talmudyczni nie zajmowali się problemami medycznymi, czy fizjologią ciała ludzkiego. Aby, w celach medycznych, odróżnić lekarstwo prawdziwe od lekarstw szamańskich, ustalili zasadę: Wszystko, co przebadane i poprzez doświadczenia uznane za użyteczne, jest lekarstwem, a rzecz nieużyteczna to zabobon. W dziedzinie astronomii, w kwestiach, gdzie konieczne były ścisłe ustalenia faktów, na przykład czas między jednym a drugim nowiem Księżyca, udało im się osiągnąć zaskakująco dokładne liczby. Natomiast astronomią teoretyczną nie interesowali się w ogóle. Ich obraz świata, jaki można ustalić na podstawie różnych źródeł, nie jest konsekwenty i wygląda tak prywitywnie, jak to tylko możliwe. Ale, gdy studiujemy słowa mędrców, widzimy, że oni w ogóle nie zajmowali się kosmologią materialną, tylko obrazem świata idei i ducha, choć swoim zwyczajem, nie wyrażają się w sposób uproszczony. Kiedy mówią, że Ziemia stoi na górach, góry na morzu, a morze na słupie, który nazywa się sprawiedliwość, jasne jest, że nie zajmują się opisem fizycznym. I tak jest praktycznie w każdej dziedzinie życia. Oczywiste, że talmudyczni mędrcy, którzy byli lekarzami, musieli nauczać znanej powszechnie wiedzy medycznej, a trudniący się zawodowo pomiarami powierzchni, zajmowali się geometrią, a mędrcy od rachunków, studiowali matematykę. Ale te kwestie zawodowe do zakresu studiów talmudycznych wchodziły tylko, gdy były potrzebne do ustaleń halachicznych lub etycznych. Ograniczenia naukowe, były głównie ograniczeniami metod, a nie zawężeniem tematycznym. Mędrcy talmudyczni z szacunkiem odnosili się do faktów, próbując przy tym ograniczyć się do faktów sprawdzalnych. Spekulacje naukowe, zarówno sprawdzalne i udowodnione, jak i filozoficzne hipotezy, traktowali z obojętnością, ponieważ interesowali się swoim własnym światopoglądem i swoimi szczególnymi metodami myślenia. Duchowy świat mędrców talmudycznych nie był zamknięty na wpływy, na pewno nie na wieści napływające z zewnątrz. Ustalono zasadę: Jeżeli ktoś donosi, że goje powiedzieli coś mądrego – to trzeba mu uwierzyć. Jednocześnie, granice własnego świata zawęzili do spraw, które uznawali za zasadnicze, i zajmując się Torą, chcieli w miarę możliwości pozostawać wyłącznie w jej granicach. Istnieli mędrcy Miszny i Talmudu, znający jednocześnie grekę i literaturę klasyczną, ale niemal nie istnieje żaden wpływ tej kultury na ich sposób myślenia talmudycznego. Pod tym względem, znacznie różnili się od judaizmu egipskiego, który próbował łączyć mądrość grecką z judaizmem. Mędrcy Talmudu stanowczo usiłowali rozwinąć własne, w pełni wyjątkowe i nieskażone metody. Ponieważ w zdecydowanej większości pracowali oni także w rozlicznych zawodach, z konieczności mieli też właściwe pojęcie o życiu codziennym. Wielu znało doskonale jakiś język obcy, a jednym z wymagań mianowania mędrców do Wielkiego Sanhedrynu, najwyższej żydowskiej instytucji sądowniczej i prawnej, była właśnie znajomość rozlicznych dziedzin, w tym wielu języków. Większość wskazujących na to wniosków i aluzji, można znaleźć w Talmudzie, jako że każdy temat należący do Tory, sam staje się Torą. Twierdzenie, że Tora obejmuje wszystko, prowadzi do dodatkowego aspektu literatury talmudycznej – przenikania się dziedzin, bez widocznych między nimi różnic. Talmudyczna dyskusja poprzez asocjacje, nie zatrzymała się tylko na obszarze Tory. To oczywiste, że w świecie halachy istnieje pojęcie kompleksowości – zgodnie z którą każdy temat winien być powiązany wewnętrznie z tematami pozostałymi, i czasami podczas dyskusji nad jakimś problemem z zakresu halachy dotyczącej związków małżeńskich, sprowadza się dowody z zakresu prawa karnego a nawet prawa dotyczącego ofiar, bez zauważania merytorycznej różnicy między nimi. Co więcej, halachiczna dyskusja na temat bardzo przyziemny, może czasami niezauważalnie zawędrować w rejony etyki, alegorii, czy metafizyki. Tylko w Talmudzie można znaleźć stwierdzenie, że „Dwóch mędrców z Erec Israel spierało się na pewien temat, ale byli tacy co twierdzili, że to była dyskusja dwóch aniołów w niebie”, i nie czuć w tym nic dziwnego. Ponieważ tak życie ludzi na ziemi, przyziemne dyskusje halachiczne, jak i najwyższe niebiosa, wszystko to razem spotyka się w „Torze” – bo w niej wszystko się dzieje, wpływa na wszystko i zewsząd ulega wpływom wszystkiego. Przełożył z hebrajskiego Tomasz Korzeniowski Adin Steinzalc: Talmud dla każdego [tyt. oryg. התלמוד לכל]. Wyd. Eidanim : Jerozolima, 1977. — 203 s.

  • hebrajski kaloryfer blues/jazz

    minikoncerty w hebrajskiej atmosferze. gitary dźwięki bliskowschodnie. mów, graj i śpiewaj po hebrajsku. hebrajski kaloryfer blues/jazz dawid broza | דוד ברוזה dawid broza, urodził się w 1955 w hajfie, ale dzieciństwo spędził w hiszpanii. gra rock, folk, blues. i właśnie posłuchamy pięknego bluesa, i choć zimno na dworze, to nie jest on aż tak rozgrzewający i nawet mało pocieszający. bo to jest kartka noworoczna od szoszany samobójczyni do niejakiego rudego. słowa za szoszanę napisał jonatan gefen יונתן גפן, a muzykę dopisał dawid broza. tamuz nissim | תמוז ניסים tamuz nissim, urodzona i wychowana w izraelu (jej siostra też muzykuje), córka poety kobiego nissima, chyba wciąż mieszka w usa i śpiewa głównie po angielsku, ale jej muzykalność rodziła się w izraelu i zapewne da o tym jeszcze znać i na pewno wrócimy do nissim. a na razie posłuchajmy, bo robi się chłodno i hebrajski kaloryfer blues i piecyk potrzebne. tamuz nissim - on the sunny side of the street więcej info: tamuzmusic.com , aicf.org/artist/tamuz-nissim/ , natan webanót hasatán | נתן ובנות השטן zespół „natan webanót hasatán” (natan i córki szatana) w składzie: natan slomon נתן סלומון gitara, śpiew, emily omer אמילי עומר - gitara basowa, inbar bar ענבר בר - perkusja). istnieje od 2018 roku. gra surf rock w stylu lat 60. jak the shadows, choć grupa nagrała album bardziej zróżnicowany. obie „córki szatana” są uczennicami natana, który naucza gitary klasycznej, akustycznej, elektrycznej i basowej od 1993 roku, w przeszłości był właścicielem studia nauki gry na gitarze „blues w tel awiwie”, a w latach 2002-2004 grał w zespole bait habubót בית הבובות. fb: נתן ובנות השטן Nathan& the daughters of Satan אני רוכב עם השטן - jazda z szatanem awner sztraus (strauss) | אבנר שטראוס awner sztraus (1954), gra od lat 60. studiował muzykę w koledżu berkely. w 1971 założył pierwszy zespół bluesa w izraelu. w 1975 w usa grał i doskonalił się w jazzie, buesie, flamenco i gitarze klasycznej. w izraelu występował w latach 80. i 90. wydał szereg płyt, a także tomiki poezji. גן עדן בלוז חשמלי - raj blues elektryczny noam dajan | נועם דיין noam dajan gra bluesa w izraelu od czasów służby w wojsku, ale śpiewa głównie po angielsku. najpierw grał na gitarze akustycznej, ale w 2006 pojechał do usa i po roku przywiózł do ziemi świętej chicagowskiego bluesa, którego gra na gitarze elektrycznej, mając wciąż w głowie muzykę bb kinga. występował tam w klubach, a po powrocie założył zespół „noam dayan blues band”, z którym grał w całym izraelu. występuje też indywidualnie z bluesem delty mississippi. nagrał płytę „a whole new land” (2013) i "corner of blues and the city” (2015). występował na festiwalach sulam jaakow סולם יעקב drabina jakuba oraz jaarót menasze יערות מנשה lasy menaszego, a także jako gość na koncertach johna lee hookera jr. i innych. odwiedził też azerbejdżan, gdzie studiował grę na kamancze. w 2018 w baku dostał nagrodę specjalną. noam dayan blues band - three o'clock blues ehud banai | אהוד בנאי ehud banai (1953) to jeden z wielu członków muzykalnej rodziny banajów. blues kananejski poświęcony meirowi arielemu (1942-1999, מאיר אריאל), o którym tym więcej się mówi, im więcej czasu upływa od jego śmierci. komentarz do utworu na youtube: w utworze jest wiele aluzji do meira ariela (imię meir oznacza oświetlający): "twoje światło meir, wciąż daje blask", "twoja świeca, meir, wciąż płonie", czy "ogromny eukaliptus gwiżdże kananejskiego bluesa". blues kananejski. blues knaaní (בלוז כנעני) icchak klepter | יצחק קלפטר klepter (1950) to legenda izraelskiego rocka i bluesa. kompozytor, wokalista, gitarzysta, członek wielu grup muzycznych. u awrama. ecel awrám (אצל אברם)

  • bibółka przekłady

    orli kastel-blum (1960, אורלי קסטל-בלום), hebrajska izraelska prozaiczka. opowiadanie z tomu לא רחוק ממרכז העיר. przekład z hebrajskiego: tomasz korzeniowski. orli kastel-blum | אורלי קסטל-בלום rozwiązanie tymczasowe | przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski niepublikowane gdzie indziej foto: okładka tomu opowiadań orli kastel-blum Dani Brawa był mężczyzną przystojnym i bogatym. Miliony przydały mu szczególnej klasy (a ta zobowiązywała do manier najwyższej próby) i chroniły przed wdawaniem się w rozmowy prowadzące donikąd, które zwał promilami. Poważny wyraz twarzy wziął się z kalkulacji i samokontroli. Bez niego najpewniej nie dotarłby tam, dokąd dotarł, czyli do biura w północnej części miasta, z trzydziestoma i dwoma pracownikami, z sześćdziedzięcioma klientami, z których dwudziestu jeden to klienci poważni i do rzeczy. Mimo, że obracał dużymi kwotami, nie przestawał być miły wobec pracowników, którym płacił wysokie pensje, a ci, nie mogąc odpłacić pieniędzmi, zwykle pozostawali po godzinach bez dodatkowej zapłaty, w ten sposób znajdując sposób, by podziękować mu za obiady, które finansował w „Kto Jest Kim”, pod warunkiem, że nie przekroczą dwudziestupięciu szekli za danie, co starczało na tchinę, marynaty, porządny stek i zimny napój. Brawa nienawidził pochlebstw. Jeśli ktoś się odważał, powstrzymywał go i pytał bezczelnie: Co chcesz? Tak zmuszał rozmówcę, by wycofał się do jednego z dwóch narożników: albo natychmiast porzuci wszystko, czego chciał i zamknie się w środku, albo natychmiast powie czego chce, krótko i do rzeczy, bez zbędnej afektacji. Jego kolega, wprawdzie już dość ostrożny, jednak czasem potykał się na pochlebstwie i wtedy wybierał możliwość pierwszą. Milczał, dawał Brawie odczuć ostre i wyraźne granice swej osobowości i natychmiast zmieniał temat. Dopiero, gdy udawało mu się porozmawiać na jakiś marginalny temat, nie związany z Brawą i jego bogactwem, ważył się na rozmowę o ciężkich latach Daniego od 1976 do 1981, kiedy ten przezwyciężał trudności i uczył się obracać je na własną korzyść, albo pytał go: – Powiedz mi, Dani, jak poszło dzisiaj z tymi od traktorów? Czasami koledze udawało się, Dani szedł na współpracę. A kiedy próba pochlebstwa była zbyt wyraźna, sprawy trochę się komplikowały. Dani odwracał spojrzenie i mówił coś w rodzaju: – Co za kawał idioty! Przestań mi mącić w głowie. Wtedy kolega milkł, wysilając mózgownicę, by znaleźć inny temat. Ale Dani najczęściej nie potrzebował z nikim rozmawiać, a na pewno nie z kolegą, bo poza wszystkim, Dani miał własną silną osobowość. Takie wieczory kończyły się pełnym uwiądu powrotem kolegi do domu, bez wymiany z Danim choćby słowa. Wypalał wtedy, przy czym Dani nawet jednego nie, ponad połowę paczki papierosów. Na początku, w momentach długiego milczenia kolega cierpiał, ale po trzech latach nauczył się wynajdywać sobie specjalne myśli na takie chwile. Myśli. Bo uczynki naprawdę nie wchodziły w rachubę. Kiedy Dani odwracał wzrok, albo ruszał do swych interesów, kolega zapamiętywał położenie różnych przedmiotów wokół, aby, gdy przyjdzie do Daniego następnym razem, po zmianach mógł poznać co Dani robił i kto go odwiedzał. Kiedy zbrzydła mu ta zabawa, patrzył nieporuszenie w jeden punkt na białej ścianie i usilnie próbował myśleć o rzeczach przyjemnych, jak szwajcarskie jeziora, których w życiu nie widział. U Brawy z biegiem lat też dokonał się rozwój. Zamykał się w pokojach, prowadził długie rozmowy telefoniczne, przyrządzał lekkie posiłki, nalewał mocne drinki. Im częściej Brawa izolował się, tym koledze trudniej było uruchamiać wyobraźnię i pośpiesznie szukał nowych widoków, budynków, wiejskich pejzaży. Zawsze martwych i zawsze w świetle dnia. Jeśli nie zdołał znaleźć takiego obrazu, po prostu liczył barany, a czasami dla odmiany krowy, albo zabawiał się licząc węże, które ukrywały się między skałami, czyhając na niewinnie kąpiących się na morskim wybrzeżu. W pewnym momencie, wieczorem, kiedy Brawa okazywał wyraźne ślady zniecierpliwienia, kolega wstawał i mówił: – Baj, to ja idę. Dani kierował ku niemu zamyślone spojrzenie i machał swoją wielką ręką na pożegnanie. Tuż przed dotarciem do drzwi wykrzykiwał za nim dobranoc, na co kolega nigdy nie odpowiadał. Lubił wychodzić z tego wspaniałego domu trzaskając drzwiami. Pewnego wtorku, dokładnie, kiedy w telewizji emitowali program co się stanie w Tel Awiwie, jeśli spadnie tam bomba atomowa, kolega spóźniał się. Brawa siedział przed kolorowym ekranem, popijał piwo, oglądał program i chichotał. Śmieszyło go oglądanie znanych mu z dawien dawna miejsc, wysadzanych w powietrze i rozlatujących się na kawałki. Wybuchu dokonano – podkreślał zazwyczaj uśmiechnięty lektor, który teraz całkiem poważniał – przy użyciu wspaniałych i drogich środków technicznych, importowanych specjalnie do tego programu z Japonii, gdzie kilka miesięcy wcześniej emitowano podobny program o Tokio. Dani czuł się bezpiecznie. Może dlatego, iż wiedział, że to co widział, to efekty specjalne, a poza tym tak często wyjeżdżał z miasta. Pięć razy w roku do Nowego Jorku, cztery razy na branżowe konferencje w europejskich stolicach, i trzy razy absolutnie obowiązkowo do Frankfurtu, gdzie inwestował pieniądze, których nie chciał zostawiać w bankach krajowych. Kiedy lektor wyliczał straty w ludziach i nieruchomościach, jakie miała wyrządzić bomba, patos w jego głosie nasilił się. Potem program powtarzano aż do znudzenia, i Dani wyłączył telewizor. Jednym dużym łykiem dokończył piwo, i rzucił w dół pustą puszkę, która pokonała długą drogę ośmiu pięter i uderzyła o chodnik. Dani czasami rzucał z balkonu różne rzeczy, które nawet gdyby uderzyły kogoś w głowę, to nie mogłyby go zranić, a na pewno nie śmiertelnie. Gdyby teraz był przy nim kolega, to wybuchnąłby wielkim śmiechem, i klaszcząc w dłonie pobiegłby ukryć się za dużymi doniczkami na balkonie, żeby zobaczyć, czy puszka kogoś uderzyła, i donieść Daniemu, który ze swego miejsca patrzył nań z uśmiechem. Brawa otworzył kolejną puszkę, włączył telewizor i oglądał końcówkę programu. Zaraz po zakończeniu zadzwonił telefon. – O co chodzi? – powiedział Dani, pewien, że to kolega. – Dani? – usłyszał swoją siostrę Tircę i pożałował, że odebrał. Pytała go, czy oglądał program. – Nie – powiedział jej, bo nie cierpiał, kiedy członkowie rodziny wiedzieli, co robi. A szczególnie Tirca, która potem plotkuje ze wszystkimi. Tirca była rozwódką. Kiedyś wyciągnął ją z sądowych tarapatów z jej mężem. Opłacił adwokata, a ona była mu wdzięczna. Odtąd czuła się zobowiązana, by codziennie zadzwonić do młodszego brata i próbować rozśmieszać go różnego rodzaju śmiesznymi historyjkami z jej miejsca pracy. Na koniec rozmowy zawsze miała jakiś interes. Zazwyczaj chciała poznać jego męską opinię o nowym chłopaku, którego poznała. Tym razem zapytała go o prywatnego nauczyciela matematyki jej dziesięcioletniego syna. – Powiedz, czy jest tak, jak mi się zdaje – zapytała – że on próbuje ze mną coś zaczynać? Położył mi rękę na ramieniu w drodze do drzwi, i trzymał ją tam dosłownie aż do ostatniej chwili. To znaczy, aż wyszłam. Jak mogę się upewnić… Tak, to pewne, że on próbuje coś z nią zaczynać, przerwał jej brat, może nawet ją kocha, kto wie? Myślał o tym, jak przezroczysta i nudna jest jego siostra i chciał się od niej uwolnić. Tirca powiedziała, że Dani to sama słodycz i rozłączyła się pod pretekstem, że nie chce mu przeszkadzać w oglądaniu telewizyjnych wiadomości. Dani stał na chłodnym balkonie i palcami ścierał pot, który zebrał się na jego czole. Światła miasta bez żadnego znaczenia migały w dali. Miejsce zamieszkania, jakie wybrał, było idealne, pomimo hałasu samolotów, z którym nauczył się radzić sobie. Lotnisko nawet go uspokajało. Przypominało mu jego zagraniczne podróże, których brakowało mu przez ostatnie sześć miesięcy. Mały cywilny samolot stał gotowy do startu ku jakiemuś celowi na terenie kraju. Brawa przyglądał się jego cieniowi. Samolocik poderwał się, a Brawa pod wpływem impulsu cisnął ku niemu pełną do połowy puszkę. Puszka nie uderzyła w samolot. Płyn, podczas długiej drogi na dół wylał się z puszki. Przystanek autobusowy na którym kolega miał wysiąść, był pusty. Dani stanął na ulicy i oparł się o słupek przystanku. Z dala zbliżała się jakaś postać. Zdecydował nie napadać na kolegę z krzykiem. Ale to w ogóle nie był kolega. To był tylko Szmulik, pasożyt i osioł, żyjący kosztem swych rodziców, sąsiadów Brawy. – Hej, Dani – powiedział Szmulik. – Hej – rzucił Dani. Szmulik zakaszlał i poszedł dalej. – Masz papierosa? – krzyknął za nim Dani. Szmulik wyciągnął ku niemu białą paczkę. Dani wyjął z niej papierosa, a Szmulik poszedł dalej, w stronę domu swych rodziców, by wycisnąć z nich jeszcze parę groszy. Brawa palił i przypomniał sobie, jak sam kiedyś spóźnił się na spotkanie z kolegą. To było zimą tego roku. Miał dużą szansę na pół miliona dolarów zysku rocznie, i szkoda mu było ją stracić. Sześć godzin siedział w biurze naprzeciw właścicieli pieniędzy, dwóch pięćdziesięcioletnich braci, właścicieli firmy importującej kawę i prowadził z nimi negocjacje, podczas których opowiadał im pieprzne dowcipy, by obniżyć napięcie. Kiedy nalewał im kolejny, przyrządzony samodzielnie koktail, i opowiadał z czego koktail jest zrobiony, zastanawiał się i uznał, że wobec tego, co tu się szykuje, póki co, nie będzie źle, jeśli da koledze poczekać pół godziny na deszczu. Rozważanie to, post factum, okazało się absolutnie słuszne. Kiedy wrócił do domu, kolega był przemoczony. Wstydził się czekać na Daniego na klatce schodowej, bo obawiał się, że sąsiedzi, pełni podejrzeń, mogą wezwać policję. Kiedy dostrzegł Daniego, jego oczy były pełne wielkiej nienawiści. Nieco też śmierdział, a Brawa trochę się nim brzydził. Obaj pośpieszyli do mieszkania, bo już nie mogli się powstrzymać. Mimo to Dani nalegał, prosząc kolegę, by wziął prysznic. Dobrze pamiętał policzek, jaki wymierzył koledze, kiedy ten wyszedł spod prysznica w szlafroku z Singapuru. – Pazerny jesteś – powiedział mu i wymierzył policzek. Kolega beznamiętnie ściągnął szlafrok. Szmulik, co nie miał sumienia, znów przeszedł przed Brawą. Brawa zlekceważył go, a Szmulik też udawał, że go nie zna. Po wyznaczonym sobie kwadransie oczekiwania wszedł na górę do domu, wziął kluczyki od samochodu i pojechał szybko w stronę Bat Jam. – Nie ma go w domu – powiedziała mama kolegi. Brawa odepchnął ją delikatnie na bok i zobaczył kolegę, leżącego na kanapie, jak patrzy w sufit, od którego nie oderwał wzroku nawet, gdy Dani zbliżył się. – Przyjdziesz? – zapytał Dani. – Myślę, że nie – powiedział kolega. Mama kolegi minęła ich z balią pełną mokrego prania. Kolega uśmiechnął się wymuszenie. Dani rozsiadł się w fotelu i mruczał. – A więc, daj mi to – rozkazał, złoszcząc się. Po chwili ciszy kolega wysunął rękę i wyciągnął z kieszeni koszuli, rzucając na stół, nylonowy woreczek owinięty gumką. Brawa chwycił woreczek i zniknął. Przechodnie spoglądali z podziwem na jego pędzący, wspaniały samochód. W domu niezdarnie sam zrobił wszystko co trzeba, klnąc kolegę, który to zwykle robił, a Dani tylko patrzył na niego jak król, i poprawiał go. Jego samopoczucie polepszyło się nie do poznania. Leżał na kanapie i fruwał. Nie minęło dwadzieścia minut, jak kolega zapukał do drzwi. Brawa, pogrążony w barwnych halucynacjach, nie słyszał pukania. Kolega przestraszył się, bo uświadomił sobie, że pewnie Dani wziął za dużo, i zaczął pukać mocniej. Po dziesięciu minutach długiego pukania Dani zrozumiał, że to nie tramwaj. Wstał i podszedł do drzwi. – Kto tam? – zapytał. Za drzwiami kolega wahał się, czy się ujawnić, czy nie. Brawa zapytał ponownie kto tam. Kolega nacisnął guzik windy. Brawa powoli oddalił się i wrócił na upragnioną kanapę. Kolega słyszał ciężkie, oddalające się kroki. Zdaje się, że Dani z powodzeniem zdał się na własne siły – pomyślał i obraził się. Winda nadjechała i zaraz pojechała dalej bez niego. Znów zapukał do drzwi. Brawa, nie wstając, rzucił zmęczone kto tam. Kolega krzyknął: Otwórz! Dani otworzył. Kolega wszedł. Dani wyciągnął się na kanapie i milczał. Kolega nie miał już sił na milczenie i spróbował nawiązać rozmowę. Opowiedział coś, co widział po drodze. – Nawet mnie nie pytaj, jaki wypadek widziałem po drodze. Autobus jechał ulicą Herzla i skręcił w prawo w Balfoura. Dokładnie w sekundę po tym, jak skręcił w Balfoura, jezdnią przechodziła kobieta. Autobus nie widział tej kobiety. Myślę, że ona go widziała, ale nie zdążyła uciec. Słyszałem, jak wrzeszczała. To było straszne. Uciekłem stamtąd. Nie mogę patrzeć na krew. Po prostu nie jestem w stanie. Biegłem z całych sił, żeby złapać taksówkę. Wrzaski ludzi w autobusie, i to wszystko. To było okrutne. Mówię ci – skończył i popatrzył na Daniego. Dani leżał na kanapie z zamkniętymi oczami i mruczał coś niewyraźnie. W drugiej chwili zdawało się koledze, że Dani śpiewa. Na próżno czynił wysiłki, by rozpoznać piosenkę. Pragnął pogłaskać gładki policzek Daniego, ale nie śmiał zbliżyć się. W końcu, pchnięty impulsem, usiadł obok. Na kanapie nie było miejsca dla obu, Dani wstał i poszedł do kuchni. Kolega chciał wziąć tranzystor z kredensu i roztrzaskać go o ścianę, ale zamiast tego, poszedł za Danim. Akurat, gdy doszedł do kuchni, Dani wyszedł z ustami pełnymi jedzenia. Kolega znalazł się w kuchni sam, a Dani w salonie. Kolega wykrzywił twarz i też wrócił do salonu. Dani zachichotał. Kolega usiadł w fotelu. Nagle Dani wstał i poszedł do swego pokoju. Celowo zostawił drzwi na wpół otwarte. Usiadł na skraju łóżka i spoglądał przez szparę między drzwiami a framugą, na wahający się profil kolegi. Kiedy zobaczył, że kolega wstaje, zaśmiał się złośliwie. Kolega zapukał lekko do na wpół otwartych drzwi. – Kto tam? – zapytał Dani. Kolega chrząknął. – To ja, darling, może mógłbyś dać mi trochę pieniędzy, zanim wyjdę? – Ile potrzebujesz? – zawołał Dani przez drzwi. – Bo ja wiem? – powiedział kolega – Tysiąc pięćset mi wystarczy. – Weź z kieszeni mego płaszcza – powiedział Dani – odlicz tam siedemset pięćdziesiąt i zabierz. Kolega zwlekał chwilę, potem ruszył do salonu. Zauważył rzucony na jeden z foteli płaszcz Daniego, wyciągnął z kieszeni równo złożony plik. Szybko odliczył pięć tysięcy i schował do kieszeni spodni. Kiedy wychodził, jego oczy natknęły się na oczy przyklejonej do ściany stojącej Japonki. Zerwał ją ze ściany i pomiął. Bo co to jest rzeczywistość, szydził sam do siebie Brawa, słysząc, jak kolega mocno trzaska drzwiami. Czym jest, jeśli nie człowiekiem, który opowiada ci coś, a potem mówi, słuchaj, to było kłamstwo, i poprawia, a po kilku minutach znów mówi, słuchaj, to też było kłamstwo i poprawia, a potem mówi, przepraszam, to też było kłamstwo. I tak w kółko, aż w końcu nie wiesz, co myśleć. Albo oszalejesz, albo staniesz się takim, jak ja.

  • biblółka przekłady

    jehudit hendel (1921, יהודית הנדל). fragment noweli "szaleństwo psychiatry" (טירופו של רופא הנפש). przekład z hebrajskiego: tomasz korzeniowski. jehudit hendel| יהודית הנדל szaleństwo psychiatry (fragment) |przełożył z hebrajskiego tomasz korzeniowski pierwodruk: piw, 2009 okładka książki jehudit hendel "טירופו של רופא הנפש". Rabi Szlomo z Karlina powiedział kiedyś pewnemu człowiekowi: Nie mam klucza, by cię otworzyć. Ten zawołał nań: Jeśli tak, przebij mnie, rabi, gwoździem. Z opowieści chasydów Joel zginął trzydziestego października, w mglisto-pochmurny dzień, a on sam, Elchanan, przeprowadził się do niej, Jael, trochę więcej niż po roku, mniej więcej w połowie listopada, i wtedy dzień też był mglisto-pochmurny, zaczął się mżawką, ale za nic nie pamięta daty, jak to jest, że nie pamięta daty, przecież ta data zmieniła jego życie, jak to jest, że nie pamięta daty, która zmieniła jego życie, a tylko że był mglisto-pochmurny dzień, który zaczął się mżawką, i że pani Stein, sąsiadka z naprzeciwka, pierwsza, która widziała go wychodzącego rano z teczką, uśmiechnęła się nieco, dokładnie tak, jak nazajutrz uśmiechnęła się pani Stern z drzwi obok, i powiedziała: Dzień dobry, doktorze Gil, i weszła za nim do windy. W windzie powiedziała: Zaczyna się jesień. A on powiedział: Tak, zaczyna się jesień. Jesień trochę wczesna – powiedziała. A on powiedział: Tak, jesień trochę wczesna. Tymczasem winda zatrzymała się i pani Stein znów powiedziała: Dobrego ranka, doktorze Gil, miłego dnia – i podeszła do skrzynki pocztowej, żeby wyjąć swoją gazetę, a on jednym szusem otworzył drzwi z domofonem, jednym szusem wszedł do samochodu, i odjechał. Przychodnia była jeszcze pusta, i tylko Rywka Dobra Dusza siedziała w pokoju pielęgniarek, popijając herbatę. Ona też powiedziała: Dzień dobry, Elchanan, przyszedłeś bez płaszcza, a tu pada, i nie masz nawet koszuli na zmianę. A on powiedział: To nic. Rywka Dobra Dusza powiedziała: Zaczyna być chłodno. A on powiedział: Tak, zaczyna być chłodno – i usiadł naprzeciw niej i też wziął duży łyk herbaty, a ona powiedziała: Jesteś zmęczony, wyglądasz na zmęczonego, nie spałeś w nocy? A on powiedział: Dlaczego? Wyglądam na zmęczonego? I powiedział do siebie, że ona mówi, że wygląda na zmęczonego, ale chce powiedzieć, że wygląda źle, a przecież to była jego noc miłości, jak to jest, że jej zdaje się, że on wygląda źle po nocy miłości, ale Rywka powiedziała, że po nocy zawsze wygląda się źle, nie sądzisz? Powiedział: Tak, tak sądzę – i powiedział, że jeśli woda jest wciąż gorąca, chętnie wypije jeszcze szklankę herbaty. Po południu rozmyślał, czy iść do swojego mieszkania, czy prosto do Jaeli, i poszedł prosto do Jaeli. Wciąż jej nie było, stał i patrzył przez duże okno na swoje puste mieszkanie, na tym samym piętrze budynku naprzeciw, dokładnie okno naprzeciw. Całymi latami patrzył stamtąd tu, teraz patrzy stąd tam. Jasna plama bladego słońca wędrowała po mieszkaniu, a on śledził ją oczami, jakby patrzył na obce miejsce. Potem zwrócił uwagę, że plama słońca, dokładnie taka sama, przywędrowała i tu, i powiedział, tak, oczywiście, ten sam róg, to samo okno, i wszedł do kuchni, a potem do pokoju Joela. I pamięta to dokładnie, dokładnie, jak plama słońca powędrowała za nim do pokoju Joela i spoczęła na trąbce Joela, leżącej na dużej i długiej komodzie, a on powiedział, o, trąbka, Jaeli jej nie przeniosła i nie tknęła, i przypomniał sobie, że cały rok nie wchodził tu, choćby raz, do pokoju Joela. Na stole leżała uporządkowana sterta nut, jakby dopiero co z nich korzystano, powiedział, ona robi porządek z nutami, i na stole. Kiedy wrócił do okna, zaczęło znowu trochę mżyć, szyby zmatowiały, jego mieszkanie naprzeciw wyglądało jak martwa i pusta przestrzeń, a on wrócił do pokoju z trąbką i powiedział, tak, ona ją poleruje, oczywiście, że ją poleruje, to widać, że ją poleruje, ściągnął ramiona i pochylił się ku trąbce. Coś go ścisnęło w klatce piersiowej, powiedział, przecież to dzisiejszy dzień zmienił moje życie, co ja robię, co ja tam do diabła mam w piersi, i rozmasował sobie trochę pierś. Ktoś zadzwonił do drzwi, stała tam pani Stein, która powiedziała: O, przepraszam, Jael jeszcze nie przyszła? Chciałam ją o coś prosić, nie, nic ważnego, jakoś sobie poradzę, i znów uśmiechnęła się lekko. Kiedy poszła, spojrzał na zegar i powiedział, wkrótce przyjdzie. Jaeli, moja urocza Jaeli, i poruszony zaczął kręcić się po mieszkaniu. Wkrótce otworzy drzwi i znajdzie go tu. Cały rok dzwonił przed przyjściem, a ona mówiła: Przyjdź, przyjdź. Teraz otworzy drzwi, a tu on. Ona powie: O, Elchanan, ty tutaj. A on powie: Ja tutaj, Jaeli, ja tutaj – i zobaczył jej złote oczy, spoczywające na jego twarzy, podczas kiedy mówił: Ja tutaj, Jaeli, ja tutaj i zamknął na chwilę oczy. Zdawało mu się, że przyjechała winda, ale nie. Nikt nie otworzył drzwi. Wciąż jest tu sam. Nigdy, właściwie, nie był tu sam. A teraz – Przecież to ona tego chciała, ona powiedziała: To zostań tu, dlaczego miałbyś nie zostać? To była jej wola, wyraźnie jej, to ona go prosiła, wyraźnie prosiła, i przecież to ona nawet kiedyś powiedziała: Joela już nie ma. A on: Tak, Joela już nie ma – on, którego profesją jest ludzka dusza, Joela już nie ma. I nagle usłyszał siebie, jak powtarza głośno, tak, Joela już nie ma, i znów wszedł do pokoju z trąbką. Nad komodą wisiała fotografia ich obojga, głowa przy głowie, dłoń Joela na jej włosach. Joel miał dużą, smutną twarz, która nagle wydała mu się duża ponad wszelką miarę, panującą na całej fotografii i pochłaniającą twarz Jaeli, która jakby zmatowiała, i widoczna była tylko jego twarz, duża i smutna, która zrobiła się jeszcze większa, wyszła poza granice fotografii, jakby z ukrytego promienia i teraz panuje wokół, na całej przestrzeni, na całej ścianie, a on powiedział, ona wisi krzywo, ona jest po prostu krzywo, to na pewno wiatr ją przekrzywił, podniół rękę i wyprostował fotografię. Ale twarz wciąż wyglądała na bardzo dużą, bardzo smutną. Zaciera twarz Jaeli i panuje na całej ścianie, jakby wychodziła nie z papieru, tylko ze ściany, i powiedział, to okno, to przez to dziwne światło, przez ten dziwny dzień, opuścił rękę i pogładził nią trąbkę. Blacha była ciepła, jakby ktoś dopiero co trzymał ją przy ciele, a on przeciągnął powoli ręką po rozszerzającej się tubie. Przestrzeń u wlotu do pustego wnętrza była czarna. Pochylił się, zajrzał do środka, do zagiętego i zwężającego się wnętrza. Zdawało mu się, że z czarnego, zagiętego pustego wnętrza dochodzi jakiś głos, a on powiedział, to moja dusza, słychać stamtąd echo mojej duszy, dlaczego ja tak oddycham, i ściągnął szybko rękę, ale dalej oddychał ciężko, z głową przy gardzieli trąbki. Jego mieszkanie było naprzeciw. To Joel mu je polecił, to on powiedział: Zwolniło się mieszkanie, dokładnie naprzeciw naszego okna, weź je, przecież szukasz mieszkania, a kiedy się wahał, powiedział mu: No, co ty, dosłownie naprzeciw, weź je. I wziął. I wtedy to się zaczęło, w tym oknie dosłownie. Czy to się wtedy zaczęło? Czy to się wtedy zaczęło? Och, nie, to się zaczęło dużo wcześniej, to się zaczęło już, kiedy Joel przedstawił mu ją, kiedy powiedział: Poznaj moją przyjaciółkę, Jael, a on poczuł jej złote oczy na sobie, i jak patrzyła na niego, i jak śmiała się, kiedy patrzyła na niego. Jakby to stało się dzisiaj, pamięta jej śmiech, patrzącej na niego, a potem Joel ożenił się z nią. A potem pięć lat czatował na nich w oknie. Ale nie, czatował to niewłaściwe słowo. Trzeba uściślić. Patrzył na nich w oknie. Ich mieszkanie było zawsze oświetlone i on na nich patrzył, zaciemniał swoje i siedział przy oknie w ciemności. Im, naturalnie, nie przyszło do głowy. Pięć lat, naturalnie, nie przyszło im do głowy. Czasami mówili: Wejdź, zjemy coś w przelocie, i Jaeli brała telefon od Joela i wyliczała mu przez telefon, co jest w lodówce, a on słyszał jej złoty śmiech i przychodził. Oczywiście. Zawsze przychodził. Czasami szli razem na film, i Jaeli siedziała zawsze w środku, między nimi dwoma, jak należy, zawsze jak należy, głowa oparta na ramieniu Joela i przytulona do niego, i wtedy on przesuwał się dalej, na drugi koniec siedzenia. Czasami zasypiała jemu, Joelowi, na ramieniu, głowa osuwała się na jego pierś, a Joel przesuwał swoją rekę na jej głowę, a potem otwierała oczy i śmiała się w ciemności do Joela, a potem śmiała się w ciemności do niego, i w ciemności jaśniały jej złote oczy, które potem, kiedy szedł sam w ciemności do domu, szły z nim. Ich okno było zawsze oświetlone. Czasami widział ich tam, jak się obejmują stojąc, i wtedy wstawał z krzesła, tkwił przylegając do szyby, i patrzył. Czasami mieszkanie było ciemne, świecił się tam tylko mały kinkiet u wezgłowia łóżka, a on widział Jaeli rozbierającą się. Czasami wiązała włosy gumką, a czasami zostawiała je luźno, a on wchodził do kuchni, wypijał kieliszek i jeszcze jeden, i zostawał w kuchni. Kiedy widział u nich zgaszone światło, zapalał swoje, podchodził do okna, i siadał z pustym kieliszkiem w ręku. Jehudit Hendel: Szaleństwo psychiatry [טירופו של רופא הנפש]. Wyd. Hakibuc Hameuchad, 2002. - 143 s.

  • f o r u m języka hebrajskiego

    świat języka hebrajskiego, język hebrajski - co to jest? nauka hebrajskiego, literatura hebrajska, tatuaż hebrajski - pytaj a otrzymasz odpowiedź Aby przetestować tę funkcję, odwiedź swoją aktywną stronę. Wszystkie posty Kategorie Moje posty okrągły stolik miejsce otwarte absolutnie na wszystko co dotyczy Sortuj wg: Najnowsze Obserwuj wszystkie kategorie Stwórz nowy post Comments Ostatnie działanie Item option menu Ciekawostka z Łańcuta co napisane jest n tym obiekcie? andi47 · hebrajski w polsce info 0 0 29 lis 2022 przekład z transkrypcji tomasz korzeniowski · תרגום biuro tłumaczeń 0 0 05 lut 2021 wiadomości prostym hebrajskim tomasz korzeniowski · codzienne święto liter 0 0 21 sty 2021 almemor - tu o religii i etyce tomasz korzeniowski · almemor 0 0 13 paź 2020 Gdzie w Polsce można obecnie uczyć się hebrajskiego? טומש · hebrajski w polsce info 1 0 12 lis 2020 uwagi do izrealia #34 na youtube tomasz korzeniowski · codzienne święto liter 0 0 13 wrz 2020 dwa niedźwiedzice tomasz korzeniowski · stolik zdrajców 0 0 09 wrz 2020 nie ruszę się czy zostaję - czy to ma znaczenie? tomasz korzeniowski · stolik zdrajców 0 0 12 maj 2020 epidemia będzie wydarzeniem גורלי ומכונן tomasz korzeniowski · stolik zdrajców 0 0 31 mar 2020 humus - dobry przepis tomasz korzeniowski · 70 twarzy izraela 0 0 21 mar 2020 czy jest jakiś podręcznik do hebrajskiego? tomasz korzeniowski · mówi się pisze się 0 0 14 mar 2020 Wielka prośba o pomoc w poszukiwaniach k.pota · projekt 3 0 05 kwi 2020 przykazanie "nie zabijaj" nie istnieje? tomasz korzeniowski · stolik zdrajców 0 0 27 lut 2020 słownik hebrajsko-polski sieraczkowej i szira tomasz korzeniowski · בית ספר szkółka 1 0 16 wrz 2020 książki o izraelu w polsce tomasz korzeniowski · 70 twarzy izraela 0 0 23 lut 2020 etgar keret i jego strona w necie tomasz korzeniowski · kawa z hebrajską... 0 0 21 lut 2020 jud zamiast poprawnie alef tomasz korzeniowski · mówi się pisze się 0 0 21 lut 2020 שאלה מפייסבוק tomasz korzeniowski · תיירות podróże 1 0 10 lut 2020 ile liter tomasz korzeniowski · בית ספר szkółka 0 0 09 lut 2020 ביקור בפולין עם מדריך tomasz korzeniowski · תיירות podróże 0 0 08 lut 2020 wałęsa przełożony tomasz korzeniowski · stolik zdrajców 0 0 07 lut 2020 książki hebrajskie w dzisiejszej polsce tomasz korzeniowski · מדף półka 0 0 06 lut 2020 polskie podręczniki do nauki hebrajskiego tomasz korzeniowski · בית ספר szkółka 0 0 06 lut 2020 עברית בקפה tomasz korzeniowski · בית ספר szkółka 0 0 06 lut 2020 aktualizacje tomasz korzeniowski · projekt 0 0 06 lut 2020 Obserwuj wszystkie kategorie Stwórz nowy post Forum - Frameless

  • hebrajska kafé gazeta

    kraj i państwo. narody i religie. judaizm i reszta wiary. idee. trzecia świątynia. ludzie. pod drzewkiem figowym. sfat ewer. kultura. moral-etyka. hebrajska kafé gazeta nr 1 1 tiszri 5781 (19 września 2020) foto: okładka biografii jehudy amichaja. 1 kraj i państwo pierwszy dzień miesiąca tiszri to nowy rok 5781. henry kissinger w 2012 oświadczył, że w ciągu dziesięciu lat nie będzie izraela, nie będzie kwestii izraela na bliskim wschodzie. czas pokaże dlaczego arabowie w zjednoczonych emiratach arabskich i bahrajnie, mimo istniejącej umowy ligi arabskiej w kwestii nieuznawania żydowskiego państwa w palestynie, deklarują pokój z izraelem. od powstania państwa izraela 14 maja 1948 do 19 września 2020 minęły 26426 dni. dużo czy mało? piszący te słowa istnieje 23717. 2709 dni krócej. niewiele, prawda? według kalendarza żydowskiego świat istnieje ledwo 5781 lat. nie dużo, prawda? gdy narodził się jezus w betlejem (bet lechem), świat miał ledwo 3761 lat. w porównaniu ze wszechświatem niewiele, prawda? a gdy zacząć liczyć pokolenia, jakie nas dzielą od tego dnia, okaże się, że jest ich niewiele. to wszystko potwierdza, że czas nie ma żadnego znaczenia. nawet nie wiadomo ile go minęło od działalności mojżesza. jeśli mojżesz w ogóle istniał i działał, to może XXXIV wieki. i tak nie rozumiemy czasu. ale wiemy, że starczy jedno pokolenie na widoczne i znaczące przemiany. państwo izraela odrodzone po dwóch tysiącach lat, zmieniło się znacząco od chwili narodzin. od upadku państwa żydowskiego po zburzeniu świątyni w jerozolimie w 70 r. n. e. i znalezieniu się żydów poza obiecaną przez boga w biblii ziemią izraela, żydzi, aby powrócić do domu, mieli dwie opcje i tymi opcjami się podzielili: jedni (religijni) czekali na mesjasza, który odbuduje państwo. drudzy nazwali się syjonistami (od mitycznej góry syjon) wśród nich byli tak religijni jak świeccy. razem wzięli sprawy w swoje ręce. państwo powstało, ale już od dawna gospodarzami tej ziemi czuli się arabowie. właściwie, w 1948 miały powstać dwa państwa dla dwóch narodów. arabowie jednak nie przyjęli oferty i wytoczyli wojnę przeciw państwu żydów. potem były kolejne wojny, żydzi nie tylko nie oddali państwa, ale jeszcze zajęli dodatkowe tereny. po latach mamy więc w izraelu konflikty wokół kwestii państwa żydowskiego – są żydzi i arabowie i za i przeciw, wokół koncepcji państwa palestyńskiego – arabowie za, żydzi za i przeciw. powstało pytanie: dwa państwa czy jedno wspólne. konflikt terenów (tzw. zajętych, okupowanych) – część żydów chce je utrzymać, ale część chce oddać. problemom tym towarzyszą dziesiątki kwestii społecznych, politycznych, religijnych i innych, wśród samych żydów. rozziew ekonomiczny społeczeństwa, przywileje dla obywateli religijnych. podziały kulturowe i międzykulturowe żydów świeckich z europy zachodniej (jekim) i wschodniej (rosja), krajów basenu morza śródziemnego, żydów religijnych z kręgu aszkenazyjskiego (pogardliwie wuswusim, mają swojego rabina głównego) i sefardyjskiego (pogardliwie czachczachim, też mają swojego rabina głównego), że już nie wspomnimy o dziesiątkach ugrupowań niechasydzkich i chasydzkich, ich rabinów i podwórek (rebustw, tego ciekawego terminu użyła anka grupińska). rozdzierające podziały polityczne doprowadziły do tego, że po ostatnich wyborach w izraelu jest dwóch premierów (do rządzenia na zmianę). obrazu dopełniają kłopoty zdrowotno-społeczno-ekonomiczne z pandemią koronawirusa, które do czego doprowadzą, nie wiadomo. w pięknym geograficznie, topograficznie i historycznie kraju jest wszystko – jak mówią ich dumni żydowscy mieszkańcy. zanim państwo powstało, długo dyskutowano jakie ono ma być, ale także gdzie ma być. były różne koncepcje. ideały społeczne włącznie ze wspólnotami kibucowymi życie zastąpiło tym co jest tu i teraz. izrael zmienił się w ciągu 72 lat. ale to wciąż własny dom. 2 narody i religie. judaizm i reszta wiary według biblii, od synów jakuba jaakowa syna izaaka icchaka bierze początek dwanaście plemion narodu izraela, z których dziesięć w VIII w. p.n.e. zaginęło po uprowadzeniu do niewoli babilońskiej i do dziś nie wiadomo gdzie są. potomkowie wygnanych na początku naszej ery rozproszyli się po świecie. od końca XIX w. zaczęli wracać i dziś w izraelu stanowią wielką kulturową mozaikę jednego żydowskiego narodu, w którym są żydzi z obu ameryk, afryki, australii, eurazji, każdy inny. w państwie izraela spotkali się z żydami miejscowymi, zasiedziałymi od pokoleń, z arabami, beduinami, druzami, samarytanami, czerkiesami, z białoskórymi i czarnoskórymi. będziemy o tym pisać więcej. w państwie izraela ponad 75%, to wyznawcy judaizmu. sam judaizm to obszerna mozaika poglądów, zwyczajów, mentalności i świadomości. od ultraortodoksyjnych, kurczowo trzymających się praw świata dawno już nieistniejącego, przez grupy reformujących się nieustannie, do niewierzących, ale podtrzymujących tradycję religijną. jest judaizm między innymi: talmudyczny, rabiniczny, chasydyzm (z konkurującymi podwórkami cadyków), ortodoksyjny, konserwatywny, postępowy (reformowany), izraelski, humanistyczny, społeczny i prywatny. w ziemi świętej, w kraju jezusa, chrześcijan jest ledwie 2%, druzów odrobinę mniej. około 17% to muzułmanie. są buddyści, a także godni zauważenia bahajowie, bowiem izraelska hajfa to ich światowe centrum z domem sprawiedliwości i ogrodami ze zbocza spadającymi ku morzu śródziemnemu. 3 idee. trzecia świątynia świątynia w jerozolimie, która dzisiaj nie istnieje, to idea bet hamikdasz בית המקדש, przedstawiona w biblii, gdzie jest jej szczegółowy opis. po wyjściu żydów z egiptu i przekazaniu przez boga mojżeszowi tablic dekalogu, które złożone w arce przymierza wędrowały z żydami czterdzieści lat przez pustynię, po podbiciu przez żydów obiecanej przez boga ziemi (bóg obiecał i pomagał), po zdobyciu przez dawida jerozolimy, w końcu jego syn salomon buduje na wzgórzu świątynię, która trwała 372 lata, a po 72 latach pustki zastąpiła ją w tym samym miejscu druga świątynia, która trwała 585 lat. po zburzeniu w roku 70, w tym samym miejscu, dopiero w roku 691 pojawiły się muzułmańska kopuła na skale oraz meczet al-aksa, stojące do dziś. zapowiedziana w księdze ezechiela trzecia świątynia ma powstać, kiedy nadejdzie mesjasz, co może stać się w każdej chwili, dlatego istnieje dzisiaj ruch na rzecz trzeciej świątyni, jest instytut, szkoła (np. przygotowująca młodych chłopców do składania ofiar ze zwierząt), jest muzeum, sklep, portal w internecie itd. świątynne wzgórze zwie się har habaít הר הבית, a poniżej tego wzniesienia znajdują się rzekome resztki drugiej świątyni, zwane ścianą płaczu (rzekome, bo ostatnie badania wykazują, że to nie ściany świątyni, tylko mur wokół niej). w latach 80. z podwórza meczetu na tym wzniesieniu, arabowie rzucali na żydów kamienie. problem załatwiono, kamienie nie spadają, ale żydom nie wolno wchodzić na podwórze meczetu. o życiu wokół idei trzeciej świątyni będziemy pisać więcej. 4 ludzie. pod drzewkiem figowym każdy człowiek jest wyjątkowy, w sensie swej niepowtarzalności osobistej. każdy ma swój świat, ale nie do każdego z nich chcielibyśmy wejść. z dwóch popędów istniejących w człowieku: do dobra יצר הטוב jecer hatów i do zła יצר הרע jecer hará, ten drugi jest najwyraźniej popularniejszy, biblia (rdz. 8,21) twierdzi יֵ֣צֶר לֵ֧ב הָאָדָ֛ם רַ֖ע מִנְּעֻרָ֑יו, jecer lew haadám ra mineuráw, jak to ujął ksiądz jakub wujek w swym przekładzie „zmysł bowiem i myśl serca człowieczego skłonne są do złego od młodzieństwa swego”. wydaje się, że w tej sytuacji najlepiej jest, gdy człowiek mimo wszystko szuka własnej drogi do popędu do dobra i swój raj znajduje pod drzewkiem figowym. wśród wielu prozaicznych, tak pożytecznych jak i zbędnych zawodów, są nazwijmy je świeckie, jak i święte profesje, np. mohel dokonujący obrzezania, rzezak zabijający zwierzęta na sposób koszerny, czyli zgodny z zasadami religii, jest sofer przepisujący święte teksty, jest wielu innych, jest nauczyciel, są zawody świeckie jak żołnierz i urzędnik. są filozofowie i pisarze i redakcyjni plotkarze. będziemy tu o nich pisać więcej. 5 sfat ewer. język hebrajski język hebrajski, używany dzisiaj w izraelu, to ten sam język, którego przestano używać dwa tysiące lat temu i dawno uznano go za umarły. ale oto, od końca XIX wieku, równolegle do początków idei syjonizmu, czyli powrotu żydów do kraju izraela, to jest biblijnej ziemi obiecanej i świętej, z której zostali wygnani i języka używali tylko do liturgii, tak się mniej więcej uważa, językiem potrząśnięto, bowiem jeśli wracać do ojczyzny, to z hebrajskim oczywiście, nie z jidysz, nie z ladino, nie z żadnym innym żydowskim ani nie z nieżydowskim językiem. wokół idei ożywienia i przystosowania języka biblijnego do potrzeb czasów zaczęto się organizować. tymczasem czytaj o tym na naszym portalu: krótka historia hebrajskiego . za postać kluczową uznano eliezera ben jehudę. jego tuning okazał się skuteczny. będziemy o tym i o samym języku pisać. 6 kultury i obyczaje minął zman elul, czyli czas ważnego w żydowskim życiu ostatniego miesiąca starego roku i zaczął się nowy 5781 rok od stworzenia świata. dzień nowego roku to po hebrajsku rosz haszaná ראש השנה, czyli dosłownie głowa roku. gdzieś tam trwa dyskusja, czy może właściwie to jest pierwszy dzień miesiąca nissan (okolice kwietnia), czy właśnie pierwszy dzień miesiąca tiszri (okolice września), który niezależnie od dyskusji, od dłuższego czasu i obecnie jest obchodzony. podobnie jak miesiąc ostatni, elul, tak i pierwszy, tiszri, bogaty jest w wydarzenia. pierwszych dziesięć dni miesiąca to tak zwane straszne dni ימים נוראים jamím noraím, czas skuchy i oczekiwania na dzień sądu יום כיפור jom kipúr, którego wyrok zdecyduje, czy przeżyjemy i dożyjemy kolejnego roku. kilka dni później zacznie się ośmiodniowe święto sukot סוכות zwane po polsku świętem szałasów, albo kuczki. w tym roku od 2 października po zachodzie słońca, dlatego o nim napiszemy więcej w następnym wydaniu, w którym też o święcie simchát torá שמחת תורה radość tory, z powodu zakończenia rocznego cyklu czytania 54 fragmentów tory, tak zwanego pięcioksięgu mojżeszowego. 7 życie literackie i artystyczne. wywiad izraelski dzisiaj wspomnijmy poetę (prozaika i scenarzystę), którego 20. rocznica śmierci mija 22 września. urodził się w würzburgu (niemcy) i tam nazywał się ludwig pfeufer. w izraelu zmienił nazwisko na jehuda amichaj i został poetą, żyjącym pod swoim drzewkiem figowym i tam zmienił hebrajską poezję i powiedział, co myśli o swoim życiu, o innych ludziach, o tym i tamtym świecie. to wszystko można przeczytać w blisko tysiącu wierszy po hebrajsku, w wielu ich przekładach na czterdzieści języków świata i trochę tłumaczeń na język polski, między innymi w przekładzie tomasza korzeniowskiego w tomach „koniec sezonu pomarańczy” (świat literacki, 2000) i „otwarte zamknięte otwarte” (atut, 2017). wkrótce zrobimy wywiad izraelski i zajrzymy też pod drzewko szmuela josefa agnona, amosa oza i innych ludzi świata języka hebrajskiego, wartych uwagi. 8 moral-etyka obok opisu świata zewnętrznego, namacalnego, zajmujemy się światem wewnętrznym człowieka. w judaizmie cały ten obszar moralności i etyki zawiera się w pojęciu musar. istnieje wiele dzieł zajmujących się ludzkim sumieniem, wśród nich powstałych już w okresie talmudycznym (np. jego traktat pirkej awot פרקי אבות tłumaczony m.in. jako sentencje, pouczenia ojców). po narodzinach chasydyzmu w europie pod koniec XVIII wieku, kierującego uwagę na duchowość życia religijnego w odróżnieniu od jego „uczoności”, która miałaby zbawić człowieka, pojawiła się wkrótce tamże grupa musarników, zajmujących się przede wszystkim aspektem moralności w życiu człowieka, choć w ostatecznym rachunku do dzisiaj nie trafiła na czoło najpopularniejszych zajęć religijnych i wydaje się, że człowiek bardziej niż własną moralnością, własnym sumieniem, bardziej zajmuje się choćby tajemnicami kabały. 9 nostalgie świat się zmienia. pisaliśmy, że izrael też się zmienia. w naszych nostalgiach pokażemy trochę tych zmian, czyli izrael, jakiego już nie ma. te zmiany, oczywiście obok specyficznie miejscowych, mają też charakter globalny, międzynarodowy. w polsce też pamiętamy czasy, kiedy w sklepie kupował się na przykład חצי לחם chací lechem, pół bochenka. czy w polsce istniało zjawisko podobne do izraelskiego kowa tembel כובע טמבל, czyli czapka głupka? będziemy wspominać. 10 fiszki czyli co czytać, by wiedzieć więcej o tym, o czym tu piszemy. nasze propozycje od następnego numeru.

  • nr 9. 1 siwan 5781 (12.05.2021)

    hebrajska kafé gazeta nr 9 1 siwan 5781 (12 maja 2021) foto: chasyd toldot aharon (wikipedia) 1 kraj i państwo. akka portowe, na północ od hajfy, miasto akka עכו akko, w biblii wymienione tylko raz (Sdz 1,31), ma bogatą historię i znajduje się na liście światowego dziedzictwa unesco (od 2001), wraz z tutejszą świątynią bahaizmu (od 2008). było stolicą królestwa jerozomskiego, założonego przez krzyżowców, a z polską łączą ją choćby krzyżacy, zakon biorący swe początki w akce w 1190, kiedy to krzyżacy założyli tam szpital dla swych niemieckich pobratymców, biorących udział w trzeciej wyprawie krzyżowej. akką rządziła kolejno asyria, babilonia, grecja, ptolemeusze, seleucydzi, rzymianie, różnego rodzaju formacje arabskie, krzyżowcy, mamelucy, od 1517 imperium osmańskie. w 1799 próbował zdobyć je napoleon bonaparte. turcy utrzymali się w zniszczonym już mieście, w którym żył wtedy założyciel wiary bahaitów, a po nim jego syn, stąd akka stała się centrum bahaizmu. w latach 1920-1948 miastem zajęli się brytyjczycy. w tym okresie rozgorzały tu spory żydowsko-arabskie, trwające też po powstaniu państwa izraela i chociaż rezolucja onz przyznała akkę arabom, to w 1948 miasto zajęli żydzi. arabowie uciekli, a do akki przybyli nowi imigranci żydowscy. stare miasto podupadło, ale dziś, odnowione, jest wspaniałą atrakcją turystyczną. mieszkają w niej żydzi, arabowie i druzowie. bielsko-biała jest jednym z jej miast partnerskich. chaim mosze luzzato, o którego dziele piszemy w tym numerze (ścieżka sprawiedliwych) przybył do akki w 1743, a trzy lata później umarł tu od zarazy. 1 kraj i państwo. talmud izraelski. hasło 13: resztka uchodźców książka מגילת העצמאות עם תלמוד ישראלי „megilat haacmaut im talmud israeli” deklaracja niepodległości i talmud izraelski – trzynaste hasło: שארית הפליטה שנצלה מהטבח הנאצי האיום באירופה ויהודי ארצות אחרות resztka uchodźców, która ocalała ze straszliwej rzezi nazistowskiej w europie i żydzi innych krajów. osiem artykułów, których tytuły mówią: 1) muki cur :מוקי צורresztka uchodźców szuka drogi שארית הפליטה מחפשת דרך szeerít haplita mechapéset derech. 2) chagit lawski חגית לבסקי: kim jest resztka uchodźców? מיהי שארית הפליטה? 3) chananel mak חננאל מאק: שארית הפליטה הייתה לראש פינה reszta uchodźców była kamieniem węgielnym. 4) dani brom דני ברום: do kiedy trwała resztka uchodźców? אד מתי נשאר שארית הפליטה?. 5) ben dror jemini בן דרור ימיני: syjonizm to humanizm ציונות היא הומניות. 6) awraham diskin אברהם דיסקין solidarność, patriotyzm i humanizm. o kwestii emigracji. 7) israel dow elbaum ישראל דב אלבוים: nie mamy wolności by nie kochać obcego אין לנו חירות שלא לאהוב את הגר. poza tym, szereg drobnych tekstów uzupełniających temat. 2 narody i religie. judaizm i reszta wiary. bogobojni – chasydzi toldot aharon i toldot awraham-icchak jedna z dwóch największych grup bogobojnych w izraelu, należąca do antysyjonistycznej organizacji haeda hecharedit העדה החרדית. pilnie strzegą swego religijnego życia, dbając o lokalną tradycję, ubierają się dość odrębnie w jasne kapoty w paski, żyją głównie na obrzeżach sławnej dzielnicy mea szearim מאה שערים na osiedlu domów węgierskich שכונה בתי אונגרין i w częściowo w bet szemesz בית שמש (a nawet już poza izraelem), a wywodzą się (i stąd nazwa) od rabina aharona rote אהרון ראטה z rumuńskiego satu mare, który po przybyciu do izraela, zapoczątkował dynastię i stworzył mały zwarty chasydzki zbór szomrej emuná שומרי אמונה strażników wiary. przyjęli takie wytyczne jak długa modlitwa, staranność i surowość reguł, ubioru (charakterystyczna zebra), skromności (קדושת העיניים kduszat haeinaim, czyli nie patrzeć, głównie na kobiety, w tym abstynencja seksualna), sprzeciw syjonizmowi, państwu izraela i nowoczesności oraz dbania o siebie wzajem i oddania sobie. po jego śmierci, syn awraham chaim odszedł od nauk ojca i ujawnił otwartość, spotykając się ze sprzeciwem większości wiernych, którzy przeszli do awrahama icchaka kana קאהן tworząc dwór toldot aharon תולדות אהרן, a po jego śmierci ci dwaj bracia rozeszli się (na tle afery testamentowej) i obok toldot aharon תולדות אהרן powstała grupa toldot awraham icchak תולדות אברהם-יצחק). 3 idee. giur i ger cedek potocki giur גיור to przejście na judaizm albo po prostu wstąpienie w szeregi wyznawców judaizmu. generalnie, wielkie problemy nastręcza wszystkim kwestia kto jest żydem, po pierwsze urodzony z matki żydówki, a po drugie choćby właśnie ten, kto zgodnie z prawem żydowskim (halachą הלכה) żydem się stał, czyli zjudaizował התייהד hitjahed. takiego mężczyznę zwą ger גר, a kobietę gera דרה albo gijóret גיורת. ger jako pełnoprawny żyd (obowiązuje go sześćset trzynaście przykazań) zwie się ger cedek גר צדק, natomiast ger toszaw גר תושב, to (współ)mieszkaniec w kraju izraela, który zamiast wszystkich przykazań bierze na siebie tylko siedem przykazań synów noego שבע מצוות בני נוח szewa micwot bnej noach, to jest tych, które (według żydów) obowiązują wszystkich innych ludzi. w izraelu kwestia kto jest żydem ma swą rangę w odniesieniu do tak zwanego prawa powrotu (żyda do izraela) חוק השבות chok haszwút z 1950 roku. aktu przejścia na judaizm dokonuje przed sądem rabinackim w izraelu albo za granicą, poprzez naukę i przynależność do gminy przez kilka miesięcy albo lat. ponieważ jednak istnieje dzisiaj wiele nurtów judaizmu, istnieją też kontrowersje. niedawno pisaliśmy o proteście żydów bogobojnych חרדים charedim, wobec uznawania przez sąd izraelski aktów konwersji na judaizm w gminach reformowanych. podobno walentyn potocki, którego chrześcijanie w wilnie 1749 spalili na stosie za to, co zrobił (choć nie wiadomo do końca, że w ogóle istniał), to jedyny polski arystokrata, który dokonał takiej konwersji i przyjął imię abraham ben abraham (abraham syn abrahama). 4 ludzie i postaci. pod drzewkiem figowym. lewi icchak z berdyczowa jezus chasydów ישוע של חסידים (jeszúa szel chasidím). inny przydomek: סנגורם של ישראל (sanegoram szel israel) adwokat izraela, bo wielce miłował naród izraela i bronił każdego żyda, nawet grzesznika חוטא (choté) i przestępcę פושע (poszea), bo u wszystkich szukał dobrych stron. za to boga oskarżał za udręki żydów. lewi icchak z berdyczowa לוי יצחק מברדיצ'ב urodził się 1740 w hoszakowie/hussakowie, zmarł 5 października 1809 (25 tiszri 5570) w berdyczowie, gdzie jest pochowany. uczył się od dow-bera z międzyrzecza, zwanego magidem z międzyrzecza מגיד ממעזריטש. ożenił bogato i studiował w domu teścia (szneura zalmana z ladów) w lubartowie, a potem u samuela szmelke horowitza z ryczywołu, gdzie był rabinem (1761-1765). w 1765 żył w żelechowie. w 1776 pojechał do pińska, gdzie został rabinem i przewodniczył jeszywie. w 1781 na warszawskiej pradze odbył dysputę o chasadyzmie z jego przeciwnikiem abrahamem katzenellenbogenem. obaj uważali, że są zwycięzcami. w 1785 odsunięty od urzędu w pińsku w ślad za klątwą rzuconą przez מתנגדים mitnagdim (przeciwników) na chasydyzm odszedł, uciekając do berdyczowa, gdzie został cadykiem, równolegle pełniąc urząd rabina, będąc aktywnym politycznie i gospodarczo, a ponad wszystko broniąc żydów przed innymi żydami i rosjanami. nie założył dynastii, ale zostawił po sobie dzieło świętość lewiego קדושת לוי kduszat lewi, które można czytać na portalu sefaria org w oryginale i po angielsku. cieszył się u żydów uwielbieniem, zyskując przydomek jezusa chasydów. i skoro inni żydzi trzy razy go wyganiali od siebie, to pewnie dobrze o nim świadczy. w opowieściach chasydów (przekład: paweł hertz) jest kilka dykteryjek o lewim icchaku. wśród opowiastek z innego zbioru, jedna mówi, że lewi icchak przybył kiedyś na ucztę szabatową do sławnego rabina barucha i tam jakiś chasyd zachęcał go do poczęstunku kurczakiem, sznyclem, co tylko lubi, co kocha (אוהב ohéw = lubi, kocha). lewi krzyknął, że on אוהב ohéw boga i nagle całą tacę wyrzucił w górę, brudząc ubrania gości i rabina barucha. ten, widząc wielką miłość lewiego icchaka do boga, zdecydował swego ubrania nie czyścić. 5 sfat ewer. język hebrajski. słownik ben jehudy i słowniki inne po tak zwanym odrodzeniu języka hebrajskiego, kiedy żydzi znów zaczęli rozmawiać po hebrajsku w życiu codziennym od końca XIX wieku, musiały się pojawić nowe słowniki hebrajsko-hebrajskie i pierwszym był oczywiście słownik samego wskrzesiciela języka eliezera ben jehudy אליעזר בן-יהודה. jego opus magnum liczy tomów 16, a cały tom 17. to tak zwany duży wstęp המבוא הגדול ha mawó hagadól. pierwsze tomy ukazały się w roku 1908, a po śmierci ben jehudy (1922) kolejne, redagowane przez innych, wydawano do roku 1959. nazwa słownika to מלון הלשון העברית הישנה והחדשה milón halaszón haiwrit hajeszaná wehechadaszá słownik języka hebrajskiego starego i nowego. ben jehuda miał predyspozycje, by zawrzeć w nim słowa stare (bo w młodości uczył się w jeszywie) i nowe (bo wiele ich sam stworzył). słownik zawiera 23.000 haseł. kolejne najważniejsze dzisiaj słowniki hebrajsko-hebrajskie to: - 1947-2003, słownik ewen-szoszán מלון אבן-שושן milón ewén-szoszán, wersja najnowsza i najbogatsza, swój tytuł zys kała dzięki użytkownikom dwóch wcześniejszych jego wersji, którzy tak właśnie je nazywali: - 1947-1952, nowy słownik מלון חדש milón chadász tworzony przez awrahama ewen-szoszana אברהם אבן-שושן - 1966-1970, nowy słownik המלון החדש hamilón hechadász. zawiera 70.000 haseł. - 1960-1989, tezaurus języka hebrajskiego: z różnych epok אוצר הלשון העברית: לתקופותיה השונות ocár halaszón haiwrít: letkufotéa haszoním. autor: jaakow knaáni יעקב כנעני. słownik zawiera słowa rzadkie, przyjęte przez język hebrajski kolokwialny i literacki, z obszaru poezji religijnej (הפיוט hapijut), a także słowa aramejskie i obce. jest tu wiele słów hebrajskich nieobecnych u ben jehudy. bardziej korzystają z niego ludzie nauki, niż przeciętny odbiorca. całość to 18 tomów. - 1995 milón sapír מלון ספיר, redakcja: eitan awnion איתן אבניאון. hasła ułożone według czasu teraźniejszego, co odróżnia go od wielu słowników i ułatwia poszukiwanie słowa, nie znając jego rdzenia. 1995 podręczny słownik poprawnej hebrajszczyzny מלון הווה – מלון שימושי לעברית התקנית milón howé – milón szimuszí leiwrít hatiknít. redakcja: szoszana bohat i mordechaj miszor. oprócz pożytecznego układu według czasu teraźniejszego, słownik zawiera dotyczące języka decyzje akademii języka hebrajskiego. - 1997 moc słów – słownik kompletny רב מילים - המילון השלם raw milím – hamilón haszalém. redaktorzy: jaakow szwika (choueka) יעקב שויקה, uzi fridkin עוזי פריידקין . to słownik języka mówionego i slangu, najobszerniejszy dotąd. - 2005 słownik historyczny języka hebrajskiego המילון ההיסטורי ללשון העברית hamilón hahistóri lelaszón haiwrít. ten naukowy słownik ma zebrać hasła ze wszystkich dziedzin i okresów. w praktyce ma to być raczej konkordancja, a nie zbiór pełnych haseł objaśniających. w 2005 akademia języka hebrajskiego rozpoczęła prace nad jego tworzeniem. słownik nie ma wersji drukowanej. w sieci dostępny na portalu akademii. - 2007 uniwersalny słownik ariel: nowy hebrajsko-hebrajski słownik wszystkich epok języka מילון אריאל המקיף: מלון עברי-עברי חדש מכל תקופות הלשון milón ariél hamakíf: milón iwrí-iwrí chadász mikól tkufót halaszón. redaktorzy: daniel siwan דניאל סיון i maja fruchtman מאיה פרוכטמן. przedstawiliśmy tu osiem największych i najważniejszych słowników hebrajsko-hebrajskich. istnieje oczywiście wiele innych, ważnych i ciekawych słowników oraz pomniejszych słowników hebrajsko-hebrajskich, a o niektórych z nich napiszemy wkrótce. 6 kultury i obyczaje. rosz chodesz hebrajska nazwa początku miesiąca to ראש חודש rosz chodesz, czyli głowa miesiąca. judaizm używa kalendarza księżycowego, więc pierwszy dzień miesiąca to pierwszy dzień nowego cyklu, kiedy nów ma 1% widoczności księżyca. sobota przed nowiem zwie się szabat mewarechin שבת מברכין, bowiem wtedy błogosławi się nadchodzący miesiąc, zmawia modlitwę קידוש לבנה kidúsz lewaná. błogosławi się boga, za to że odnawia miesiące i zaklina rzeczywistość, żeby tak jak my nie możemy dosięgnąć księżyca, nasi wrogowie nie dosięgnęli nas, chcąc uczynić nam zło, za co spadnie na nich przerażenie i strach. a potem wyraża się przekonanie, że król izraela dawid żyje i życzy się swym sąsiadom życia w pokoju i dobrego losu dla całego izraela: osé szalóm bimromáw hu jaasé szalóm aléjnu weal kol israél weimrú amén עושה שלום במרומיו הוא יעשה שלום עלינו ועל כל ישראל ואמרו אמן czyniący pokój na wysokościach, uczyni pokój nam i całemu izraelowi i powiedzcie amen. 7 życie literackie i artystyczne. kanon hebrajskiej literatury izraelskiej (6) w 2018 radio kan bet opublikowało listę „70 lat 70 książek”, najciekawszych książek wydanych w izraelu od 1948 roku, tworząc rodzaj kanonu, który warto i wypada znać i który tu publikujemy. oto część części lat 90. publikacje przekładów polskich książek z listy zaznaczamy. 1990 albet suissa אלברט סוויסה (1951). עקוד akúd (związany, spętany). jedyna książka autora, imigranta (1963) z casablanki. 1991 dawid grossman דויד גרוסמן (1954) ספר הדיקדוק הפנימי sefer hadikdúk hapnimí (księga gramatyki intymnej). bohater, chłopiec aharon klajnfeld, rośnie wolniej od kolegów i zamiast dziewczynami zajmuje się słowami, które wymyśla. rzecz dzieje się w latach 60. XX wieku, w dzielnicy beit hakerem w jerozolimie, gdzie aharon mieszka z rodzicami, babcią i siostrą. polski przekład: regina gromacka, ukazał się w 2015. 1992 orli kastel-blum אורלי קסטל-בלום (1960) דולי סיטי dolly city (dolly city). druga powieść po dwóch zbiorach opowiadań autorki. dolly to zastraszona lekarka, która na śmietniku znajduje niemowlę i wychowuje je w dystopijnym mieście dolly city na 400. piętrze. lekarka operuje wszystko wokół, złotą rybkę, zwierzęta doświadczalne i swego syna. przekład polski fragmentu powieści: tomasz korzeniowski (kwartalnik artystyczny 2004/4). 1992 etgar keret אתגר קרת (1967) צינורות cinorót (rury). debiut znanego w polsce autora opowiadań. książka zawierająca 56 opowiadań została zauważona dopiero, kiedy dwa lata później ukazał się kolejny tom opowiadań. absurd i groteska. polski przekład: agnieszka maciejowska. 1995 ronit matalon רונית מטלון (1959-2017). זה עם הפנים אלינו ze im hapaním eljnu (ten z twarzą w nasza stronę). trzecia książka autorki, po książce dla dzieci i zbiorze opowiadań. powieść niby podróżnicza, dzieje dziewczyny imieniem ester, w 1976 wysłanej do wujka w kamerunie i odkrywa czarną i kolonialną afrykę, a jednocześnie, przeglądając rodzinne fotografie, odkrywa dzieje własnej żydowskiej rodziny, rozsianej po świecie. 8 moral-etyka. mosze chaim luzzato: ścieżka sprawiedliwych rabin mosze chaim luzzato, zwany ramchal (1707-1746) wydał ścieżkę sprawiedliwych מסילת ישרים mesilat jeszarim w 1740, wyjechał do ziemi świętej w 1743 i trzy lata później zmarł w akce (akko) podczas epidemii. jego książka jest dostępna na portalu sefaria org w oryginale i po angielsku, ale także pardes lauder opublikował ją drukiem (2005) w oryginale i przekładzie polskim. dzieło ramchala do dziś pozostaje bardzo aktualne i pozostanie pewnie po wsze czasy. jeśli chcemy wiedzieć dlaczego w życiu nie jesteśmy w porządku wobec siebie oraz innych, to poczytajmy te dwadzieścia sześć rozdziałów, mówiących o czujności, gorliwości, nieskazitelności, oderwaniu (od rzeczy niewinnych prowadzących do zła), czystości, pobożności, pokorze, lęku przed grzechem i świętości. ta żydowska książka, służąca jako podstawowy podręcznik w jeszywach, należących głównie do nurtu musar מוסר, jest doskonałym prezentem dla całej ludzkości.

© hebrajska kafé projekt | hebrajskakafe@gmail.com

Klauzula informacyjna RODO w zakresie przetwarzania danych osobowych

1. Administratorem danych osobowych jest HEBRAJSKA KAFE PROJEKT TOMASZ KORZENIOWSKI z siedzibą we Wrocławiu (54-066), ul. Piwowarska 9/16, NIP 6871333133. Tel. +48798866952. Adres email: hebrajskakafe@gmail.com

2. Przekazane dane osobowe przetwarzane będą w celu realizacji usług, obsługi zgłoszeń i udzielania odpowiedzi na zgłoszenia;

3. Kategorie danych osobowych obejmują m.in. imię i nazwisko, numer telefonu, adres e-mail, adres, dane dedykowane do procesu/usługi/projektu;

4. Państwa dane osobowe będą przechowywane przez okres istnienia prawnie uzasadnionego interesu administratora, chyba że Pani / Pan wyrazi sprzeciw wobec przetwarzania danych;

5. Państwa dane nie będą przekazywane do państwa trzeciego ani organizacji międzynarodowej;

6. Posiadają Państwo prawo dostępu do treści swoich danych oraz prawo ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, prawo do przenoszenia danych, prawo wniesienia sprzeciwu, prawo do cofnięcia zgody w dowolnym momencie bez wpływu na zgodność z prawem przetwarzania, którego dokonano na podstawie zgody przed jej cofnięciem;

7. Mają Państwo prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego zajmującego się ochroną danych osobowych, którym jest Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, gdy uznają Państwo, iż przetwarzanie Państwa danych osobowych narusza przepisy ustawy z dnia 10 maja 2018 r. o ochronie danych osobowych (tekst jednolity Dz. U. z 2018 r., poz. 1000) lub przepisy Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) z dnia 27 kwietnia 2016 r. (Dz.Urz.UE.L Nr 119, str. 1);

8. Dane udostępnione przez Panią/Pana nie będą podlegały zautomatyzowanemu podejmowaniu decyzji oraz profilowaniu.

9. Dane pochodzą od osób, których dane dotyczą.

10. Podanie przez Państwa danych osobowych jest dobrowolne.

bottom of page